„Mikołajek” wg R. Goscinnego i J.J. Sempégo w reż. Jakuba Szydłowskiego w Kujawsko-Pomorskim Teatrze Muzycznym w Toruniu. Pisze Beata Baczyńska w „Gazecie Świętojańskiej".
Kto z nas nie zna Mikołajka, bohatera cyklu książek autorstwa René Goscinnego zilustrowanego przez Jean-Jacques Sempégo? Jedni czytali o jego przygodach dawno temu, a inni poznali je niedawno, ale zapewne wszyscy, niezależnie od wieku, dobrze się bawili w towarzystwie tego wesołego chłopca i jego kolegów.
Mikołajek narodził się jako bohater pasków komiksowych w belgijskim czasopiśmie „La Moustique” na przełomie 1955 i 1956 r., a jako główna postać opowiadania „Jajko wielkanocne” zadebiutował w 1959. Pierwszy zbiór opowieści pt. „Mikołajek” ukazał się w 1960 r. i nie wzbudził wielkiego zainteresowania czytelników, ale ukazujące się w kolejnych latach tomy osiągnęły ogromną popularność na całym świecie. Miliony dzieci, a także ich rodzice, pokochały zabawnego urwisa i choć czas płynie, on nadal rozśmiesza swoimi przygodami. O niesłabnącym zainteresowaniu może świadczyć powstanie w 2009 r. ekranizacji „Mikołajka”, która okazała się wielkim sukcesem, co doprowadziło do powstania kolejnych filmów – „Wakacje Mikołajka” (2014) i „Skarb Mikołajka” (2021). A teraz, od 26 października 2024 r. możemy oglądać w Toruniu na scenie Kujawsko-Pomorskiego Teatru Muzycznego adaptację teatralną tej niezwykłej książki, której nie sposób nie lubić.
Autor adaptacji i reżyser Jakub Szydłowski rozpoczął przedstawienie od przeniesienia bohaterów w dorosłe życie i wysłanie do szkoły na spotkanie klasowe z wychowawczynią Panną Vanderbleregue (Małgorzata Regent). To właśnie tam Mikołajek (Bartłomiej Dąbrowski), a właściwie już Mikołaj, którego z wiekiem nie opuściła zdolność do pakowania się w kłopoty, dzwoni starym szkolnym dzwonkiem, co powoduje cofnięcie się czasu i powrót do dzieciństwa. Oczywiście, nie zobaczymy na scenie wszystkich opisanych w książce przygód, ale nie zabraknie tych najzabawniejszych, jak wizyta wizytatora (tu wizytatorki, bo sceniczna szkoła jest koedukacyjna – Ewa Mociak), pojawienie się w szkole nowego ucznia z Anglii – Dżodżo (Natan Nogaj), znalezienie Rexa, zabawa w kowbojów i Indian, odwiedziny Ludeczki (Kamila Najduk) czy pojawienie się w szkole fotografa (Karol Soboczyński). Sceny szkolne przeplatają się z domowymi, a wszystkie są różnorodne i bardzo zabawne. Opowieść o przyprowadzeniu przez Mikołajka do domu znalezionego psa i zmiana nastawienia rodziców pod wpływem jednego spojrzenia w psie oczy była chyba nawet zabawniejsza niż w książce. Dodatkowym atutem jest wprowadzenie do spektaklu piosenek, które wzbogacają przekaz, jak w wyścigu rowerowym Taty (Jeremiasz Gzyl) z Panem Blédurt (Michał Zacharek), czy opowieści o wagarach, na które Mikołajek wybrał się z Alcestem (Jeremiasz Gzyl), gdzie cała scenka zostaje zamieniona w piosenkę. Muzyka Jakuba Lubowicza jest bardzo nowoczesna, a przy tym stylistycznie zróżnicowana, przez co pasuje do kolejnych scen. Mamy mocne rokowe brzmienie w piosenkach Dżodża (Natan Nogaj) i Ludeczki (Kamila Najduk), w czasie zabaw rodem z Dzikiego Zachodu pojawia się ton country, a w każdym utworze jest dynamicznie, energetycznie i radośnie. Motywem przewodnim jest rozpoczynająca spektakl piosenka o Mikołajku, której refren powraca kilkakrotnie pomiędzy kolejnymi scenkami i jestem przekonana, że nie tylko ja nuciłam ją w drodze z teatru do domu.
