W nowym spektaklu Pawła Passiniego granica między publicznością a aktorami ulegnie zatarciu. Zamiast klasycznego przedstawienia, na widzów czeka rodzaj rytuału. - To najbardziej otwarta i dzika forma, jaką kiedykolwiek próbowaliśmy zrobić - mówi reżyser. Premiera "Rytu przejścia" w piątek.
Zaproszenie do wspólnego rytuału nie będzie jednak obrzędem, ale czymś w rodzaju wspomnienia, tęsknoty i budowania wspólnoty. Tylko od uczestników zależy, w jakim stopniu wezmą w nim udział i do ilu sal zechcą wejść. Spektakl zakończy się dopiero wtedy, gdy Salę Czarną przemienioną na klub opuści ostatni widz.
Listy ze wskazówkami
- Nasi widzowie mówią często, że oczekują od teatru, by w pełni ich angażował. Chcemy więc zadać pytanie, na jakiej zasadzie ma to się wydarzyć - tłumaczy Passini i zapewnia, że podczas spektaklu nikt nie poczuje się wmanewrowany w niewygodne sytuacje.
- Nie ma w tym żadnego przymusu. Jeśli widzowie postanowią spędzić cały wieczór na pufach zaglądając sobie w oczy, to też powie nam coś na temat tego, na co jesteśmy gotowi i do czego skłonni. Zależy nam na tym, żeby sprawdzić, na jaki rodzaj kontaktu mamy gotowość i ochotę po takich wydarzeniach, jak np. pandemia, które nas od siebie tak drastycznie oddzieliły - wyjaśnia.
Osoby, które zakupiły już bilet na "Ryt przejścia", poproszono o zostawienie do siebie kontaktu. Teraz otrzymują listy, w których są zachęcane do włączenia się do wspólnych działań podczas spektaklu. W korespondencji (będzie w sumie pięć listów) czytamy: "Kiedy nadejdzie nasz wspólny wieczór o to tylko mogę cię prosić, biegnij ze mną, utrzymaj ze mną równowagę, balansuj na wąskiej ścieżce i nie bój się. A co, jeśli nie? Nic się nie stanie. Jest miejsce i na to, by nic się nie stało. Co odpowiesz?"
Wkrótce w wysyłce znajdzie się też "instrukcja obsługi wydarzenia" oraz sugestia, o co może w nim chodzić. - Będziemy inicjować wydarzenia, które rozwiną się swoim życiem. Chcemy stworzyć przestrzeń do wspólnego bycia - mówi Passini.
Droga wyjścia z szaleństwa
W „Rycie przejścia" publiczności będą towarzyszyć dwie sztandarowe postaci ze świata teatru i tańca - Antonin Artaud i Wacław Niżyński. Wcielają się w nich kolejno Jarosław Tomica oraz Wojciech Kaproń. - Opowiadamy o Niżyńskim i Artaudzie, ale przede wszystkim mówimy o sztuce jako drodze wyjścia z szaleństwa. Próbujemy spełnić utopię wspomnianych reformatorów ze świata teatru i tańca dotyczącą sztuki jako miejsca schronienia, azylu, a jednocześnie jakiegoś rodzaju świeckiej świątyni, w której wszyscy możemy się spotkać, żeby odprawić wspólny ryt przejścia - mówi reżyser.
Podkreśla przy tym, że choć Artauda i Niżyńskiego dopadło szaleństwo, to w swoim osamotnieniu próbowali utrzymywać kontakt ze swoim odbiorcami i zapewniali, że sztuka pozwoli im jeszcze powrócić. - Nie będę wchodził w szczegóły biografii Jarosława Tomicy czy mojej, żeby powiedzieć, że my też wracamy. Poza tym "Ryt przejścia" jest też powrotem Wojtka Kapronia, który jakiś czas temu zakończył współpracę z Lubelskim Teatrem Tańca.
Więcej wskazówek dotyczących przygotowania się do udział w spektaklu można znaleźć na stronie Centrum Kultury.
Scenariusz / reżyseria: Paweł Passini; obsada: Wojtek Kaproń, Paweł Passini, Jarosław Tomica; choreografia: Wojtek Kaproń; opracowanie muzyczne: Paweł Passini; scenografia / kostiumy / wideo: Aleksandra Konarska. Spektakl powstał w ramach programu OFF Polska organizowanego przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego.