„Zemsta” Aleksandra Fredry w reż. Michała Zadary z Teatru Komedia w Warszawie na 29. MFT Kontakt w Toruniu. Pisze Zofia Papińska w „Gazecie Festiwalowej Złap Kontakt”.
Zemsta Aleksandra Fredry przywodzi na myśl szkolne czasy i omawianie lektur na lekcjach polskiego. Ale czy można odczytać ten tekst inaczej, przez pryzmat współczesnego świata? 
Michał Zadara wyreżyserował Zemstę zarówno wierną, jak i niewierną oryginałowi. Wierną – pod względem tekstowym. Niewierną – pod względem kontekstowym. Autor pozostawia warstwę tekstową dziewiętnastowiecznego dramatu bez większych zmian, jednak przenosi go do zupełnie nowej, uwspółcześnionej rzeczywistości. Cześnik i Rejent nie noszą tu już kontuszy polskiego sarmaty, a spór o mur graniczny przekształca się w kłótnię o kawałek murku na zewnątrz baru, w którego przestrzeni rozgrywa się akcja. Gangsterski półświatek, pistolety rodem z Pulp Fiction, list pisany przez Dyndalskiego na laptopie, Lana del Rey z głośników – ograniczenie polskiego kontekstu sprawia, że do głosu dochodzą bohaterowie i ich perypetie. 
Ośmiozgłoskowiec, którym napisana została Zemsta, jest bardzo rytmiczny, dlatego też zdania takie jak: „Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby” z łatwością zapadają w pamięć. Ten atut stanowi jednocześnie przekleństwo utworu – przez jego dynamikę często przeoczone zostają bardziej subtelne wątki. Ale Michał Zadara nie wpada w tę pułapkę. Bierze każde słowo pod mikroskop, starając się wydobyć z tekstu maksimum. I na scenie widzimy tę drobiazgową pracę nad scenariuszem – tu żaden akcent nie jest pozostawiony przypadkowi. 
Nie można przejść obojętnie wobec wspaniałych ról aktorskich – crème de la crème stanowi Papkin odgrywany przez Macieja Stuhra, którego kreacja przywodzi na myśl jego bohaterów w polskich filmach gangsterskich. Ale cały zespół nie ustępuje mu ani na krok, dając wyraz kunsztowi swojego warsztatu aktorskiego.
 
 
   
                                           
                                          