EN

14.09.2024, 18:34 Wersja do druku

Okiem Widza: Pogo

„Pogo” Jakuba Sieczki w reż. Kingi Dębskiej w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.

fot. Katarzyna Kural-Sadowska

POGO jest skrótem od pogotowia ratunkowego, ale też tytułem autobiograficznej, reporterskiej książki (finalistka 14. edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego) i powstałego na jej podstawie monodramu Jakuba Sieczki w adaptacji i reżyserii Kingi Dębskiej, z główną rolą Marcina Hycnara, któremu towarzyszy Radosław Luka.

Minimalistyczna, funkcjonalna, mroczna scenografia Wojciecha Żogały zlewa się się z tonacją ścian małej sceny Fioletowe Pończochy w Teatrze Polonia. Wygląda jak kapsuła czasu (karetka, miejsce odpoczynku, dyspozytornia), która pozostaje w ciągłej gotowości do działania. Jedynie zielona przestrzeń przed nią jest rewirem nadziei, wyobraźni, w której realizuje się młody lekarz ubrany w jaskrawo - pomarańczowy kombinezon, z wielką torbą ratownika. Nie superbohater, nie zbawca, nie cudotwórca, a człowiek, który stara się pomagać ludziom w sytuacjach krytycznych, granicznych, ostatecznych. Ale życie jest o wiele bardziej zaskakujące i kreatywne, bo praca w pogotowiu 24 godziny na dobę (co podkreśla czerwony neon) bardzo często przekracza zakres przewidywalnych obowiązków. Jest ciężka, stresująca, wyczerpująca. Grozi depresją, wypaleniem. Wymaga twardego charakteru, szerokiej specjalistycznej wiedzy, dużego doświadczenia w radzeniu sobie w sytuacjach zmuszających do podejmowania szybkich decyzji, stosowania precyzyjnych procedur medycznych, odporności na permanentne zmęczenie i długofalowe obciążenie emocjonalne. Nieustanny kontakt z ciemną stroną życia i okrucieństwem śmierci rodzi poczucie dręczącej bezsilności, prowadzącej do utraty sensu wykonywania tego zawodu. Urealnia górnolotne o nim wyobrażenia. Sprowadza je często do trudnych do zaakceptowania konstatacji. Udowadnia, że nieustanne obcowanie z cierpieniem i śmiercią dorosłych, ale szczególnie dzieci, z szokiem wywołanym stratą bliskich osób z rodziny nie hartuje, nie uodparnia, a kumuluje poczucie zawodu, porażki, bezradności, smutku. Prędzej czy później łamie najtwardsze kręgosłupy. Zmusza do ucieczki w samobójstwo, uzależnienia, czy, jak było na szczęście w tym przypadku, wyboru „umiarkowania, zdrowych przyjemności, małych szczęść”.

Marcin Hycnar daje temu dowód. Jego ambitny, zapracowany, zdeterminowany bohater jest w nieustannym ruchu, rozedrganiu, działaniu. Pod presją, w napięciu, na haju adrenaliny" daje z siebie wszystko i jeszcze więcej". Walczy z chaosem nieszczęśliwych wypadków, usiłuje ratować poszkodowanych, pomóc chorym, nieść ulgę cierpiącym. Walczy, stara się odwrócić doświadczające ludzi fatum. Czasem cud się zdarza. Desperacko więc pomaga im przetrwać, nawet wtedy, gdy umiera w nim nadzieja. Daje z siebie wszystko-bez taryfy ulgowej, bez znieczulenia, bez złudzeń. Widzi w tym istotę swej pracy, która nie jest misją czy powołaniem lecz, może tylko bardziej niż inne, wymagającym hartu ducha, siły woli, wewnętrznej dyscypliny, zawodem. A jednak po sześciu latach pracy musi zrezygnować i przestaje być ratownikiem medycznym. Wygłaszany przez aktora w ekstremalnie różnych rejestrach emocjonalnych oparty na faktach tekst jest dynamiczną relacją, terapią-spowiedzią, bezpretensjonalnym podsumowaniem i jednocześnie przekonującym uzasadnieniem, że gdy jego bohater doszedł do kresu wytrzymałości, ma prawo i obowiązek ratować własne życie. Kończąc pracę w POGO nie rejteruje, nie przegrywa, nie opuszcza posterunku, a reaguje zgodnie z wyuczonymi procedurami. Ocala siebie. Wykonywanie zawodu ratownika medycznego wiele go nauczyło. Lepiej poznał sobie, ludzi, odkrył, co jest ważne, co ma sens. Praca w ekstremalnych warunkach sprawdziła go i ukształtowała. Pozwoliła mu zdefiniować, czym jest w istocie człowieczeństwo. I pomogła podjąć decyzję, jak ma dalej pracować i żyć.

Zróżnicowane, bogate w środki wyrazu, czułe i szczere aktorstwo Marcina Hycnara umożliwia poznanie specyfiki zawodu ratownika medycznego, sytuację i kondycję ludzi, którzy pomagają, którzy potrzebują pomocy, ale również tych, którzy tej pomocy nadużywają. Odkrywa Grochów, świat mroku i cierpienia, jakiego wielu ludzi może nie znać. Obnaża przy okazji braki systemu opieki medycznej, który jest przeciążony, niedofinansowany, a przez to niedoskonały i niewydolny. I przede wszystkim charakteryzuje każdego człowieka  w potrzebie (czułości, miłości czy zainteresowania nim), rzadziej w momentach ostatecznych, w sytuacjach nieodwracalnych, niezawinionych. Bo to on jest najważniejszy, kimkolwiek by nie był (chorym, jego rodziną, ratownikiem, itd.). Dobrze jest o tym przypomnieć. Dobrze jest o tym wiedzieć.

POGO to mocny, męski, bliski życia i śmierci monodram o stresującej, wycieńczającej pracy w warunkach pełnego zaangażowania w wykonywanie zawodu, który został świadomie wybrany i jest traktowany poważnie, który miał być idealną drogą wiodącą do spełnienia. Ostatecznie okazał się próbą wydolności ciała i ducha, zderzeniem z rzeczywistością, która może zniszczyć, a nawet zabić - etapem nieustającego rozwoju lekarza, który musi się pogodzić z faktem, że jest tylko człowiekiem i nie ma, nigdy nie będzie miał wpływu na wszystko, mimo najszczerszych chęci, dużego doświadczenia, najlepszych kwalifikacji i możliwości. Który nie zawsze może mieć świadomość, że dawno przekroczył dopuszczalne granice, bo stracił wszelką kontrolę i zmierza donikąd. Gorzka to lekcja pokory, egzamin dojrzałości, afirmacja porażki dla zwycięstwa życia.

Obejrzyjcie i przeżyjcie koniecznie. Przekonacie się, w to głęboko wierzę, że było warto. Powodzenia:)

Źródło:

okiem-widza.blogspot.com
Link do źródła

Autor:

Ewa Bąk