„Mewa” wg Antoniego Czechowa w reż. Katarzyny Minkowskiej w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mówiło się przed premierą, że to będzie Mewa „na współcześnie”.
To jednocześnie i prawda i dość bolesne uproszczenie. Paradoksalnie bowiem ten spektakl jest w pewnym sensie zupełnie klasyczny (a z pewnością wypełniony tęsknotą za), choć zauważmy, że autor nie we wszystkich dialogach i scenach rozpoznałby swój charakter pisma.
Rzecz o talencie i jego braku, o - byciu gwiazdą na scenie i w życiu, i – o kosztach tychże pozycji. O komunikacji i o jej braku, o języku innych ludzi, także kochanych, którego się nie rozumie, i – przez których nie jest się rozumianym. I o rozczarowaniach, które się z tym wiążą. O życiu w świecie i w SWOIM świecie, i o tym, że w sumie nie wiadomo, który lepszy. O marzeniach i o ich bolesnym niespełnieniu. O przyjaźni i nie tylko (kurczę, Sorina i Dorna łączy coś więcej niż tylko recepty). O matkach i o synach (obłędna scena kłótni Triplewa z Arkadiną). I o nadziei, z perwersyjnym – zdradzę, ale nie dającym się wyrzucić z głowy – finałem. Ale najbardziej ta dyplomowa Mewa wydała mi się spektaklem o tym, że bez teatru życie byłoby nie do zniesienia, choć czasem przychodzi grać role drugoplanowe, to właśnie one mogą najbardziej zapaść w pamięć, jak w naszym wypadku - rola Miedwiedienki.
A najlepsze role w tym spektaklu zagrali: Julia Banasiewicz, Aleksander Buchowiecki, Maksymilian Cichy, Kuba Dyniewicz, Maja Kalbarczyk, Maria Kresa, Kacper Męcka, Tomasz Obiński i Magdalena Parda. Wszyscy. Oglądamy bowiem przemyślane, konsekwentne, znakomite (choć wywołujące kontrowersje, i dobrze) przedstawienie bez ani jednej słabszej roli, bez żadnej bezbarwnej postaci, przedstawienie – zaryzykuję – wręcz wykreowane, a nie „tylko” zagrane.
Ojciec, Alicja, Mewa… Nie było TAKIEGO sezonu w TCN od lat.