„To wiem na pewno” Andrew Bovella w reż. Iwony Kempy w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Tomasz Domagała na stronie DOMAGAŁAsięKULTURY.
„To wiem na pewno” Iwony Kempy to spektakl z gatunku „pierzemy rodzinne brudy”, zrobiony prosto, żeby nie powiedzieć „niezrobiony” (to w moich ustach komplement). Z wielkimi rolami Kuleszy i Bluszcza, z zapamiętywalną Pauliną Gałązką na drugim planie. Słowem – mały wielki teatr, który należy po prostu zobaczyć!
Jest jednak w tym spektaklu mała rzecz, która potwornie irytuje. To koncepcja wizualna syna-transseksualisty, autorstwa Joanny Zemanek. Prostacka i głupia niestety. Rozumiem, że w pewnym momencie widzimy nie Marka realnego, a Marka z koszmarów matki, tych o synu-przebierańcu, ale czy naprawdę musi on zamiast zwykłej, współczesnej sukienki nosić jakąś welurową szmatę z epoki Virginii Woolf, stając się własną karykaturą? Wygląda w tym pretensjonalnie, ośmieszając tego typu osoby. A wystarczyłoby, żeby go ubrać podobnie do sióstr… albo w letnią współczesną sukienkę… Nie pomaga też okropna „ciotkowa”, postarzająca chłopaka peruka, migająca na chwilę w filmie. Wiem, że to trudne, ale w takim spektaklu, z tak postawionym problemem, aktor powinien mieć własne, długie włosy. I być sobą w kobiecej wersji.
Wkurzam się, bo i suknia, i peruka sugerują podprogowo, że istotą transseksualności jest SZTUCZNE przebranie, a to przecież dramat tożsamości, który zresztą Marek stara się w spektaklu wytłumaczyć. I do tego jeszcze pretensjonalny taniec w finale – ręce opadają! Szkoda, że Twórczynie spektaklu, podobnie jak Anna, matka Marka, kompletnie tego nie rozumieją. O tym, że publiczność też nie, świadczą “śmichy- chichy” na widowni w momentach, gdy PRZEBRANY Marek pojawia się na scenie! Może dla dobra świetnego poza tym spektaklu, warto raz jeszcze przemyśleć ten wątek…