„Słabi” Magdaleny Drab w reż. Rafała Sabary w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Dariusz Pawłowski w „Dzienniku Łódzkim”.
Słabi? Przepraszam bardzo! Teatr im. Stefana Jaracza udowodnił po raz kolejny, że ma najlepszy zespół aktorski nie tylko w Łodzi oraz wolę rozmawiania z widzami o tym. co ich dotyka, metaforą i stricte teatralnymi właśnie śród karni, zamiast wygłaszać ze sceny manifesty do przekonanych.
Nowa premiera Teatru im. S. Jaracza w Łodzi - „Słabi" Magdaleny Drab w reżyserii Rafała Sabara - to spektakl zbudowany od punktu wyjścia ze znakomitych, idealnie komponujących się ze sobą elementów. Bazą jest kapitalny tekst dobrze znanej w Łodzi autorki i aktorki, absolwentki Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej (debiutowała rolą Ryfki w przedstawieniu „Kokolobolo, czyli opowieść o przypadkach Ślepego Maksa i Szai Magnata" na scenie Teatru Nowego im. K. Dejmka), współzałożycielki Teatru Zamiast. To napisany z pasją i czułością, rozpięty między ironią a pogłębioną psychologiczną analizą, inteligentny dramat o słabości, wynikającej nie z u-łomności czy lichoty charakteru, ale z poddania się przygniatającej nijakością codzienności. Sprytnie pomyślane, sugestywnie zarysowane postaci; precyzyjnie, z dbałością o detal skonstruowany świat, wiążący realizm z marzeniem, z banału wynoszący istotne przesłanie; opowieść delikatnie, ale konsekwentnie, bez nadmiaru erudycyjnych popisów prowadząca odbiorcę do indywidualnej refleksji, zamiast - jak to się często dzieje - do internetowej wyszukiwarki, pomagającej dotrzeć do źródeł wykorzystanych przez twórców prac dramaturgicznych cytatów. To zarazem tekst w naturalny sposób otwarty na różnorodność interpretacji, poddany w dużej mierze władzy aktora, dający przestrzeń inscenizatorom bez potrzeby jego wcześniejszej tak modnej obecnie „dekonstrukcji".
Tak barwny, plastyczny materiał znalazł realizatorów wyczulonych na jego atuty i rytm, którzy „ubrali" go w świetny, powiększający zakres znaczeń sceniczny pomysł. Oto rzeczywistość organizuje tu winda, podróżująca pomiędzy światami poszczególnych bohaterów. Osobowy dźwig, do którego starają się wepchnąć tacy jedni, z nadzieją, że wywiezie ich on do czegoś tam, co będzie lepsze niż to tu. Przemieszczanie się windy pomiędzy poziomami życia to jednak złudzenia - dociera się nią właściwie ciągle na to samo piętro, mimo nieustannego dźwięku otwieranych i zamykanych drzwi to stagnacja, zawieszenie między dawnymi pragnieniami a prozą życia doprowadzającą do bezsilności. Jedyne wyjście z tego apartamentowca odrzucenia, za którym jawią się jakieś perspektywy, jest z boku, w dodatku oświetlone dogasającym neonem. Reżyser i autor celnie dobranego opracowania muzycznego, Rafał Sabara, skoncentrował się na tym, by wydobyć z tekstu Magdaleny Drab to, co najsilniej odwołuje się do wrażliwości widza, wzmocnił najbardziej sugestywne komponenty, opatrzył osobistymi obserwacjami i doświadczeniem. Wszystko zostało umieszczone w wymownej, czystej, pozbawionej obciążającego nadmiaru scenografii Beaty Nyczaj (także kostiumy), ubarwionej zmysłową reżyserią światła i projekcjami wideo przygotowanymi przez Jacqueline Sobiszewski. Płynność, przestrzenną aranżację utworu ubogaca ruch sceniczny Urszuli Parol.
Tkliwą migotliwość postaci sztuki wyśmienicie wykorzystali aktorzy. W „Jaraczu" nadal „pozwala" im się grać ich osobowościami, różnorodnością, nie czyni jedynie figurami wciśniętymi w mechanizm inscenizacji. Jednocześnie najintensywniejszą intencją jest skomunikowanie się z publicznością, współodczuwanie z nią, nikt tu nie zadowala się zaspokojeniem fantazji realizatorów czy własnych pomysłów i ambicji. Dlatego w „Słabych" mogą być tak fantastyczni, wspaniale na siebie reagować, cudownie się uzupełniać. Piekielnie utalentowana, z wrażliwością splatającą się z każdym włóknem nerwowym widza Elżbieta Zajko w roli Aniny (wokół której rozgrywa się ta opowieść) jest absolutnie zachwycająca, imponuje umiejętnością transformacji w ułamku sekundy, zabiera nas do najgłębszych zakamarków duszy jej bohaterki. Charyzmatyczna Agnieszka Skrzypczak potrafi zbudować charakter i emocjonalność swojej postaci już tylko za pomocą ust, a w finałowym usuwaniu atrybutów, które mają skrywać Aninę w niej (i w wielu z nas), wyrywa z widza resztki panowania nad poruszeniem. Mistrzowskie w potęgowaniu roli i złożoności postaci każdym gestem i sylabą są Matylda Paszczenko i Milena Lisiecka. Z precyzją rzeźnickiego noża dokładnie tyle, ile potrzeba „wycina" ze swojego zadania Marek Nędza; od drobienia kroczkami po odstające włosy na głowie wygrywa swoją postać Mariusz Ostrowski, obracając w zwycięstwo nawet niosący przecież niemałe niebezpieczeństwo kostium parówki. Aktorski zestaw uzupełnia charakterystyczny Mikołaj Chroboczek, który ma tutaj może najmniej możliwości, by wykazać się swoimi umiejętnościami.
„Słabi. Ilustrowany banał teatralny" to jedno z najmocniejszych ostatnio przedstawień w łódzkim teatrze. O tym, że słabi to ci, którzy widzą siłę w pogardzie dla nieprzystawalności do wyznawanych przez nich wzorców słuszności, czy - co gorsza - „normalności". Którzy są zamknięci w windzie z lustrami. Zwanej bańką.