EN

30.05.2022, 10:32 Wersja do druku

O ile człowiek przetrwa…

„Srebrny glob” wg Jerzego Żuławskiego w reż. Michała Buszewicza w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.

fot. Natalia Kabanow

W z lekka obskurnym, dawnym pawilonie handlowym BSS „Społem”, z czasem porzuconym i ziejącym pustką przy głównej ulicy w Bydgoszczy, zaaranżowano przestrzeń do grania idealnie przystającą do tematu. Na wielkim ekranie projekcje zdewastowanych wnętrz fabrycznych. Wokół porozstawiane w nieładzie dziwne przedmioty, które potem służą, jak dzieciom do zabawy, aktorom do opowieści o ewakuacji ze zniszczonej przez człowieka Ziemi na Księżyc.

Jedna ściana z luster odbija winowajców - postaci kosmicznych podróżników i nas niszczycieli, obserwujących zdarzenia z widowni.

I wielka kula, ulepiona ze staniolu, przypominającego pozdejmowane z czekoladek i porozrzucane srebrzyste opakowania, które czas i wiatr utoczyły potem w jedną bryłę. Wizja Księżyca czy symbol zaśmieconej Ziemi i przepowiednia losu także innych planet? O ile oczywiście człowiek w świecie przetrwa… 

Krok po kroku w spektaklu ukazywany jest proces dewastacji Srebrnego Globu, na który dotarła kilkuosobowa ekipa selenonautów, zamierzających stworzyć tam nowe terytorium dla idealnego społeczeństwa. Jedyna towarzysząca im kobieta, Marta, jak rajska Ewa na Ziemi, musi tu dać początek nowej, księżycowej cywilizacji, która jednak na skutek znacznie trudniejszych niż na Ziemi warunków atmosferycznych i klimatycznych, okazuje się nie lepsza, ale nawet gorsza od tej ziemskiej. 

Zresztą człowiek dokądkolwiek by nie uciekł, zabiera z sobą wszystkie swoje wady i całe zaszczepione w nim zło. 

Nawet po tej drugiej, niewidocznej stronie księżyca niszczy rośliny i szuka żyjątek, które można pożerać. Fantastycznie tę przerażającą ludzką żarłoczność udaje się zagrać Emilii Piech, księżycowej pramatce Marcie. 

Znakomicie egzemplarz księżycowego człowieka, nieznającego już życia na Ziemi, gra Damian Kwiatkowski. Bezmyślne spojrzenie odbijające wewnętrzną pustkę, brak emocji, niemożność uśmiechu. Budząca lęk kukła z ludzką twarzą.

Tymczasem zniszczona i okaleczona Ziemia, w którą genialnie, bo komediowo i na luzie wciela się Małgorzata Witkowska, mimo uśmiechu wcale dobrze nam nie wróży. Przepowiada raczej wyewoluowanie tu jakiegoś innego rodzaju czy gatunku. Bardziej przystosowanego do warunków, jakie swym egoizmem, zachłannością i głupotą człowiek stworzył na Ziemi?

Ale tą wyrocznią spektakl się nie kończy.

Po scenie zaczyna spacerować postać o czarnej twarzy. Wszakże, jak dowodzi nauka pierwszy człowiek, który pojawił się na Ziemi, był mieszkańcem Afryki. Czyżby czas krążył po krawędzi elipsy? I koniec łączył się z początkiem? I byłaby szansa na powtórkę?

Michał Buszewicz, autor adaptacji powieści Jerzego Żuławskiego i reżyser, znakomicie wybrał temat bardzo dziś, w dobie dewastacji Ziemi i zaśmiecania Kosmosu, aktualny. Wraz z Katarzyną Borkowską, autorką scenografii i świateł, Michałem Dobruckim, projektantem kostiumów i video oraz kompozytorką Aleksandrą Gryką skonstruowali spektakl ciekawy i piękny. Oby tylko poruszył on ludzi bardziej, niż my mali segregatorzy śmieci, odpowiedzialnych za losy świata. 

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Anita Nowak