EN

28.12.2020, 09:02 Wersja do druku

Niewybrzmiałe szanse

"Panny z Wilka" wg Jarosława Iwaszkiewicza w reż. Agnieszki Glińskiej z Narodowego Starego Teatru w Krakowie na 40. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych online. Pisze Kamil Bujny w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Krzysztof Bieliński

Im więcej piszę o spektaklach pokazanych na tegorocznych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, tym bardziej doceniam zamysł organizatorów oddania głosu kobietom – niemal wszystkie przedstawiania prowadzone były bowiem właśnie z perspektywy kobiecej, a przy pracy nad wieloma z nich działały niemal wyłącznie kobiety. Choć od festiwalu minęło już trochę czasu, to jego uczestnicy wciąż najpewniej zastanawiają się nad tym, co ten fakt implikuje – zwłaszcza, że nieustannie trwają protesty po decyzji Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Jednym z tych pokazów, który bodaj najszerzej oddał zamysł tegorocznych Spotkań, są „Panny z Wilka” w reżyserii Agnieszki Glińskiej z Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej. Nie dość, że zaznaczono w nim silnie perspektywę kobiecą, to do tego całą prezentację poprowadzono z perspektywy bohaterek – to one są tu najważniejsze, najbardziej wyraziste i znaczące.

Wiktor, powróciwszy po wielu latach do majątku Wilko, spotyka dawne sąsiadki – niegdyś młode dziewczyny, dziś dojrzałe kobiety. Niemal z każdą z nich łączyła go kiedyś jakaś relacja – wszystkie, podobnie jak on, przez lata wydoroślały, stały się bardziej dojrzałe. Choć od ich niegdysiejszych relacji minęło wiele lat, a po drodze była jeszcze wojna, to ponowne spotkanie wyzwala na nowo w bohaterach te same emocje i uczucia. Wspomnienia przestają być tylko obrazem z przeszłości, determinują bieżące wydarzenia, zmuszając Wiktora do ponownej konfrontacji z tytułowymi pannami.

W spektaklu Glińskiej – jak zresztą w trakcie całego warszawskiego festiwalu – najważniejsze okazują się kobiety. Choć u Iwaszkiewicza cała opowieść skonstruowana jest wokół Wiktora, a postaci żeńskie wydają się niekonkretne, niezbyt wyraziste, to w krakowskim przedstawieniu właśnie bohaterki zyskują na znaczeniu – owszem, ich obecność na scenie dalej wynika z istoty relacji z mężczyzną, jednak przestaje on być centrum świata. O ile jego powrót faktycznie wyzwala opowieść, powoduje retrospekcje i stanowi powód snucia przypuszczeń i rozważań, o tyle postaci kobiece nie są fantazmatyczne, nieokreślone czy niepewne własnego statusu. Poznajemy je jako wyraziste, dojrzałe i w pełni samostanowiące o sobie. Każda z bohaterek „otrzymuje” własny fragment spektaklu, w którym może opowiedzieć czy przepracować ponownie spotkanie z Wiktorem, co jeszcze dobitniej podkreśla ich podmiotowość i niezależność – nie dość, że twórczynie (reżyserka i Marta Konarzewska, która odpowiada za scenariusz i adaptację) oddają im głos, zapewniając możliwość mówienia we własnym imieniu, to ponadto organizują im przestrzeń i wydzielają czas, tak, by każda z osobna, wedle własnego uznania, mogła powiedzieć o swoich uczuciach, przedstawić własny punkt widzenia. Ten gest pozwala jednak nie tylko posegmentować opowieść i znaleźć sposób na prowadzenie akcji, ale również umożliwia wprowadzenie wymownego kontrastu między bohaterkami a Wiktorem – w przedstawieniu, w przeciwieństwie do opowiadania Iwaszkiewicza, to kobiece postaci reprezentują porządek i sprawczość, a mężczyzna wydaje się „dopisywany” do poszczególnych historii, wyzuty z podmiotowości. To on okazuje się wodzony, zdany na łaskę i życzliwość dawnych sąsiadek, nie odwrotnie. Bohaterki – z jednej strony świadome swojej kobiecości, a z drugiej niewyzbyte z przekonania, że czegoś im brakuje, że z czymś się w życiu minęły – mają w tej inscenizacji sprawczość, mogą kształtować opowieść.

Prezentacja Glińskiej jest jednak nie tylko gestem oddania głosu postaciom żeńskim, uczynieniem z kobiecych doświadczeń centrum kreowanego na scenie świata, ale również przyczynkiem do refleksji nad funkcjonowaniem człowieka w czasie i przestrzeni. Powrót bohatera po wielu latach do ziemskiego majątku to okazja nie tyle spotkania się ze sobą dawnych znajomych, ile konfrontacja wzajemnych wyobrażeń o sobie. Wiktor, który przybywa ponownie w dawne strony, to nie jest ten sam mężczyzna, co kiedyś – właściwie, podobnie jak wszystkie bohaterki, to zupełnie inna osoba. Ich ponowne nawiązywanie kontaktów jest zatem nie tyle powracaniem do czegoś, co już było (zwłaszcza, że nierzadko nie ma już nawet pamięci o przeszłości – jest pusta kartka, biała ściana), ile popadaniem w rozczarowanie – sobą, drugą osobą, wyobrażeniami, przeszłością i teraźniejszością.

Przedstawienie z krakowskiego Starego widz ogląda w taki sam sposób, jak bohaterowie przyglądają się sobie – z jednej strony w zauroczeniu i zafascynowaniu, a z drugiej w przekonaniu, że obserwuje się coś, co tylko pozornie jest prawdziwe czy zgodne z naszymi oczekiwaniami. Scena podzielona jest na dwie przestrzenie – przednią, zagospodarowaną dworkowymi meblami, korespondującą z naszymi wyobrażeniami o sielskim ziemiańskim życiu; tylną – wyjętą z konkretnego czasu, służącą do wyświetlania projekcji. Te dwa porządki zdają się do siebie nie pasować, wykluczać (choć ich status jest jak najbardziej uzasadniony), jednak w tym wzajemnym nieuzgadnianiu się tkwi klucz do rozumienia spektaklu. W „Pannach z Wilka” nie ma bowiem żadnego porządku, niczego stałego i określonego, czegoś, co by było jednoznacznie zakotwiczone w czasie i w przestrzeni: wszystko, co dzieje się na scenie, jest raczej wynikiem poplątania przeszłości i teraźniejszości (a także czegoś nierealnego, pochodzącego z wymyślonej przyszłości), prawdy i nieprawdy, pragnień i zawodów. Nie ma w tym świecie niczego pewnego, są tylko zarysy potencjalnych, niewybrzmiałych życiorysów i szans, będących zawsze lepszą wersją tych, które się ostatecznie przydarzyły.

Tytuł oryginalny

Niewybrzmiałe szanse

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Kamil Bujny

Data publikacji oryginału:

26.12.2020