„Lekkoduch” według powieści „Obłomow” Iwana Gonczarowa w reż. Igora Gorzkowskiego w Teatrze Ochoty w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
„Obłomow”, powieść z 1859 roku, dziś już trochę zapomniana, a przecież najważniejsza w dorobku Iwana Gonczarowa warta jest odświeżenia. Gdy się ją czyta, uderza podobieństwo do czasów, w których żyjemy, adekwatność mechanizmów społecznych kierujących ludźmi w przeszłości i obecnie. Takie przekonanie żywi Igor Gorzkowski, który w stołecznym Teatrze Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich przygotował spektakl pt. „Lekkoduch” według powieści Gonczarowa. Motto utworu brzmi: „Chyba sobie nie wyobrażacie, że świat da nam spokój?” i jest mocno intrygujące, dające do myślenia, jątrzące i właśnie ono dla nowego zespołu aktorskiego Teatru Ochoty stanowi inspirację, myśl przewodnią w tworzeniu kreacji, poznawaniu bohaterów, w których się wcielają pod kierownictwem przenikliwego reżysera. Lubię styl Igora Gorzkowskiego, to jak zawsze trafnie, z wyczuciem sceny i nastrojów wybiera materiał do adaptacji, cenię charakterystyczny sposób prowadzenia aktora oraz odpowiednie, pozbawione przesady eksponowanie psychologicznych rysów postaci. W „Lekkoduchu” jest podobnie. Reżyser z powodzeniem przenosi pomysły autora na scenę, analizując, wybierając wątki i tworząc spektakl na wysokim poziomie, który refleksję miesza z humorem i lekkością. Uderza i zaciekawia dokumentacja obyczajowości, bliskiej naszemu codziennemu bytowaniu. Ale też obraz, „rosyjskiej duszy” jakże niezmienny, czasem wręcz przerażający. Poważny i śmieszny zarazem. Komedia to, farsa czy raczej tragedia?
A wszystko zaczyna się od sceny pogrzebu i katafalku, na którym złożono Ilię Iljicza Obłomowa. Martwego czy nie? Nie ma znaczenia. Zaczynają się retrospekcje i akcja rozwija się pomału, acz potoczyście. Sporo w niej pauz, półtonów, zmienności nastrojów. Jej główny bohater tkwi w jakimś dziwnym zawieszeniu, z goryczą oraz rezygnacją. Zajmuje się… „nicnierobieniem” i jest szalenie wytrwały w swym postanowieniu, w tępym marazmie, unikaniu wszelkiej odpowiedzialności za siebie i innych. Nawet w wytrwałym odrzucaniu czucia i uczucia. Mały przebłysk, iskrę romantycznego porywu stanowi jedynie rodzącą się miłość i jego relacje z Olgą. Niestety, zaniechane, pogrzebane pod manifestującą się coraz silniej apatią. „Ach, życie!” – wzdycha często Ilia Iljicz Obłomow, myśląc o działaniu aktywnym, które męczy, denerwuje, rozstraja i szarpie nerwy. Wybiera bytowanie bierne i ciche, bez zakłóceń, niespodzianek, niepotrzebnych ruchów. „Myślę, że jemu cały czas chodzi o człowieczeństwo. Domaga się tego, by odnaleźć człowieka w innych ludziach. Uważa jednak, że pospolite działania otaczających go osób oddzielają je od człowieczeństwa, a jedynym sposobem, by być człowiekiem, jest odciąć się od bodźców zewnętrznych i powrócić do tego, co Obłomow nazywa rajem utraconym” – wyjaśnia Gorzkowski. Opowieść o bezradności, zawiedzionych nadziejach, niepodjętych w porę działaniach wydaje się wielce aktualną. Nietrudno dostrzec, że wielu Obłomowów we współczesnej wersji otacza nas nadal, gdziekolwiek jesteśmy. Choć dawniej Obłomow próbował inaczej, tylko nieudanie. Teraz czas na „eksperyment egzystencjalny” uzasadniony „teorią i strategią trwania”, jak podkreśla reżyser.
