Logo
Magazyn

Nauczyłam się wybierać swoje bitwy

16.09.2025, 09:06 Wersja do druku

Rozmowa z dyrektorką Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni.

fot. mat. Teatru Żydowskiego w Warszawie

Piotr Wyszomirski: Po lekturze Pani aplikacji konkursowej od razu przypomniał mi się dawny napis na Zamku Ujazdowskim: „O wiele rzeczy za dużo, by zmieścić w tak małym pudełku”. Jeśli Pani zrealizuje wszystkie założenia, to zostanie Pani jakimś EGOTEm!

Gdynia. Konkurs na dyrektora Teatru Miejskiego rozstrzygnięty!

Marta Miłoszewska*: Wolę mieć za dużo pomysłów niż za mało. Proszę zauważyć, że świadomie złożyłam je w modułowy katalog propozycji, z którego możemy wybierać i zestawiać konfiguracje w zależności choćby od tego, jakim budżetem będziemy dysponować. W koncepcji programowej celowo zaznaczyłam, że to spis liczniejszy, niż możliwa do zrealizowania w trakcie kadencji liczba premier. Postawiłam na szersze spektrum, żeby ostatecznych wyborów móc dokonywać w uzgodnieniu z zaproszonymi twórcami. Zresztą, sto lat temu o budowie pewnego polskiego miasta nad morzem też mówiono „to się nie uda”. Jak założymy, że się da, to może się nie da, ale może jednak da. A jak założymy, że się nie da, to nie da się na pewno. Poza tym, co tam takiego nierealnego jest w tej mojej koncepcji? Kilka premier rocznie, wzmocnienie programu edukacyjnego, dbałość o pracowników, funkcjonowanie w ekosystemie miasta i regionu. Żadne fajerwerki, raczej ogólnopolski standard. Oczywiście, sama i bez pieniędzy tego nie zrobię. Natomiast ze wsparciem miasta, sojuszników i urealnioną dotacją – będę dowozić obietnice. Pamiętajmy, że komisja konkursowa wybrała nie tyle mnie, co moją koncepcję i to na jej realizację się umówiliśmy. Gdynia ze mną, ale i ja z Gdynią. Obiecuję, że zrobię wszystko, co mogę, żeby się udało. Ale nie „za wszelką cenę”, tylko za cenę podniesionej dotacji. No po prostu muszę o tym mówić i prosić od dnia zero, taka praca.

Dlaczego chciała Pani objąć stanowisko dyrektorki właśnie TM? Jest wiele innych teatrów, bardziej progresywnych.

W progresywnych wszyscy już „progresują”. A w Gdyni można naprawdę coś zmienić. Poza tym, w nosie mam, czy sztuka jest progresywna, wolę, żeby była interesująca. Posłuchałam mojej intuicji, która mi mówi, że Teatr Miejski ma ogromny potencjał.

Albo ma się teatr, albo ma się spokój – co Pani wybiera?

Rozplątywanie supełków. Po pierwsze, obalmy te mity. Teatr to mają mieć ludzie, mieszkańcy, widzowie, a nie dyrektorka. Dyrektorka ma teatr prowadzić. Tylko i aż tyle. Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że polska kultura funkcjonuje w stanie permanentnego zarządzania kryzysowego. Matko, jakie to męczące! Z jakichś niezrozumiałych przyczyn, chaos jest uważany za twórczy, podczas gdy zazwyczaj jest tylko chaotyczny. Moi aktualnie ulubieni dyrektorzy naczelni – Paweł Dobrowolski z Teatru Jaracza w Olsztynie i Krzysztof Wiśniewski z Teatru Komedia w Warszawie – emanują spokojem, opanowaniem, życzliwością, świetną organizacją i przygotowaniem. I co? I to oni dziś wyznaczają trendy i standardy. Albo Michał Zadara z metodologią SCRUM, niektórzy z tego heheszkują, a ja super szanuję, gdy widzę, że ktoś zadaje sobie trud systemowego rozpracowania teatralnych supłów. Tak, teatr bywa świątynią sztuki, powinny zdarzać się w nim rzeczy ważne, czasem katharsis. Ale teatr to także, po prostu, miejsce pracy. A ja nie wierzę w histeryczne strategie twórcze. Wierzę w zaangażowane wykonywanie swojej pracy. No i proszę, wyszło mi wyznanie wiary.


Jakie role powinien spełniać teatr miejski (teatr w mieście)?

Zacznę od suchara: teatr miejski musi być tak samo miejski jak autobus czy przejście dla pieszych – czyli dostępny dla wszystkich. Nie – wdzięczący się, umizgujący, obojętny czy wyższościowy. Ma być miejscem, gdzie ludzie zderzają się z tym, co ich boli, ale też mogą spotykać to, co daje im ulgę. Moim zdaniem to aż banalnie oczywiste: płacisz w mieście podatki? Masz prawo oczekiwać od instytucji, żeby zadała sobie trud przygotowania dla ciebie choć części swojej oferty. Dzieci i młodzi dorośli, ten mityczny „młody widz” – to jest świetny przykład. „Młodzież przyszłością narodu”, ale nie na tyle, żeby w miejskich teatrach była dla niej regularna, atrakcyjna oferta w repertuarze. Jako mamę to mnie wkurza. Nie jest rolą teatru finansowanego ze wspólnych pieniędzy publicznych schlebianie przyzwyczajeniom i oczekiwaniom tylko jednego rodzaju widza.

Jak Pani konkretnie chce zadbać o dobrostan teatru? Ma Pani obiecany jakieś dodatki budżetowe? Poprzedni dyrektor nie walczył ani o teatr, ani o R@Port.

Powtórzę się: zostałam wybrana nie tyle ja, co moja propozycja programowa, której w dotychczasowym budżecie instytucji po prostu nie da się realizować. Mam nadzieję – ale też poczucie – że „organizator teatru”, czyli urząd miasta, to rozumie. W nieodległym od Gdyni, mniejszym o prawie 70 tys. mieszkańców Olsztynie, teatr jest gruntownie wyremontowany, ma cztery świetnie wyposażone sceny, a jego budżet jest ponad dwa razy większy. Jestem zdeterminowana, żeby o środki walczyć – i budżetowe, i zewnętrzne. A propos R@portu, ciekawostka: z tego, co wiem, wszyscy startujący w konkursie na stanowisko dyrektora w swoich programach mieli przywrócenie festiwalu i wzmocnienie roli Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. To pokazuje rangę i skalę oddziaływania tych wydarzeń, które umknęły przy decyzji o „zawieszeniu” R@portu. To był ogólnopolsko ważny element marki „Gdynia”, jeśli patrzeć na to w ten sposób. „Walczyć” to nie moje modus operandi, ja raczej planuję wiercić dziurę w brzuchu przekonując, że roczny budżet Teatru powinien być większy od budżetów kilkudniowych festiwali, a to dlatego, że całoroczna działalność Teatru jest przede wszystkim dla mieszkańców. Czyli de facto, chodzi tu nie tylko o dobrostan Teatru, a także o dobrostan mieszkańców.

Do jakiej widowni ma mówić Pani Teatr?

Od kibica Arki po doktorantkę filozofii? (śmiech) Może pytanie nie powinno brzmieć „do jakiej widowni?”, a „jakimi językami?”. Teatr miejski ma mówić wieloma językami: współczesnym, ale i klasycznym, komedią, dramatem współczesnym, intermedialnie, ciałem, dźwiękiem, ruchem. Nie możemy sobie pozwolić na zamknięcie w jednej tylko bańce – to by była porażka. Co z tego, że mamy 87 proc. frekwencję, skoro wielu kochających teatr mieszkańców z założenia nas omija, bo nie ma dla nich oferty? Dlatego uważam, że nowoczesne, pogłębione badanie uczestnictwa w kulturze, tak dotychczasowych widzów, jak i tych, którzy do teatru nie chodzą, byłoby istotne. Ono kosztuje, ale jednocześnie pozwoliłoby lepiej wydawać przeznaczone na teatr pieniądze. Oczywiście ja rozumiem urzędników samorządowych, jaka ogromna odpowiedzialność na nich spoczywa, i że muszą każdą złotówkę oglądać z pięciu stron, ale warto pamiętać o najlepszych biznesowych naukach, że realną oszczędnością będzie oszczędność 0,5 proc. z miliona złotych, a nie 50 proc. z tysiąca. Niektóre oszczędności są pozorne.

W pierwszym sezonie, co zrozumiałe, ze względu na późny termin rozstrzygnięcia konkursu, niewiele będzie premier… Wg aplikacji pierwsza dopiero w lutym?

Niewiele? Na ten moment realne wydają się cztery, może nawet pięć. Wygląda na to, że pierwszą, kameralną premierę uda się przygotować wcześniej, już na początek stycznia. Następne, plus minus, co dwa miesiące. Prowadzę jednocześnie kilka nieoczywistych rozmów, o projektach, jakich w Gdyni jeszcze nie było – nie mogę i nie chcę jeszcze więcej w tej chwili zdradzić, żeby nie zapeszyć. Jeśli to by wyszło, to może się jeszcze okazać, że grozi nam klęska urodzaju. Wiem, jaki jest plan minimum – trzy, maksimum to nawet sześć czy siedem. Zobaczymy, jak rzeczywistość zweryfikuje plany i marzenia.

Czy to prawda, że Jan Klata wyreżyseruje spektakl w TM?

Swoją koncepcję przygotowywałam chwilę po tym, jak Jan został wybrany na Dyrektora Teatru Narodowego. Więc kiedy zapytałam go o zgodę, był ostrożny, ale pozwolił, żebym jego nazwisko opcjonalnie wpisała do programu. Ja chciałabym, żeby to był spektakl na jubileusz 70-lecia Teatru, które wypadnie w ostatnim roku mojej kadencji, w 2029. Namawiałabym go na Fredrę, od którego Teatr zaczął swoją historię w 1959 r. Mam nadzieję, że się uda – Klata właśnie reżyseruje „Krzyżaków” w teatrze w moim rodzinnym Olsztynie, który od dwóch lat szturmem podbija teatralną pierwszą ligę, a przez wiele lat był poza ogólnopolskim obiegiem. Ale chcę też, żeby te duże nazwiska, już uznane, szły obok tych młodych, na dorobku.

fot. mat. teatru

Poproszę w skrócie o podanie koncepcji artystycznej.

Zaproponowałam na najbliższe cztery lata: tylko polscy autorzy i autorki – polska dramaturgia i adaptacje polskiej literatury. Cieszę się, że ten pomysł znalazł uznanie komisji konkursowej. Uważam, że to wyrazisty gest artystyczny, który zwróci na nas uwagę, a także pozwoli przebić się do miłośników literatury, którzy nie są miłośnikami teatru, albo – naszego teatru. Zastrzeżenie, dyrektorką jestem od kilku dni, dopiero weszłam do Teatru i dopiero po powrocie pracowniczek pionu produkcyjnego z urlopów przystąpimy do negocjowania i pozyskiwania praw autorskich, z ostrożności poproszę jeszcze przez chwilę traktować te plany jako deklaracje. A więc marzy mi się – podaję w kolejności domniemanych realizacji: „Ten się śmieje, kto ma zęby” Zyty Rudzkiej w reżyserii Ewy Platt (zdobywczyni tegorocznego Nowego Yoricka na Festiwalu Szekspirowskim), „Gdynia. Ballada o miłości” na podstawie tomu reportaży „Gdynia. Pierwsza w Polsce” Aleksandry Boćkowskiej w reżyserii pochodzącej z Gdyni Darii Kopiec, „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak w reżyserii Uli Kijak, spektakl napisany i wyreżyserowany przez Michała Walczaka na scenę letnią, „Półmistrz” wg Mariusza Czubaja, spektakl w reżyserii Ceziego Studniaka, którego temat ustalamy, współpraca z Teatrem Valldal i Tomaszem Czarneckim, a poza tym, przykładowo jeszcze: Wojciech Faruga, Kasia Minkowska, Wojtek Ziemilski, Agnieszka Glińska, Kamil Białaszek…


Teatr polityczny, teatr interwencyjny… Czy wypowiedziała się już Pani nt. ludobójstwa w Strefie Gazy? Czy ma Pani taką potrzebę? Czy teatr powinien się wypowiedzieć? Na całym świecie są demonstracje, tylko w Polsce raczej cichutko…

To jest trudne pytanie, szczególnie dla mnie, która byłam, a teraz bywam aktywistką. Co do mojego prywatnego zdania: to, co się dzieje w Strefie Gazy, to ludobójstwo. Kropka. Żadne „Nigdy więcej!” nie istnieje. Moje osobiste zdanie już Pan zna. I co się robi dalej? Nie używam aktywnie social mediów, czasem przekazuję wsparcie finansowe… Co więcej mogę zrobić? Jako aktywistka, która wie, co to jest aktywistyczne wypalenie – jak każdy aktywista i społecznik – nauczyłam się wybierać swoje bitwy. Jeśli tego nie robimy, a protestujemy i walczymy w każdej sprawie, jesteśmy na drodze do błyskawicznego wypalenia. Aktywizm musi być działaniem sztafetowym. Moje aktywistyczne pola działań leżą gdzie indziej (walka z przemocą i dyskryminacją w szkołach artystycznych, działania na rzecz niezależności polskiej kultury oraz samoorganizacja artystów – tu wykonałam i wykonuję ogrom nieodpłatnej pracy). Natomiast co do wypowiedzi w sprawie Palestyny i Strefy Gazy przez teatr… Nie wiem, nie wierzę w gesty pt. „zróbmy cokolwiek”. W sprawach najważniejszych wierzę w pracochłonne działanie w realnym świecie, a nie uprawianie strategii artystycznych. Co do wypowiedzi przez Teatr Miejski: zwracam uwagę, że objęłam dyrekcję Teatru Miejskiego w Gdyni, a nie np. aktywistycznego Powszechnego w Warszawie. Mówiąc oględnie, do tej pory Teatr Miejski był na przeciwległym biegunie. Pan mnie pyta, jak przejść od „Arszeniku i starych koronek” do protestowania ze sceny ws. Gazy. Jeśli takie gesty nie wychodzą organicznie od zespołu, tylko miałyby być elementem narzucanej odgórnie polityki instytucjonalnej, to przepis na epicką i etyczną klęskę.

Repertuar – co zostanie z planów Babickiego?

Jestem zobligowana do realizacji mojej koncepcji programowej, a więc i moich planów repertuarowych. Jak Pan zauważył na początku, są szerokie, od siebie dodam, że precyzyjne i siłą rzeczy, odmienne od tych komunikowanych przez poprzednika. Jednocześnie teatr gra, ma repertuar ułożony także ze spektakli poprzednika. A jak będą nowe premiery, nowe spektakle w repertuarze, wymiana tego repertuaru będzie odbywać się w sposób naturalny.

Jakie to ważne tematy dla regionu warto poruszyć? Niemieckość/resentyment niemiecki? Nasi chłopcy? Dramat „S”? Tłuste koty? Układy? Mała Sycylia? Zatoka świń? Kult kiboli? Syndrom Lechia-Arka?

W koncepcji zapisałam, że dramaturgom i dramaturżkom będę proponować także pracę z lokalnymi tematami, np. Grudnia 1970, kosynierów gdyńskich, Baltony, Pewexu, pań marynarzowych, opowieści o gdyńskim wybrzeżu, z którego w świat wypływali emigranci… Ale teraz czuję, że to zbyt deklaratywne i chciałabym bardziej zaufać tematom, z którymi przyjdą do mnie sami realizatorzy.

Kiedy wróci R@Port?

Przypomnę, że Festiwal R@port jest statutowym zobowiązaniem Teatru Miejskiego. Mam więc nadzieję, że wróci już w 2026. Początkowo w przejściowej, „pomostowej” formule. Docelową chciałabym wypracować na 2027. Tu jestem w dużej mierze zależna od decyzji miasta, które zapewnia środki na realizację programu. Jak już mówiłam, umówiliśmy się z miastem na realizację mojej koncepcji, w której powrót R@portu jest ważnym punktem. Chciałabym, żeby Gdynia znowu była centralnym punktem polskiej dramaturgii.


Jak konkretnie zadba Pani o rozwój zawodowy zespołu? Aktorzy nieco zardzewiali przez te 14 lat…

Ma pan dużą łatwość oceny. Ja wyroków nie feruję łatwo. Mam bardzo dobre zdanie o zespole aktorskim Teatru Miejskiego, zarówno o poszczególnych aktorach i aktorkach, jak i o ich zespołowości. Uważam, że mają ogromny potencjał. Różnorodność zaproszonych do współpracy realizatorów, płodozmian estetyk teatralnych – to będzie najlepszy sposób na udowodnienie, że mam rację.

Polityka kadrowa – pewnie oczywiście ewolucja, ale czy z tym zespołem jest Pani w stanie osiągnąć tak ambitne cele, jakie Pani założyła w aplikacji?

Tak. Teatr to ludzie, nie budynek. Moja aplikacja konkursowa tworzona była z myślą o tym zespole, a nie o budynku przy Bema. Planuję w zespół inwestować. Nie chodzi o wymianę ludzi, tylko o wymianę energii. Wierzę, że to najlepsza droga. A czy mam rację? Szybko się przekonamy.

Czy teatr jest rodziną patologiczną?

Niestety, bywa. To określenie trafia w sedno problemu przemocy w środowisku teatralnym – uwikłanym w szereg zależności relacyjnych i ekonomicznych, podlanych ogromnymi emocjami. Od wielu lat działałam – zarówno jako dziekanka Reżyserii w warszawskiej Akademii Teatralnej, jak i w zarządzie Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych – na rzecz naprawy polskiego systemu teatralnego. Uważam, że przez ostatnie siedem lat udało nam się naprawdę dużo. Ale to ogromny temat, chętnie umówię się na tę rozmowę. Ale dziś umówiliśmy się na rozmowę o Teatrze Miejskim. Który, na marginesie, nie ma wypracowanych regulacji antymobbingowych i antydyskryminacyjnych. Od tego będzie trzeba zacząć. 

Jaka jest Gdynia? Tak szczerze, bo od dzisiaj chcemy być szczerzy :-)

Mieszkamy tu dopiero od lipca, a tak na 100 proc. od trzech tygodni. Za wcześnie na opinię – jak powiedziałam wcześniej, nie feruję łatwo wyroków. Na pewno pięknie pachnie powietrze.

Co się stało 7 kwietnia 2024 r. w Gdyni?

Odbyły się demokratyczne wybory samorządowe.

Z kim pani rozmawiała ze środowiska kulturalnego regionu?

Z członkiniami i członkami zespołu teatru wszystkich pionów, z realizatorami, z gdyńskimi i pomorskimi artystami i artystkami, z dziennikarkami i dziennikarzami, z aktywistami, urzędnikami, przedstawicielami pomorskiej nauki, osobami kierującymi instytucjami kultury, spotkałam się także z dyrektorem Krzysztofem Babickim, ale także ze „zwykłymi” mieszkańcami. Pukałam i dzwoniłam szeroko, kilkadziesiąt spotkań i rozmów przez kilka miesięcy, naprawdę pogłębiona diagnoza. Najważniejsze – rozmawiałam uważnie. Wydaje mi się, że usłyszałam, jakie są frustracje i marzenia, a co za tym idzie – oczekiwania.

Mało teatrów w partnerstwach…

Mało? Chyba mówi pan o jakiejś innej koncepcji, bo w moim pomyśle teatr jest tematem każdego z partnerstw, które mają być stricte teatralne lub okołoteatralne. Są w partnerstwach instytucje wszystkich trzech sektorów, są różnorodne aspekty działań, jest potencjał różnorodnych strategii współpracy. Współprace z kilkoma szkołami teatralnymi, z innymi wyższymi uczelniami, z wieloma teatrami na Pomorzu i w całej Polsce, z instytucjami kultury prowadzącymi działalność teatralną, czasopismami teatralnymi… Co ważne, te partnerstwa to nie są mgliste marzenia, ale za każdym zaproponowanym stały konkretne rozmowy z ich szefami, precyzyjne ustalenia i plany. Zresztą, już przystąpiłam do ich potwierdzania.

Czy Pani już wie, że urzędnicy i politycy nie mają poczucia humoru?:)

Nie wydaje mi się. Ale polskie życie publiczne jest bardzo brutalne i każdy, kto pełni jakąkolwiek ważniejszą funkcję publiczną, wiele razy się o tym przekonał, więc się nie dziwmy, że ludzie są często ponad miarę ostrożni. Rozumiem, że wszyscy jesteśmy zatrudnieni, żeby dowozić rzeczy jak najlepiej. A pośmiać możemy się po pracy. Gdyńskich urzędników dopiero poznaję. Póki co, doświadczam rzetelnego wsparcia i tak po ludzku, życzliwości.

Jaki ma Pani pomysł na sytuację, w której na ambitnym spektaklu jest mało osób i powstaje ciśnienie frekwencyjne ze strony urzędu, który chciałby widzieć tylko komplety na widowni?

Gdy przystępuję do pracy, zawsze mam strategię generalną, ale i taktyki na różne okoliczności, plan a, plan b… Czyli w przypadku, o którym Pan mówi, istnieje szereg dostępnych działań promocyjnych, które są pomocne. Po to między innymi te liczne partnerstwa, o których rozmawialiśmy przed chwilą, one mają w sobie także ogromny potencjał promocyjny. Ponadto, nie działać w amoku – już mówiłam, że nie wierzę w strategie histeryczne. Raczej w rozwiązywanie supełków, po jednym na raz. Moim pomysłem na pewno jest aktywne zabieganie o zatrzymanie dotychczasowej publiczności i systematyczne jej poszerzanie, ale przede wszystkim, po prostu, robić ambitne spektakle atrakcyjne frekwencyjnie. Serio.

Dziękuję za rozmowę

Tekst autoryzowany.

*Marta Miłoszewska to reżyserka, scenarzystka, wykładowczyni akademicka, dziekan Kierunku Reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie i członkini-założycielka Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych. W 2015 r. uzyskała tytuł doktora sztuki w dziedzinie sztuk teatralnych na Wydziale Aktorskim Akademii Teatralnej, jest również absolwentką Wydziału Reżyserii tej samej uczelni (magister sztuki na kierunku Reżyseria, 2007 r.), a także Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego (magister na kierunku Dziennikarstwo i komunikacja społeczna, 2002 r.). W swoim dorobku ma liczne realizacje spektakli, m.in. w Teatrze im. S. Jaracza w Olsztynie oraz w teatrach warszawskich: Polskim, Polonia, Dramatycznym, Praskim, Żydowskim, Ateneum i Teatrze Lalka. Realizowała także produkcje filmowe i telewizyjne.

Tytuł oryginalny

Nauczyłam się wybierać swoje bitwy – rozmowa z Martą Miłoszewską

Źródło:

Gazeta Świętojańska online
Link do źródła

Autor:

Piotr Wyszomirski

Data publikacji oryginału:

16.09.2025

Wątki tematyczne

Sprawdź także