Grał u największych mistrzów teatru i filmu. Światową sławę przyniosły mu role Moryca Welta w „Ziemi obiecanej" i Robespierre'a w „Dantonie" (na zdj.) Andrzeja Wajdy. W Krakowie zachwyciliśmy się jego Wierchowienskim w legendarnych „Biesach" w Narodowym Starym Teatrze.
Wojciech Pszoniak (1942-2020), Straciliśmy niepowtarzalnego artystę światowej klasy.
Aktor zmagał się od lat z chorobą nowotworową. „Dziś o 6.08 zmarł Wojciech Pszoniak (...). Jeden z kolosów powojennego polskiego teatru i filmu. Wspaniały aktor i artysta" - napisał na internetowej stronie kwartalnika „Więź" ksiądz Andrzej Luter.
Przyszły aktor urodził się 2 maja 1942 r. we Lwowie, dorastał zaś w Gliwicach. Od dziecka obracał się w kręgu sztuki. W młodości grał na skrzypcach i klarnecie, w średniej szkole muzycznej w Bytomiu uczył się gry na oboju, udzielał się też w orkiestrze wojskowej. Występował w teatrach amatorskich i studenckich, a także w kabaretach (w 1961 r. założył kabaret „Czerwona Żyrafa").
W 1968 r. ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie, a w 1971 r. po raz pierwszy zagrał u Andrzeja Wajdy. W Starym Teatrze pojawił się w przedstawieniu „Biesy" według Fiodora Dostojewskiego. Grał Piotra Wierchowieńskiego.
„Wierchowieński w jego ujęciu jest gwałtowny, trawiony wewnętrznym ogniem, skłonny do porywów i niezwykłych gestów. Pszoniak, poruszający się błyskawicznie po scenie skokami prawie, nerwowo gestykulujący, wyrzucający z siebie potoki słów, z płonącymi oczami - oto aktorstwo najwyższej miary, postać zarysowana konsekwentnie, godna tego niezwykłego przedstawienia" - pisał Maciej Karpiński.
W późniejszych latach zagrał jeszcze u Wajdy wielokrotnie, m.in. w „Ziemi obiecanej" (Rola Welta przyniosła aktorowi nagrodę aktorską na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), „Weselu", „Dantonie" i „Wielkim Tygodniu". Zwłaszcza jego rola Robespierre'a w „Dantonie" podobała się krytykom. Uznano ją za jedną z największych kreacji aktorskich lat 70. Robespierre w interpretacji Pszoniaka był uosobieniem dogmatycznego i ascetycznego rewolucjonisty.
Można rzec, że aktorską sławę Wojciech Pszoniak zawdzięczał w głównej mierze właśnie Wajdzie.
Ale prócz Wajdy grał u najwybitniejszych reżyserów swojego pokolenia - Kawalerowicza, Gruzy, Zanussiego, Morgensterna, Majewskiego, Żuławskiego, Schlondorffa. Na ekranie debiutował w bułgarskim serialu „Proizszestwia na Sljapata ulica" (1965). W filmie polskim natomiast w 1970 r. - „Twarzą anioła" (reż. Zbigniew Chmielewski).
Na swoim koncie ma także role w spektaklach w stołecznym Teatrze Powszechnym. Zagrał m.in. Normana w polskiej prapremierze „Garderobianego" Ronalda Harwooda, tworząc niezapomniany duet ze Zbigniewem Zapasiewiczem.
„Pszoniak skłania się ku rodzajowości: charakterystyczna postawa, drobny kroczek, mowa przerywana, chytrość, przymilność wypisane na twarzy" - notowała po premierze Barbara Henkel. „Jest sługą, ale i powiernikiem artysty, a nawet szarą eminencją, która, gdy zachodzi konieczność, kieruje biegiem zdarzeń" - pisał recenzent „Radar" w 1987 r.
