"Martwa natura" wg scenariusza Mateusza Atmana i Agnieszki Jakimiak w reż. Agnieszki Jakimiak w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Nie chciałbym być uznany za radykała, ale ze wszystkich widzianych przeze mnie spektakli „ekologicznych” (a trochę ich na afiszach mamy) wychodziłem zirytowany, w cudzysłów biorę nie żeby ośmieszyć, ale – żeby rozszerzyć znaczenie tego przymiotnika. Martwa natura też nastroiła mnie negatywnie, choć trudno mi sformułować jakąś poważniejszą uwagę do tego przedstawienia.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli – także uważam, że idziemy (my, ludzkość) ku samozagładzie. Problem jednak w tym, że jest w tej sprawie tak wiele słów, apeli, konstatacji, przestróg, ostrzeżeń i gróźb, spektakli, filmów, narracji, fundacji i relacji - a sensownego działania dojmująco brak. Nie ma bowiem (nieco generalizując, bo są wyjątki) ani realnej woli politycznej państw, ani chęci ich obywateli do ponoszenia rozmaitych – a nieuchronnych i niemałych – kosztów, ot i cała filozofia. Widziałem zresztą niedawno badanie, z którego wynika, że Polacy są bardzo za ekologią, pod warunkiem, że nie muszą za nią płacić, zapewne nie tylko Polacy.
Zatem owe elegie o odchodzącym świecie, choć poetycko i z czułością w TP pokazane, wydały mi się przekonujące dla już przekonanych, uczulające już uczulonych, uświadamiające już świadomych, wszystko ładnie, metaforycznie, z adekwatną scenografią, itepe, co jednak miałem z tego spektaklu wynieść – niestety nie wiem, gdyż jestem prawdopodobnie za mało wrażliwy na te kwestie. Zdarzają się wśród widzów i takie przypadki.