Debiutujący na scenie ochockiego teatru zespół aktorski, tradycyjnie wyłoniony w konkursie „Polowanie na motyle”, gra bez zarzutu. Zapowiada się owocny sezon (nie pierwszy raz przecież), bo zaangażowani młodzi artyści bez problemu odczytują sens adaptacji, płynnie podążają za wskazówkami reżysera, ukazując wewnętrzny świat bohaterów. Na tle trafnej analizy socjologicznej, spojrzenia na rosyjskiego człowieka wczoraj, z odniesieniami do chwili obecnej, jawią się jednostkowe zmagania z własnymi duszami. Postaci obdarzone bardzo konkretnymi cechami osobowości przykuwają uwagę, intrygują. Rolę głównego bohatera gra Piotr Kulesza. Jego Obłomow nie jest wcale taki jednoznaczny. Kogo w nim można ujrzeć? Lenia i apatycznego pasożyta zarażonego niechęcią do życia i z pełną świadomością pogrążającego się w marazmie? A może, mimo wszystko, naturę szlachetną, indywidualność nie poddającą się współczesnym modom i odporną wobec ukrytych nakazów? Bierność to rodzaj buntu, nieprzystosowania do otoczenia, w którym góruje cwaniactwo i oszustwo. W codziennej rutynie, słabostkach, kryje Obłomow swe bolesne doświadczenia (kiedyś chciał znaleźć miłość, robić karierę i realizować pisarskie ambicje – ale to walka z wiatrakami). Piotr Kulesza jako Obłomow rozmyśla, filozofuje i zmusza do refleksji – nad jednostką i jej funkcjonowaniem we współczesnym świecie. Swoją rolę prowadzi z lekkością i naturalnością. Pozostali aktorzy wcielają się w kolejnych bohaterów Gonczarowa, bez problemu zmieniając kostium i oddając stany ducha przeróżnych postaci. Piotr Gadomski jest w tym specjalistą – raz serio i poważnie, innym razem groteskowo, z parodią w tle. Pozostaje barwny i wyrazisty jako wierny sługa Obłomowa Zachar Trofimycz, a potem znienacka, gwałtownie staje się Iwanem – przebiegłym i pozbawionym skrupułów kumem Tarantiewa. Maciej Walter jako Andriej Iwanowicz Sztolc – rówieśnik i jedyny przyjaciel Obłomowa, z dbałością o szczegóły tworzy swoją kreację. Dobrze pokazuje kontrastujące z osobowością głównego bohatera cechy, swą rzutkość i ambitną naturę. Jako Tarantiew zmienia się diametralnie – czyni to lekko i naturalnie. Pozostali utrzymują szalone tempo, jednak czasem pozwalają sobie na zatrzymanie, a widzom – na refleksję. Barbara Liberek, Olga, ma w sobie konieczną energię i wdzięk, szczerość i rezolutność. I pięknie śpiewa, wzbogacając wizerunek bohaterki o dodatkowe, ciekawe szczegóły. W Agafię wciela się Aleksandra Tokarczyk. Gra spokojnie, kreśląc sylwetkę zrównoważonej, dobrej i pracowitej kobiety, choć mało błyskotliwej i nadto ufnej. Scena jest nieduża, zapewnia kameralność i swobodny przepływ energii między aktorem a widzem. I właśnie tej energii w przedstawieniu nie brakuje. Świeżość interpretacji, którą prezentują młodzi nie pozwala na nienaturalne stylizacje, natomiast podkreśla ogromny entuzjazm i szczerość w podejściu do tekstu. Dramaturgia całości, wyczucie detalu jest bez zarzutu. Momentami żartobliwy, czasem uderzająco smutny spektakl zgrabnie łączy wszystkie elementy w spójną, przenikniętą wspólną myślą całość, drążąc i stawiając pytanie – jakie jest prawdziwe życie?
Spore znaczenie ma tu przemyślana scenografia, kostiumy autorstwa Magdaleny Dąbrowskiej, kolory i zapachy, nastrój. Aktorzy odziani w wysmakowane, dopracowane, czasem zaskakująco metaforyczne stroje zyskują – dodatkowe podkreślenie charakteru postaci, ich ukrytych cech, znaczące oderwanie od tu i teraz. Muzyka i piosenki jeszcze dodatkowo uwypuklają uniwersalność historii.
Jaki jest nasz udział w życiowej grze pozorów? Kim jesteśmy dla siebie, dla rodziny, społeczności? Oporni czy odporni? Czy „obłomowszczyzna” nas dotyczy? Odpowiedzi warto szukać w Teatrze Ochoty, u Igora Gorzkowskiego, w znakomicie wyreżyserowanej, bardzo dobrze zagranej opowieści o bohaterach Gonczarowa, która wciąż poraża trafnością spostrzeżeń i mocną refleksją.