„Nasze miasto” Thorntona Wildera w reż. Adama Sajnuka w Teatrze WARSawy. Pisze Reda Paweł Haddad w Teatrze dla Wszystkich.
„Nasze miasto” Thorntona Wildera to sztuka zapamiętana przez żyjących miłośników teatru dzięki przedstawieniu Macieja Englerta z Teatru Współczesnego ze Zbigniewem Zapasiewiczem w roli Reżysera (premiera 1998). Polską prapremierę w 1938 roku wyreżyserował „ojciec chrzestny” polskiego powojennego teatru Leon Schiller. Nowe tłumaczenie sztuki amerykańskiego dramatopisarza przygotował Jacek Poniedziałek. Spektakl Adama Sajnuka miał premierę w grudniu 2022 i jest prezentowany w ramach Festiwalu Teatru WARSawy, świętującego swoje wartościowe, chociaż obecnie bez własnej siedziby, dwudziestopięciolecie istnienia na warszawskiej mapie teatralnej.
Największym odkryciem mojego pokolenia jest to, że człowiek może zmienić swoje życie, zmieniając swoje nastawienie*
Mieszkańcy tego miasta żyją na scenie w opowieści-wspomnieniu – wywołuje ich do gry Reżyser. Wydają się tacy idealni, uśmiechnięci, prawie bez skazy, ale nie wszyscy potrafią docenić swoje życie. Czujemy klimaty sentymentalno-bajkowe, bliskie „Doktor Queen”, „Domku na prerii” lub „Marry Poppins”. Poznajemy życie codzienne bohaterów, ich lęki i pragnienia. Niektórzy z nich są za mało uważni, aby być świadomie wdzięczni za to, co już mają: że są kochani, mają rodziny, przyjaciół, nie potrafią docenić ile możliwości daje życie; inni wychodzą za mąż, biorą udział w próbach chóru, umierają.
Działanie nie zawsze przynosi szczęście, ale nie ma szczęścia bez działania*
Adam Sajnuk wybrał młodych aktorów i poprowadził ich w kierunku spójnej opowieści. Zabrakło, poza świetną sceną szkarłatnej kobiety wracającej do domu w czerwonym świetle, jungowskiego cienia charakteru pozostałych. Jakiejś niedoskonałości, tej nieuświadomionej części charakteru, która mogłaby być intrygującym kontrapunktem do „świetlistości i naiwności” prezentowanej przez postaci na scenie. To przełamanie mogłoby uczynić z dramatis personae nieco bardziej realnych ludzi. Z drugiej strony oglądamy wyidealizowane wspomnienia wykreowane przez Reżysera, a więc może to ta czuła bogini i uosobienie pamięci Mnemosyne tak wszystko naturalnie słodzi sentymentalnym sosem. Chciałoby się, żeby „Nasze miasto” w reżyserii Adama Sajnuka było trochę bardziej szorstkie, było czymś więcej niż balladą o tym, że to co jest, musi przeminąć.
Nie ma złej pogody. Jest tylko nieodpowiednia odzież*
Potrzebujemy tego przedstawienia, aby przypomnieć sobie, że życie płynie, a my tego nie zauważamy. Jesteśmy za mało wnikliwi i obecni. To co wczoraj było żywym, kolorowym, pełnym intensywnych emocji życiem, za jakiś czas stanie się najwyżej uchwyconym na fotograficznym filmie fenomenem chwili wspólnego cudu współistnienia. Mieszkańcy Grover`s Corner nie spotkają się już nigdy, chyba że na scenie, w kolejnej inscenizacji „Naszego miasta”. Po nas przyjdą widzowie, którzy swoim sercem, duszą i wyobraźnią ożywią to miasto, jego mieszkańców i odbiorą od nich ważną naukę.
*William James