„Niespodziewany powrót” Serge'a Kribusa, koprodukcja Teatru Gudejko i Teatru Imka w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Międzypokoleniowy koncert gry aktorskiej!
W dawnych, dawnych czasach, gdy istniał jeszcze w miarę klarowny podział na to, co wypada poszczególnym płciom, a co nie wypada, w powszechnym użyciu było określenie: „męska rozmowa”. Pod tym pojęciem kryła się brutalnie szczera wymiana zdań, gęsto przetykana wyrazami uznawanymi powszechnie za obraźliwe i wulgarne. Sądząc z tego co słyszę obecnie w przestrzeni publicznej, to określenie nie ma już racji bytu, ponieważ tym słownictwem płeć piękna posługuje się obecnie nagminnie. No cóż, jak mówiła pewna ministra: „taki mamy klimat!”.
„Niespodziewany powrót” Serge’a Kribusa został wyprodukowany wspólnie przez Teatr Gudejko i Teatr IMKA w 2021 roku i przez tyle lat zawsze coś stawało mi na przeszkodzie, aby zobaczyć to przedstawienie, o którym słyszałem coraz więcej pochlebnych opinii. I wreszcie udało mi się zgrać terminy i wybrałem się do Studio Buffo, które gościło Kamila Kulę (syn – Henryk) i Daniela Olbrychskiego (ojciec – Borys).
Powtórzę pierwsze zdanie – międzypokoleniowy koncert gry aktorskiej!
Zaryzykuję stwierdzenie, że ten spektakl kwalifikuje się do elitarnego grona przedstawień doskonałych!
Bardzo oszczędna scenografia, która dzięki umiejętnie wprowadzonym antraktom pozwala przy wyciemnionych światłach dokonać szybkiej zmiany dekoracji, co umożliwia widzowi obserwować akcję dziejącą się w: mieszkaniu syna (Henryk – Kamil Kula, na zmianę z Tomaszem Karolakiem), restauracji; podwórku kamienicy czynszowej, celi więziennej czy na ławeczce stojącej na bulwarze spacerowym. Zmiany dekoracji są płynne i absolutnie nie rozbijają narracji, a wprost przeciwnie, podkreślają ją. Znakomicie ustawione są światła i projekcje wyświetlane na horyzoncie, z tyłu sceny.
Tak się składa, że „Niespodziewany powrót” jest trzecią sztuką oglądaną przeze mnie w stosunkowo krótkim czasie, w której Daniel Olbrychski gra jedne z głównych ról i przez cały czas trwania przedstawienia przebywa na scenie. „Przebłyski” – ogromna rola. „Żar” – ogromna rola. I teraz „Niespodziewany powrót” – ogromna rola! O każdej z nich pisałem. Każda z nich jest oczywiście inna. Chronologia, według której oglądałem te przedstawienia też jest inna od kolejności ich premier, ale to nie zmienia faktu, że wszystkie te spektakle są obecnie grane cały czas i to często w różnych miastach w Polsce. I we wszystkich występuje Daniel Olbrychski. Imponujące!
Sztuka opisywana jest jako komedia. Hmmm?! Takiego „grzebania w bebechach” dawno nie oglądałem i nie słyszałem. OK! Dosyć szybko widz dostrzega, że te ledwo, ledwo istniejące i grożące w każdej chwili ostatecznym zerwaniem więzi rodzinne, mają jednak głębsze korzenie. Że obydwaj, ojciec i syn, są głęboko poranieni przez siebie nawzajem, ale równocześnie rozpaczliwie szukają wyjścia z tego klinczu. Początkowo, ego każdego z nich wymaga, aby to ten drugi wykonał pierwszy krok, ukorzył się i wyznał winy. No i mamy wspomnianą na wstępie „męską rozmowę”.
W jej trakcie Kula i Olbrychski pokazują aktorstwo na najwyższym poziomie. Właśnie w tym momencie doszedłem do wniosku, że każde moje opisywanie ich gry będzie brutalnym spłaszczeniem rzeczywistości. To po prostu trzeba zobaczyć i usłyszeć.
Całe szczęście, że z tego co widać na stronie Teatru Gudejko, spektakl „Niespodziewany powrót” grany jest bardzo często w różnych miastach w Polsce. Dzięki temu nie tylko warszawska publiczność ma okazję delektować się nim. Ale nie tylko przeżywać w czasie oglądania. Tekst jest kopalnią tematów do przemyśleń po wyjściu z teatru. I co jest bardzo ważne, możliwość, aby zastanowić się i przepracować w sobie bardzo trudne tematy dostają różne pokolenia. I to ojców, i to synów. A w tle są też córki! Wszak ojciec (Olbrychski) ma grać Króla Lira i na scenie ćwiczy fragmenty sztuki będące jego rozmową z córką. Tak, tak. Minęło kilkaset lat, a problemy są podobne!
A więc, według mnie, „Niespodziewany powrót” wyprodukowany przez Teatr Gudejko i Teatr IMKA powinni zobaczyć wszyscy, bez względu na płeć i wiek. Uważam, że tematy poruszane w tej sztuce są fundamentalne dla życia rodzinnego, a pokazane w ten sposób, jak w oglądanej przeze mnie inscenizacji, zostają w głowach na długo i pracują tam zgodnie z wolą autora i mam nadzieję aktorów.
Na koniec jeszcze mała autokorekta. To jednak jest spektakl, na którym co i raz słychać wybuchy śmiechu. Według mnie to kolejny jego plus. Poruszyć tak ważkie tematy w ten sposób, aby spowodować taką reakcję widowni? Mistrzostwo tekstu i gry aktorskiej! A na koniec widzów czeka optymistyczna nagroda, w postaci ostatnich trzech, czterech zdań sztuki.
Nic więcej nie napiszę. Trzeba pójść, zobaczyć i usłyszeć. Koniecznie!
 
 
       
                                           
                                          