EN

1.02.2023, 13:24 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Cravate Club

„Cravate Club” Fabrice Rogera-Lacana w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Katarzyna Kural-Sadowska

CRAVATE CLUB w Teatrze Polonia to kolejny spektakl, na który wybrałem się w ramach nadrabiania zaległości popandemicznych. To przedstawienie było grane od maja 2003 r. w Warszawie, na nie istniejącej już niestety Scenie Prezentacje, w dawnej fabryce Norblina. Wyreżyserował je Romuald Szejd. W dwuosobowej obsadzie rolę Bernarda grał Wojciech Malajkat. To ciekawostka, bo w spektaklu, który powstał w 2020 r. w Teatrze Polonia reżyserem jest Wojciech Malajkat, wcielający się równocześnie w rolę… Bernarda. Jako Adrien partneruje mu Marcin Stępniak. Jest to kolejny „smaczek”, bo z treści sztuki wynika, że Bernard-Malajkat jest szefem, mentorem Adriena-Stępniaka. Zupełnie jak w życiu poza spektaklowym, gdzie również występuje podobna relacja Mistrz-Uczeń. Wszak Stępniak był studentem Malajkata, a nawet jego asystentem i uznaje go za swojego mentora.

Polski tekst w tłumaczeniu Katarzyny Skawiny opisywany jest jako komedia. Tak samo zresztą jak francuski oryginał. Tu kolejna ciekawostka, bo w paryskiej prapremierze z 2001 r. Adrienem był Edouard Baer, czyli filmowy Asterix, z faktycznie przezabawnej komedii Asterix i Obelix: W służbie Jej Królewskiej Mości. W Teatrze Polonia na Cravate Club też można ubawić się setnie. Nie tylko ja, przy całej powadze sytuacji, czasami wręcz tragicznych, wielokrotnie wybuchałem śmiechem. Reszta widowni również. Ale tak się dziwnie składa, że ostatnio, już nie w teatrze, tylko w realnej rzeczywistości byłem, a nawet jestem świadkiem bardzo podobnej sytuacji, która rozgrywa się wśród moich znajomych. I tam nie jest już tak śmiesznie. Po wyjściu z teatru zastanawiałem się, skąd ta różnica w odbiorze podobnych wydarzeń?

Eureka! W Polonii są AKTORZY! Duet Malajkat – Stępniak daje popis aktorstwa. Fantastyczne jest to, że pomimo wspomnianych kontaktów jakie ich wcześniej łączyły i oczywistej różnicy wieku, obydwaj grają znakomicie, jak równy z równym! A jest co do zagrania. Pełna gama nastrojów, humorów dobrych i złych, krańcowo różnych zachowań i stanów umysłu (w tym trzeźwości), itd. Zaczyna się bardzo niewinnie. Ba! Zapowiada się wręcz na jednostajnie przesympatyczny wieczór. Obydwaj panowie są mili, weseli i całkiem naturalni. Ale gdyby tak miało być do końca byłoby nudno, więc powolutku zaczyna się coś dziać. Jak w przyrodzie: jeszcze jest wspaniały, słoneczny dzień, ale już pojawia się zupełnie niegroźny obłoczek, ptaki przestają śpiewać i można zaobserwować dużo innych symptomów, z których każdy sam w sobie nie zapowiada jakichś gwałtownych zmian. Ale jest ich coraz więcej, atmosfera gęstnieje i w końcu burza uderza z niszczącą siłą. W układach międzyludzkich też tak jest. Odwieczny kazus: coś z niczego! Ileż bezsensownych konfliktów wybuchło w ten sposób?! Do ilu tragedii doprowadziło takie nie wyjaśnienie tematu, czy nie przerwanie u podstaw, jeszcze nie groźnego sporu, właśnie wtedy, gdy pojawiały się jego pierwsze symptomy. I o tym jest według mnie ten spektakl.

Ponieważ istnieje francuski film z 2002 - Cravate club, z tą samą obsadą co prapremiera teatralna pomyślałem, że właściwie powinien być wyświetlany w poradniach psychologicznych, czy na szkoleniach interpersonalnych, z komentarzem ukazującym skutki braku wymiany myśli pomiędzy bliskimi osobami i efektów robienia przysłowiowego „z igły widły”.

A później zreflektowałem się, że jeszcze lepszym pomysłem byłoby sfilmowanie spektaklu z Teatru Polonia i prezentowanie go na takich pokazach. Przedstawienie paryskie było hitem sezonu, zdobyło kilka nagród jako spektakl, a aktorzy indywidualnie. Nie widziałem go, ale trudno mi sobie wyobrazić, aby było lepsze od warszawskiego. Oczywiście, ogromny wpływ na jakość przedstawienia ma jego treść i tekst (w tym przypadku tłumaczenie Katarzyna Skawina), plus cała machina teatralna (scenografia - Wojciech Stefaniak i Małgorzata Domańska), kostiumy (Wojciech Stefaniak i Małgorzata Domańska), światło (Waldemar Zatorski), dźwięk (Radosław Grabski), a nawet wielkość i usytuowanie widowni, ale co tu ukrywać, najważniejsi są aktorzy.

JM Rektor Wojciech Malajkat udowadnia, że w tych burzliwych czasach nie tylko wspaniale nawiguje Akademią Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, ale po raz n-ty pokazuje jak znakomitym aktorem jest. Acha! Pedagogiem również, skoro wykształcił takiego aktora jak Marcin Stępniak i zaprosił go do partnerowania w tak intymnej sztuce. Tylko żal, że obowiązki administracyjne wynikające z pełnienia tej zaszczytnej funkcji odciągają takiego artystę od grania i reżyserowania. Całe szczęście, że nie całkowicie, o czym możecie się Państwo przekonać w Teatrze Polonia na Cravate Club.

I nie nastawiajcie się na tylko beztroską komedię! Tam jest kawał życia i materiału do przemyśleń. A może nawet wręcz do takiego malutkiego rachuneczku sumienia, tak tylko dla siebie?!

Źródło:

Materiał nadesłany