Z Bartoszem Zaczykiewiczem, dyrektorem Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu i dyrektorem 60. Kaliskich Spotkań Teatralnych – Festiwalu Sztuki Aktorskiej rozmawia Hubert Michalak w portalu Teatrologia.info
Bartosz Zaczykiewicz:Gdybym miał tylko Festiwal na głowie, mielibyśmy więcej czasu na rozmowę. Ale w tej chwili jest on chyba mniejszą częścią tego, czym muszę teraz zawiadywać.
Hubert Michalak: Spróbujmy jednak właśnie nad Festiwalem się zatrzymać, bo tegoroczna edycja jest nie tylko jubileuszowa, ale też pełna wyzwań. Na jakim etapie pracy zastał Was lockdown?
BZ: Mieliśmy zapięty repertuar, dogrywaliśmy kwestie techniczne, nawet niektóre umowy były podpisane. Pierwszy moment był bardzo trudny: nikt nie wiedział, co będzie jutro – i to dosłownie, bo wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, nie mogliśmy mieć pewności, co się wydarzy następnego dnia. 11 marca wraz z innymi dyrektorami samorządowych instytucji kultury w Wielkopolsce byłem zaproszony na naradę poświęconą strategiom dalszego działania w obliczu rozprzestrzeniającego się wirusa. O dwunastej mieliśmy pojawić się w Poznaniu, ale około dziesiątej ogłoszono zamknięcie instytucji kultury, więc charakter narady się zmienił.
HM: Kiedy zaczął Pan myśleć o przeniesieniu KST?
BZ: Gdy tylko „rozejrzeliśmy się” w nowej sytuacji, to bardzo szybko – chyba około 25 marca – podjąłem decyzję o zmianie terminu. Od razu też ustaliłem konkretne daty, które już nie uległy zmianie, czyli 19-26 września. Wówczas również porozumiałem się z teatrami ustalając, że najpóźniej w połowie czerwca zapadnie ostateczna decyzja. Wiedzieliśmy, że musimy być elastyczni, że w toku działań zobaczymy, czy i w jaki sposób uda się przenieść Festiwal. Nie byliśmy pewni jakie będą zmiany. Dla przykładu: nie wiedzieliśmy dla jakiej liczby widzów będzie można grać, w ślad za tym – jak będzie wyglądał budżet, którego istotną częścią są przychody z biletów (każdy widz jest mini-sponsorem Festiwalu). Musieliśmy również wziąć pod uwagę zmiany w relacjach z dużymi sponsorami – a byliśmy dopiero w trakcie rozmów z nimi. Wszystko to bardzo skomplikowane.
HM: KST gromadzi zwykle pełne widownie.
BZ: Mielibyśmy nadkomplety, jestem przekonany. Cały czas jest ogromne zainteresowanie i bolejemy nad tym, że możemy sprzedać tak mało biletów. Nawet na wejściówkę można wejść tylko wtedy, gdy faktycznie ktoś, kto kupił bilet, nie przyszedł. Ponadto w tym roku zaprosiliśmy wyjątkowo wielu artystów, którzy nie tylko osiągają wyżyny sztuki, ale mają również status gwiazdy, co zawsze dodatkowo mobilizuje publiczność. Budżet sponsorski także się zmienił, z oczywistych powodów. Ale i tak niebywale się cieszę, że mimo trudnej sytuacji bardzo hojnie zostaliśmy wsparci – przyznam, że odzew przekroczył moje oczekiwania.
HM:Wyobrażam sobie, że w normalnych warunkach program główny i wydarzeń towarzyszących byłby bogatszy.
BZ: Zależało mi na zjeździe byłych dyrektorek i dyrektorów Festiwalu. Gdy zaczęliśmy zjazd planować, nie było między nami tylko założyciela imprezy, Tadeusza Kubalskiego. W maju tego roku odeszła pani Romana Próchnicka. Moim marzeniem było, by każdy mógł opowiedzieć o swojej idei i pomyśle na festiwal. To się nie udało. Ostatecznie uznałem, że najważniejsze dla jubileuszu będzie utrzymanie możliwie pełnego programu artystycznego, że na to najbardziej czekają widzowie.
HM: I to się chyba udało.
BZ: Zamiast czternastu przedstawień konkursowych mamy dwanaście – z planowanych wiosną spektakli kilka musieliśmy przełożyć na następną edycję KST. Ze względów technicznych, finansowych, terminowych, losowych repertuar uległ pewnej modyfikacji. Jednak przy ostatecznym wyborze już nie wybiera się lepszego czy gorszego przedstawienia, ale zachodzi coś na kształt losowania między równoważnymi, w podobny sposób ciekawymi spektaklami i modyfikacja nie sprawiła osłabienia „mocy artystycznej”. To są wszystko miejsca na artystycznym podium.
HM:Ile udało się ocalić z pierwotnego pomysłu?
