„Jadwiga” Piotra Rowickiego w reż. Anny Gryszkówny w Mazowieckim Instytucie Kultury w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w w „Polityce”.
Po „Ocalonych”, rozgrywanym na najwyższych poziomach emocji hołdzie dla ofiar masowych gwałtów i mordów w obozie na Zieleniaku na warszawskiej Ochocie w 1944 r., Agnieszka Przepiórska potrzebowała nieco innej energii. Najnowszy monodram przynosi paletę jaśniejszych barw, choć, paradoksalnie, jego bohaterką jest osoba ociemniała. Życie Jadwigi Stańczakowej, z domu Strancman, opisanej przez jej wnuczkę Justynę Sobolewską w książce „Jadwiga. Opowieść o Stańczakowej” zostało przecięte na pół. To przedwojenne było szczęśliwe: zieleń i słońce, kapelusze, sukienki i kawiarnie, wakacje w Sopotach i marzenia o karierze pisarskiej. Wojna przyniosła śmierć ukochanego brata, getto, ukrywanie się. I stopniową utratę wzroku. Czasy powojenne to z jednej strony ciemność – koniec świata widzialnego, z drugiej – odkrywanie swojego talentu poetyckiego, walka o własny głos, którym pasjonująco relacjonowała inne „widzenie” doświadczenia świata i siebie osoby niewidzącej, ale też zmagającej się z depresją i problemami psychicznymi. To w tej opowieści jest najciekawsze: wiersze Stańczakowej, nagrania, na których własnym głosem mówi o swoich emocjach czy eksperymentach z odczuwaniem kolorów. Ale jest w tym poruszającym spektaklu też miejsce na rozmowy z Władysławem Broniewskim i Mironem Białoszewskim, na podłogo-jogę, na rzeczywistość PRL rodem z filmów Barei. I na rewię ze schodami (antypoślizgowymi)!