EN

5.02.2024, 09:17 Wersja do druku

Między bytem a niebytem

„Hamlet" wg scenar. Konrada Sierzputowskiego w reż. Cezarego Tomaszewskiego w Teatrze Polskim im. H. Konieczki w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Adaptacja Konrada Sierzputowskiego i inscenizacja Cezarego Tomaszewskiego zdecydowanie bliższe są temu co działo się w samym teatrze The Globe tuż po literackich narodzinach „Hamleta”, niż temu, do czego przywykli widzowie oglądający ten dramat już w późniejszych wiekach, kiedy teatry odchodziły coraz bardziej od jarmarczno- komediowych klimatów  szekspirowskich utworów, przydając im coraz  bardziej klasycznych form.

Na bydgoskiej scenie, zwłaszcza w pierwszej części spektaklu, panuje jeszcze  dalej posunięta umowność i chaos,  niż nawet u samego Szekspira. Wpuszczono na nią co prawda  kobiety, ale nie przywiązując zupełnie wagi  do tego, kto kogo gra i jakiej jest płci, aktorzy wymieniają się bowiem rolami. Nie ważne też jest to, ile kto ma lat. Ofelię Karol Franek Nowiński, a jej ojca Małgorzata Witkowska, momentami genialnie groteskowo kreująca też Ducha, w bratobójcę Klaudiusza przezabawnie wciela się Emilia Piech. Bo najważniejsze są tu słowa.

Filozoficzne dywagacje o sensie i konieczności dokonywania życiowych wyborów, pytania o szansę na pozostanie pomiędzy białym i czarnym, zawieszenie pomiędzy bytem i niebytem. Te bardzo poważne, egzystencjalne rozważania o wyborach snute są w oparach iście bulwarowego komizmu i groteski.

Także dzięki przyjęciu tu konwencji teatru w teatrze, przebiórkom aktorów na scenie,  zbliżono nas do  kształtu teatru szekspirowskiego, w którym ze względu na jego formę okręgu nie było kulis, wszystko więc działo się na oczach widzów, a umowność graniczyła z formą dziecięcej zabawy w teatr.

Tomaszewski w ten sposób podwójnie przybliża nas do Szekspira. Problematyką i formą. A problematyka to nad wyraz ponadczasowa. Zawsze aktualna. Dokonując bowiem wyboru tylko staramy się uniknąć większego zła, ale pewności nie mamy, co wydarzy się po „drugiej stronie lustra”, jakie tam czekają na nas pułapki czy upiory. Stąd tytuł książki Jana Kota „Szekspir współczesny” nabiera tu głębszego znaczenia.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Reżyser stara się znacznie poszerzyć przestrzeń pomiędzy słynną szekspirowską alternatywą. Wskazuje też współczesne otchłanie owego „pomiędzy”. Służy temu zwłaszcza ostatni akt spektaklu, czyli casting do roli Hamleta, gdzie zagubieniu kandydatów dorównuje zagubienie scenicznego reżysera.

A może nawet je przerasta? No bo jaki ma być ten współczesny Hamlet? Czego chcieć? Na co się zdecydować? I jaka jest szansa na zaistnienie w owej głębi?

Tak więc z jednej strony jesteśmy w pierwszych latach siedemnastowiecznego Londynu, a z drugiej mamy przed sobą nieskończoną projekcję człowieczego losu. Fatum, jakim naznaczył go demiurg czy stwórca. Wzbogacono tu nieco Szekspira sytuacjami współczesnymi, ale powiązanymi ściśle z głównym przesłaniem sztuki.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Aktorsko najwspanialej odnajduje się w spektaklu Małgorzata Witkowska. W każdej scenie, w każdej postaci, w każdym monologu zachwyca komediowym talentem. Używa środków niezwykle oryginalnych. Zresztą z roli na rolę, bo nie tylko w „Hamlecie”,  aktorka ta jest coraz bardziej kreatywna i twórcza.
Fantastycznie prezentuje też z chwili na chwilę coraz większe zagubienie reżysera Greta Trofimiuk w scenie castingu.

Dziwną jest w tym spektaklu postać samego Hamleta. Jako jedyny nie mówi on swoich kwestii, jak pozostali, z brytyjskim akcentem, ale posługuje się poprawną polską fonetyką. Tworzy tym samym swoisty pomost między problemami siedemnastowiecznych bohaterów dawnej Anglii a rozterkami współczesnych Polaków. Tyle że kostium ma, jak tamci pięknie przez Natalię Mleczak ustylizowany na renesansowy. To, że Hamlet Mariana Jaskulskiego jest tu już na pierwszy rzut oka o pokolenie przynajmniej starszy od swojej matki czy stryja, podkreśla ponadczasowość poruszanego w sztuce problemu i przypomina o konwencji szekspirowskiego teatru.

Za sprawą gustownej, pełnej fantazji oprawy plastycznej Natalii Mleczak i ciekawej reżyserii świateł Jędrzeja Jęcikowskiego na scenie jest pięknie i kolorowo, a dzięki dobranej przez samego reżysera, Cezarego Tomaszewskiego, muzyce całość wspaniale również brzmi.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Anita Nowak