BZ:Zaskakująco wiele! Niektóre spektakle trafiły nawet dokładnie w ten sam dzień tygodnia, w którym były pierwotnie zaplanowane. Tak było z repertuarem trzech pierwszych dni, i dopiero w kolejne dni wprowadzaliśmy zmiany. Cztery spektakle ostatecznie nie mogły się pojawić, ale jednocześnie do repertuaru udało się dołączyć dwa, których w nim wcześniej nie było z powodów technicznych. Warto pamiętać, że pokaz festiwalowy to nie tylko kwestia np. wymiarów scenografii, ale też długotrwałego montażu świateł czy precyzyjnego odtwarzania warunków możliwie zbliżonych do macierzystej sceny. Bywa, że montaż przedstawienia zajmuje kilkanaście godzin intensywnej pracy, której nie można skrócić. A czasem się po prostu nie da, na przykład, bo przedstawienie jest niemożliwe do przeniesienia, a nie jestem zwolennikiem wożenia publiczności na pokazy poza Kaliszem, choć był i taki moment w historii festiwalu – i w swoim czasie przynajmniej w pewnym stopniu się sprawdzał. Tytuły, które z różnych względów nie pojawiły się w tegorocznym repertuarze, chcemy zaprosić na 61. edycję, w maju 2021. Zresztą – siłą rzeczy będziemy mieć mniejszy wybór, bo przez pół roku nie było premier. Oczywiście liczymy na to, że przyszłoroczna edycja odbędzie się przynajmniej w takim kształcie, jaki w tej chwili realizujemy, a najlepiej – gdyby do tego czasu zdjęto już obostrzenia.
HM: Pandemia zaingerowała w repertuar już w czasie trwania Festiwalu. Pokazy przedstawienia „Wstyd” z Teatru Współczesnego w Warszawie ze względu na kwarantannę jednej z osób z zespołu aktorskiego zostały odwołane na dzień przed prezentacją.
BZ: To głębszy systemowy kłopot. Profilaktyka gdzieniegdzie jest doprowadzona do skrajności, niekiedy zaś jest dosyć iluzoryczna. Wywołuje to mój bunt wewnętrzny, bo odpadło nam przedstawienie z czterema wspaniałymi rolami, ale nie mamy na to wpływu.
HM: Jak wytyczne sanitarne oddziałują na pracę? Za kulisami i na scenie przez ten tydzień przewija się mnóstwo obcych sobie ludzi.
BZ: Mamy ustalony regulamin, do przestrzegania którego pracownicy są zobowiązani – mowa tam o maseczkach, myciu rąk, rękawiczkach, wszędzie za kulisami rozstawiliśmy dezynfektory. Kładziemy też nacisk na indywidualny rozsądek. Trzymamy się obowiązujących rozporządzeń i wskazówek, czasem idziemy krok dalej.
HM: Co to znaczy?
BZ: Załoga porządkowa Teatru ma pełne ręce roboty, ponadto na przykład stosujemy dodatkowo dezynfekcję pomieszczeń metodą zamgławiania – nie ma takiego obowiązku, wykonujemy to dla wspólnego bezpieczeństwa, by ludzie mieli świadomość, że robimy wszystko co można. Zamgławiacze, wedle najlepszej wiedzy, nie niszczą sprzętu teatralnego, dekoracji, wyposażenia, co w naszej sytuacji jest bardzo ważne. Póki co – wszyscy zdrowi, na szczęście.
HM:I oby tak zostało! Czy jest Pan w stanie wskazać największe wyzwanie w przenosinach Festiwalu? Co przyniosło najwięcej problemów?
BZ:Patrząc przez pryzmat własny oraz współpracowników mogę powiedzieć, że największą trudnością była i jest ilość pracy. Mamy poczucie, że zorganizowaliśmy w tym roku kalendarzowym trochę ponad półtora Festiwalu, bo nie odłożyliśmy pracy organizacyjnej ani na moment. Nawet jeśli prace nie były intensywne, to proces produkcji trwał nieprzerwanie – także dlatego, że każdego dnia z tyłu głowy (a czasami całkiem z przodu) mieliśmy różne warianty rozwoju sytuacji. Ponadto gdy Festiwal odbywa się w maju wszyscy są w pracy i można dopinać jedną kwestię po drugiej. A teraz teatry podeszły do pracy podczas pandemii w różny sposób: jedne pracowały, inne były zamknięte, indywidualnie rozwiązywano kwestię urlopów, niektórzy pracownicy pracowali zdalnie. Nie miało to pryncypialnego znaczenia, ale znacząco komplikowało pracę. Przeżyliśmy zatem coś na kształt „najdłuższego festiwalu nowoczesnej Europy”, spoglądając od strony organizacyjnej i produkcyjnej.
HM: Nie mieliście wakacji w tym roku.
BZ: Ale za to przygotowaliśmy arcyciekawe zestawienie wybitnych artystów, znanych tak ze sceny, jak i z ekranu.
22 września 2020