„MonsterS. Mordercze pieśni” w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pisze Małgorzata Jęczmyk-Głodkowska na blogu Z Pierwszego Rzędu.
„Marionetki… Wszystko marionetki! Zdaje im się, że robią, co chcą, a robią tylko, co im każe sprężyna, taka ślepa jak one…”.
Ignacy Rzecki wypowiada te słowa w „Lalce”, przypatrując się ułożonej przez siebie w witrynie sklepowej wystawie zabawek. Przypomniały mi się, gdy zobaczyłam Alonę Szostak, która śpiewała utwór „Każdy wie” („Everybody Knows”), wczepiając się dłońmi w dwa sznury, niczym marionetka.
Kto lub co determinuje ludzkie działania? Jaki sens mają podejmowane przez nas próby i dążenia? Jak bardzo jest istotne, gdzie się urodziliśmy, kogo spotkaliśmy na naszej drodze, kto nas kształtował? A może decyzja, kim jesteśmy i po której stronie stajemy – dobra czy zła – jest tą podejmowaną raz za razem w największej samotności?
Odpowiedzi można próbować szukać w spektaklu „MonsterS. Mordercze pieśni”. Najnowsza propozycja Teatru Rozrywki (prapremiera 8 listopada), przygotowana we współpracy z BaronArt, a wyreżyserowana przez Roberta Talarczyka, opiera się na utworach Nicka Cave’a, Leonarda Cohena, i Toma Waitsa.* Każdego z tych twórców cechuje osobność i nieprzystawalność, łączy zaś upodobanie do zapuszczania się w ponure zaułki ludzkiego umysłu oraz wpisana w DNA melancholia.
Decyzja realizatorów, by powierzyć równorzędne role w przedstawieniu czterem cenionym, dojrzałym artystkom, nie mogła być bardziej trafna. Każda z nich to wyjątkowa osobowość, która nie musi już niczego udowadniać ani rywalizować z pozostałymi o jak największą porcję scenicznego blasku. Żadna nie stroni od kolejnych teatralnych wyzwań. Ich współpraca w „MonsterS” daje znakomity rezultat.
Trudno oderwać wzrok od Izabelli Malik furiacko wyrzucającej z siebie kolejne linijki „Krzesła łaski” („Mercy Seat”). Od rozczarowanej Alony Szostak, powtarzającej, że „Ludzie niedobrzy są” („People Ain’t No Good”) i budującej krok po kroku dramaturgiczne napięcie w „Millhaven”. Od Elżbiety Okupskiej opowiadającej historię „Szkarłatnej ręki” („Red Right Hand”). Od Marii Meyer z wysokości krzesła wyśpiewującej z mocą „Ten walc” („Take This Waltz”).
Charyzmatyczne aktorki zabierają widzów w podróż przez prowincjonalne miasteczka, szlakiem upadków, upodlenia, gniewu i okrucieństwa swoich bohaterek. Ich emocje mogłyby podpalić świat. Pieśni bardów przepisane na ich głosy – krzyk, płacz, skowyt i szept – stają się narzędziem nie tylko kobiecej narracji, ale uniwersalną opowieścią o złu. O tym, skąd czerpiemy siłę i dlaczego przychodzi zwątpienie. Dlaczego czasem docieramy do granicy, a niektórzy z nas ją przekraczają. O tym, czy miłość albo przebaczenie mogą w nas cokolwiek ocalić.
Każdy element „MonsterS” został zrealizowany z wielką starannością. Surowa, prosta scenografia Dagmary Walkowicz-Goleśny – kilka czarnych krzeseł, opadające i podnoszące się białe, półprzezroczyste zasłony – oraz światło Piotra Roszczenki współtworzą dynamikę poszczególnych segmentów i budują oniryczny klimat jak z filmów Lyncha albo Jarmuscha. Paleta kolorystyczna kostiumów (także Walkowicz-Goleśny) to głównie czerń i biel, przetykana od czasu do czasu różem długiej spódnicy czy czerwienią stelażu sukni (i kolorem plam zaschniętej krwi na białych koszulach). Całości dopełniają intrygujące biało-czarne wizualizacje Grzegorza Marta.
Utwory trzech bardów zostały zaaranżowane przez Jerzego Mączyńskiego w nowoczesny, niesztampowy sposób. Zespół na scenie (Bartłomiej Herman, Michał Karbowski, Jędrzej Łaciak, Daniel Ruttar) to rasowa kapela rockowa, na której mocne brzmienie nakładają się niepokojące, elektroniczne beaty.
Czterem artystkom towarzyszą wokalnie Dorota Terlecka, Monika Wieczorek i Mateusz Milewski, którzy swoją pasję rozwijają w Warsztatowym Studiu Wokalnym i aż trudno uwierzyć, że na co dzień zajmują się czymś innym niż śpiewanie.
W świecie, który afirmuje młodość, sztuczne piękno, popularność i sukces, twórczość Cave’a, Cohena i Waitsa przepuszczona przez talent i wrażliwość wybitnych artystek opowiada spójną, chociaż pełną dysonansów, gęstą od znaczeń, naturalistyczno-surrealistyczną baśń o brzydocie, przemijaniu, śmierci i prawdzie. Reżyser wraz z aktorkami zaglądają w zagłębienia duszy człowieka, o których istnieniu chcielibyśmy zapomnieć.
Z pewnością pójdę na ten spektakl ponownie, by odsłaniać kolejne warstwy „Morderczych pieśni” i przyglądać się mrocznym materiom, które w nas tkwią. Łatwiej jest je odkrywać w takim towarzystwie niż samotnie.
I po to, by znowu, słuchając i oglądając „Kto zapłonie” („Who by Fire”), pomyśleć, że chłopaki z The Rolling Stones byliby odpowiednim supportem dla tych czterech zjawiskowych kobiet-wulkanów na scenie chorzowskiego teatru.
* W 2012 roku Robert Talarczyk zrealizował w warszawskim Teatrze Rampa spektakl „MonsterS. Pieśni morderczyń” z utworami Nicka Cave’a, Boba Geldofa, Toma Waitsa, a także specjalnie skomponowanymi na tę okazję piosenkami Renaty Przemyk. Chorzowskie przedstawienie to inny spektakl, który z tamtym łączy jedynie część tytułu i pojedyncze utwory.