EN

25.10.2021, 10:51 Wersja do druku

Miłość czy małżeństwo aranżowane?

"Sen nocy letniej" Williama Szekspira w reż. Rafała Szumskiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Łukasz Rudziński w portalu trojmiasto.pl.

fot. Roman Jocher

Teatr Miejski w Gdyni wystawił jedną z najpopularniejszych komedii Williama Szekspira - "Sen nocy letniej". Reżyser Rafał Szumski czyta tekst w taki sposób, aby znane motywy urozmaicić i nieco zmienić wydźwięk całości, czasem dotykając tematów serio. I chociaż nie uchronił się od inscenizacyjnych wpadek, mechanizm zabawy działa na widzów, w czym pomagają dobrze czujący klimat komedii aktorzy.

Rafał Szumski zaczął współpracę z Teatrem Miejskim w Gdyni w ubiegłym roku i przyznać trzeba, że zaczęła się ona naprawdę obiecująco - premierą jednej z najlepszej komedii Miejskiego, czyli slapstickowymi "Trzema muszkieterami" na podstawie tekstu Marty Guśniowskiej. Reżyser po kilkunastu latach pracy w zawodzie aktora-lalkarza świat Atosa, Portosa i Aramisa potraktował z przymrużeniem oka, bawiąc się licznymi popkulturowymi odniesieniami, dzięki czemu spektakl nabrał świeżości i mocno wyróżnia się na tle innych propozycji komediowych Miejskiego. Po takim entrée ciąg dalszy wydawał się tylko kwestią czasu. I faktycznie - półtora roku po "Trzech muszkieterach" obejrzeliśmy premierę "Snu nocy letniej", tekstu jeszcze lepiej osadzonego w powszechnej świadomości niż poprzedni.

Perypetie czwórki kochanków Heleny, Hermii, Demetriusza i Lizandra, w które wmiesza się Puk swoimi interwencjami oraz losy dwóch królewskich par - ludzkiej Tezeusza i Hipolity oraz elfickiej Oberona i Tytanii - śledzimy z pewnym zaskoczeniem. Uderza początkowa symetryczność niedoli Hipolity i Tytanii, poddawanych bezlitosnym próbom przez mężów, które mają na celu je poskromić i ukarać za krnąbrność, w czym pobrzmiewa dalekie echo Katarzyny z "Poskromienia złośnicy". Zaś doskonale znane pogonie za ukochanymi w niekoniecznie gęstym na scenie Teatru Miejskiego lesie (symboliczna, funkcjonalna scenografia Aleksandry Grabowskiej złożona z podestu, ściany z wcięciem na ekran projekcyjny i kikutów pni) doprowadzą do nieoczekiwanego rozstrzygnięcia. Miłość w powszechnym, romantycznym rozumieniu nie interesuje reżysera, który podstaw relacji między bohaterami szuka raczej w formie zniewolenia, układach oraz sumie zysków i strat, jakie niesie za sobą małżeństwo. Leśne igraszki z ingerencją Puka też nie pozostaną bez śladu.

Uderzając w tony serio, reżyser pozostawia jednak sporą przestrzeń na typową komedię w wątku rzemieślników przygotowujących spektakl z okazji wesela Tezeusza i Hipolity. Do tego grona zaangażowano aktorów znakomicie czujących się w żywiole komedii, ze znakomitym Szymonem Sędrowskim na czele - przezabawnie szarżującym jako Priam, dowcipnym też jako gaduła Mikołaj Podszewka i niepokojąco obleśnym w roli osła. Błyszczy na trzecim planie Elżbieta Mrozińska, która ze swojego epizodziku wstydliwej Ignasi Chudziny w dresie czyni małą perełkę.

fot. Roman Jocher

Także Bogdan Smagacki jako Franciszek Piszczałka vel Tyzbe potrafi rozbawić nawet niepozornym gestem, a Rafał Kowal jako reżyser tego przedsięwzięcia, czyli Piotr Kloc, z wdziękiem stara się wszystko to poskładać w całość, wzbudzając dreszczyk emocji gdy wyszukuje aktorów do przestawienia wśród widzów w początkowej scenie. Również Dariusz Szymaniak w roli Tomasza Dziubka i Ściany bawi w finałowej scenie. Zestaw rzemieślników uzupełnia Maciej Sykała jako Framuga i Lew.

Jednym z bardziej udanych pomysłów reżysera jest zatrudnienie kulturysty do roli Pazia, który staje się przyczyną kłótni między Tytanią (majestatyczna Beata Buczek-Żarnecka w efektownym kostiumie Aleksandry Grabowskiej) a Oberonem (świetny Piotr Michalski, który tym razem lepiej wypada poza tekstem, niż deklamując frazy Szekspira w przekładzie Stanisława Barańczaka). Adam Josef Modzelewski to znany trójmiejski youtuber z branży fitness, upozowany w "Śnie..." na młodego herosa-cherubina, który z miejsca zdobył uznanie damskiej części publiczności, a aktorki Miejskiego podnosi z wielką łatwością.

Jednak im dłużej trwa spektakl, tym więcej w nim niezrozumiałych wolt. Pierwszą jest kompletnie niewiarygodna metamorfoza Hipolity granej bez przekonania przez Monikę Babicką, która składa się właściwie z dwóch postaci - tej z początku i z końca spektaklu. Partnerujący jej w roli Tezeusza Grzegorz Wolf również nie znajduje klucza by wypełnić swoją postać prawdą sceniczną. Z czwórki kochanków zdecydowanie najciekawszą rolę buduje Marta Kadłub jako zahukana tłumaczka Helena. Potencjał Weroniki Nawieśniak (Hermii ubranej jak dziewczyna z blokowiska), Macieja Wiznera (w roli Demetriusza) i przede wszystkim Krzysztofa Berendta (Lizander) w ogóle nie został wykorzystany. W ich wątku najciekawsza jest choreografia walki o Helenę, przygotowana przez Aleksandra Kopańskiego. Niestety, finałowy zbiorowy taniec bohaterów przypomina układ z bollywoodzkiego filmu i pasuje do reszty jak kwiatek do kożucha.

Reżyser rozbudowuje postać Kupidyna/Wróżki granej z wyczuciem i werwą przez Martynę Matoliniec. Jednak Kupidyn zupełnie niepotrzebnie odbiera Pukowi ostatnie słowo, infantylnie "obnażając" teatralną iluzję. Na szczęście nie zakłóca to ogólnego odbioru spektaklu, który choć dużo bardziej stonowany niż "Trzech muszkieterów" i wyraźnie niedopracowany w szczegółach, również daje publiczności dużo uciechy. Pewnie dlatego zdecydowana większość z premierowych widzów przyjęła spektakl owacjami na stojąco.

fot. Roman Jocher

Tytuł oryginalny

Miłość czy małżeństwo aranżowane? O "Śnie nocy letniej" w Miejskim

Źródło:

www.trojmiasto.pl

Link do źródła