EN

2.01.2024, 12:22 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Na rauszu

„Na rauszu” Thomasa Vinterberga i Tobiasa Lindholma w reż. Marcina Hycnara w Teatr Polonia w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Robert Jaworski

Ależ miałem wspaniałą końcówkę roku 2023! Co spektakl, to w tle jak nie nagroda Nobla, to statuetka Oskara! Co prawda nie na galach w Hollywood i Sztokholmie, ale w Warszawie, na deskach teatralnych. Tym razem, w Teatrze Polonia Marcin Hycnar wyreżyserował „Na rauszu” według adaptacji scenicznej Clausa Flygare, opartej na filmie pod tym samym tytułem, który zdobył Oskara za najlepszy film międzynarodowy. Film oczywiście widziałem i zachodziłem w głowę, jak można będzie przenieść na scenę tak rozbudowaną akcję z tyloma istotnymi postaciami, bo z zapowiedzi Teatru Polonia wynikało, że wystąpi tylko czterech aktorów. Tylko czterech?! Ale za to jakich!

Adam Krawczuk, Marcin Perchuć i Maciej Wierzbicki oraz Marcin Hycnar. Prawie cały Teatr Montownia w komplecie. Tylko miejsce Rafała Rutkowskiego, w tym spektaklu z przyczyn losowych, zajął reżyser, czyli Marcin Hycnar. To on pracował na tekście adaptacji scenicznej, przetłumaczonym przez Jacka Telengę. 

Tym razem zacznę właśnie od tego wątku. Film zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale miałem spore zastrzeżenie do jego tłumaczenia. Bardzo „uwierało” mnie nazywanie przez Tommy'ego (trenera piłkarskiego), najsłabszego i wyśmiewanego przez resztę drużyny, dzieciaczka, mianem okularnika. W takiej grupie wiekowej to bardzo stygmatyzujące. W tłumaczeniu Telengi, Tommy (Maciej Wierzbicki) nazywa tego najsłabszego i najmniejszego zawodnika: „Harry Potter”. Nooo! To brzmi zupełnie inaczej! Zresztą całej sztuki słucha się z przyjemnością, a i polonica też się tu znajdują. 

Tak więc reżyser i pozostali aktorzy dostali spod ręki Jacka Telengi znakomity materiał do pracy i trzeba przyznać, że wykorzystali go do maksimum. Przedstawienie jest zwarte, bez dłużyzn, akcja toczy się płynnie, dialogi są intensywne i znakomite. Co wcale nie znaczy, że nie ma scen wyciszonych, wręcz lirycznych. Rozmowy telefoniczne Martina (Marcin Perchuć) z żoną są przejmujące i co bardziej czułe widzki (widzów też!) mogą chwytać za serce.

Hycnar jako reżyser, wspólnie ze scenografem (Wojciech Stefaniak) i reżyserką światła (Katarzyna  Łuszczyk) bardzo pomysłowo rozwiązali dylemat lokalizacji różnych miejsc akcji na jednej scenie, przy minimalnych zmianach scenografii. A akcja dzieje się przecież w kilku mieszkaniach, w szkole, w klasie, na boisku szkolnym, w knajpce czy na nadbrzeżu. Twórcy tej pierwszej w Polsce inscenizacji „Na rauszu” bardzo pomysłowo i, co najważniejsze, w sposób bardzo klarowny dla widza uporali się z tym iście gordyjskim węzłem.

Jak Państwo zapewne wiedzą, a i sam tytuł mówi o tym wprost, sztuka jest o piciu. Tak, oczywiście o piciu alkoholu, nie wody czy soków! A na ten temat powstało już miliony utworów literackich, filmów, piosenek, skeczy, itp. Każdy z nich traktuje temat wycinkowo, bo nie może inaczej. W tym przypadku też tak jest. I najpierw film, a teraz przedstawienie teatralne ma wg mnie wydźwięk słodko-gorzki. Precyzyjniej można to określić przysłowiem: „miłe złego początki, lecz koniec żałosny”.

Wszyscy artyści biorący udział w tym spektaklu mają postawione przed sobą bardzo trudne zadanie, bo muszą pokazać postępujące przemiany pod wpływem alkoholu. A to jest jedno z trudniejszych zadań aktorskich, bo nie chodzi o odegranie człowieka upitego. W „Na rauszu” ten stan też się zdarza, ale w przeważającej części bohaterowie mają być „pod wpływem”, jednak bez tracenia kontroli i świadomości. Po raz kolejny Marcin Hycnar, Adam Krawczuk, Marcin Perchuć i Maciej Wierzbicki pokazali, że potrafią wszystko.

Ten spektakl trzeba zobaczyć (podobnie jak film), zarówno ze względu na grę aktorów, jak i na pokazany w nim problem. A nie się co oszukiwać, akurat w Polsce jest on bardzo poważny.

To jest stara, sprawdzona zasada. Jak się zobaczy siebie, swoje postepowanie u innych, często następuje refleksja i otrzeźwienie. I to często w sensie dosłownym.

Ja jestem bardzo zadowolony, że w końcówce roku widziałem tak dobry spektakl, a był on 45 sztuką oglądaną przeze mnie w 2023 r. (bardzo dużo było premier). W nowym 2024 roku życzę Państwu i sobie równie znakomitych artystycznie i mądrych życiowo przedstawień.

Źródło:

Materiał nadesłany