Do teatru miał stosunek szczególny. W maju, w wywiadzie dla Onetu mówił: „W Polsce panuje obecnie moda, której nie zauważam za granicą. Moda na uprzedmiotowienie aktora. Sam tego nie akceptuję, ale i ostrzegam przed takim modelem pracy moich studentów w Akademii Teatralnej w Warszawie (...). Powtarzam niczym zaklęcie, aby nigdy nie dali się uprzedmiotowić. Mój przekaz jest nadzwyczaj jasny: nie ma teatru bez aktora!".
W latach 70. był tak popularny wśród rodaków, że na jego występy w kabarecie „Pod Egidą" waliły tłumy.
Był żonaty z Barbarą Pszoniak. Od wielu lat mieszkał we Francji, jednak zawsze podkreślał swoje przywiązanie do swojej ojczyzny. „Mieszkając na Zachodzie, nigdy nie traciłem kontaktu z Polską. Tu ciągle mam mieszkanie, własny NIP i PIT. Tu mam przyjaciół. Rodzice wychowywali mnie w przekonaniu, że Polska jest najlepszym i najpiękniejszym krajem. Dzięki podróżom po świecie zrozumiałem, że to nie do końca prawda, że są kraje piękniejsze i zasobniejsze. Ale miłość do ojczyzny jest jak miłość do matki. Kochać ją trzeba i szanować za to, że jest. Im bardziej biedna i umęczona, tym większej wymaga miłości" - mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą" sprzed kilku lat. W latach 80. wyjechał na stałe do Paryża. Od lat 90. występował zarówno w przedstawieniach francuskich, jak i w polskich. Ostatnią rolę filmową zagrał w „Gdybyś mu zajrzał w serce" w 2017 r. Potem nie chciał pojawiać się na ekranie.
Nie unikał rozmów na tematy społeczne i polityczne. Angażował się w politykę. Został członkiem honorowego komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego przed przyspieszonymi wyborami prezydenckimi 2010 r. oraz przed wyborami prezydenckimi w Polsce w 2015 r.
Tak mówił np. o ruchach emancypacyjnych kobiet: „Dzisiaj kobieta faktycznie walczy -o równouprawnienie i wiele innych bardzo ważnych spraw, których nie powinniśmy bagatelizować. Jeśli mówimy o moim podejściu do relacji kobieta - mężczyzna, to opiera się ono na partnerstwie (...). Bardzo często - o czym wielokrotnie się przekonałem i czego byłem świadkiem - to kobieta może jedynie uratować mężczyznę. Szczerze przyznam, że nie potrzebuję w swoim najbliższym otoczeniu feministki. W moim przekonaniu - te szczęśliwe, naprawdę spełnione kobiety nie walczą, nie krzyczą. Generalnie, człowiek spełniony i szczęśliwy nie walczy - bez względu na płeć". W 2011 r. otrzymał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
NAJWIĘKSZE FILMOWE ROLE AKTORA:
„PIŁAT I INNI"
reż. Andrzej Wajda (1972). Wcielił się tu w Jeszuę Ha Nocri, filmowego odpowiednika Jezusa Chrystusa.
„WESELE"
reż. Andrzej Wajda (1972).
W podwójnej roli: Dziennikarza i Stańczyka.
„ZIEMIA OBIECANA"
reż. Andrzej Wajda (1974).
Jako Moryc Welt, symbol drapieżnego XIX-wiecznego kapitalizmu.
„DANTON"
reż. Andrzej Wajda (1983).
Wcielił się w postać Robespierre'a.
„AUSTERIA"
reż. Jerzy Kawalerowicz
(1982). Grał pełnego ekspresji chasyda Rudego
Josełe.
„KORCZAK"
reż. Andrzej Wajda (1990). Pszoniak jako żydowski
lekarz i społecznik świadomie idący na śmierć.
„CZARNY CZWARTEK"
reż. Antoni Krauze (2011).
Odtwórca postaci Władysława Gomółki.