Moroz: Podstawowym wnioskiem, który możemy wyciągnąć z właśnie obejrzanej premiery, jest to, że często chodzi się do teatru jedynie po to, by potwierdzić własne przekonania.
Skrzydelski: Nic nowego. Zresztą tak było i tym razem. Wyprawa do teatru komercyjnego musi się skończyć źle. To jasne. Nie ukrywajmy, że na „Grę” w reżyserii Norberta Rakowskiego szliśmy przekonani, że to będzie ni mniej, ni więcej wieczór dla celebrytów. Garnizon Sztuki w stolicy to takie właśnie miejsce. No i nazwisko aktorki celebrytki w duecie z Adamem Woronowiczem mówiło nam już wszystko, nieprawdaż?
Moroz: O tak. Pomyślałem sobie: Julia Wieniawa? Zatem teatr z Instagrama? No tak, redaktor Skrzydelski wyszedł z ideą, aby się trochę ponabijać i uderzyć w nieco luźniejsze obszary recenzenckie, ale to już przesada.
Skrzydelski: Bądźmy nie pierwszy raz szczerzy: idea była taka, że zobaczymy inną premierę, lecz plany legły w gruzach w związku – jak to zawsze w życiu – ze specyficzną sytuacją pozateatralną. Jednak ja nie żałuję. Bo czegoś się dowiedziałem. A ty żałujesz?
Moroz: Absolutnie nie. Pouczający wieczór. Z kilku powodów.
Skrzydelski: Wymień na początek jeden.
Moroz: Aktorka celebrytka jest w stanie prowadzić na scenie dialog z doświadczonym aktorem, który z celebryctwem nie ma nic wspólnego, za to przez lata pracował z wieloma najlepszymi reżyserami teatralnymi.
Skrzydelski: I to jednak robi wrażenie. Adam Woronowicz ma za sobą ponad 25 lat scenicznego doświadczenia, Julia Wieniawa zaś przede wszystkim występuje na ściankach, w serialach i reklamach, choć – bądźmy uczciwi – zaczynała karierę w produkcjach musicalowych, więc od początku jej droga była w jakiś sposób związana z aktorstwem, to nie jest tak, że wszystko, co zaczęła robić później, było dziełem przypadku. Zresztą to inny temat. Dziś liczy się to, że podjęła decyzję, by pojawić się w takim, a nie innym spektaklu.