Dobry pomysł na spektakl nawet w połączeniu z interesującą muzyką to nie wszystko. Potrzebni są wykonawcy, którzy sprostają koncepcji reżysera, szczególnie jeśli mamy do czynienia ze spektaklem komediowym i do tego dla dzieci. Rozśmieszenie widza to trudne zadanie, a rozśmieszenie i zainteresowanie dzieci przez 110 minut tym, co dzieje się na scenie jeszcze trudniejszym. Wszyscy aktorzy pojawiający się w przedstawieniu świetnie odnaleźli się w swoich rolach, pokazując dobre przygotowanie wokalne i aktorskie, ale też posiadaną vis comica. Jeremiasz Gzyl nie wiadomo, czy jest zabawniejszy jako wielbiciel kanapek z dżemem Alcest, czy Tata Mikołajka – szczególnie w scenach rywalizacji z Panem Blédurt (Michał Zacharek), w tych momentach obaj zmuszają publiczność do śmiechu. Kamila Najduk jako Ludeczka rozśmiesza trzepotaniem rzęs i miną aniołka, z której zrobiła sobie skuteczną obronę przed mamą. Natan Nogaj bawi widzów wybuchami rozpaczy jako najgorszy uczeń w klasie Kleofas, a Karol Soboczyński rozbawia wizerunkiem klasowego prymusa zasłaniającego się okularami, żeby nie dostać w nos. Ewa Mociak jest świetna we wszystkich wcieleniach – jako troskliwa Mama Mikołajka, a także Godfryda przebrana do klasowej fotografii w strój księżniczki, ale chyba najlepsza jako wizytatorka, całująca po rękach Pannę Vanderbleregue za opanowanie uczniów, z którymi sama zupełnie nie mogła sobie poradzić. Małgorzata Regent to zabawny i skory do dawania w nos Euzebiusz, ale przede wszystkim fantastyczna Panna Vanderbleregue – nauczycielka klasy Mikołajka – pełna entuzjazmu i rezygnacji jednocześnie. No i oczywiście Bartłomiej Dąbrowski, czyli Mikołajek, który zaprezentował pełen zestaw zachowań dziecięcego bohatera.
Wszystkie te postaci, miejsca i przygody zmieściły się na niedużej przestrzeni teatru przy ulicy Żeglarskiej w Toruniu. Scenografia Grzegorza Policińskiego jak zwykle w prosty sposób pomogła naszej wyobraźni zbudować wokół bohaterów konkretne przestrzenie. Scena została otoczona ścianami z półprzezroczystego białego materiału, w bocznych znajdowały się okna wykorzystane w czasie piosenek, a na tylnej ścianie pojawiały się czasem wizualizacje przygotowane przez Izę Karaszewską. Z takiego samego materiału wykonana została kurtyna, a jej zasunięcie i rozsunięcie przenosiło nas w czasie z teraźniejszości do przeszłości i z powrotem. Kiedy scena była klasą pojawiało się kilka stolików z podnoszonymi blatami i krzeseł, a kiedy znikały wystarczył sznur do wieszania bielizy, abyśmy znaleźli się w ogrodzie, albo dwa krzesła przykryte kocem, byśmy przenieśli się do pokoju Mikołajka. Prosto i pomysłowo, jak w dziecięcej zabawie, kiedy niepotrzebne są prawdziwe przedmioty, a wszystko może być tym, czym chcemy,. Dodatkowo tak minimalistyczna dekoracja nie ograniczała przestrzeni dla ruchu scenicznego. Świetna choreografia Michała Cyrana wypełniła tańcem scenę w czasie piosenek, dopełniając ten bardzo udany spektakl.
Dziecięca radość życia, która bije z tej książki, powoduje, że się nie starzeje i choć „Mikołajek” ma już ponad 60 lat, to nadal chętnie się z nim spotykamy, a z jeszcze większą przyjemnością oglądamy go na scenie. Warto zwrócić też uwagę, że teatry rzadko proponują spektakle dla rówieśników Mikołajka, oferując bajki dla małych dzieci, a potem od razu przedstawienia dla młodzieży. Dziękujemy za pojawienie się tego tytułu w repertuarze, szczególnie w tak dobrym wydaniu.