„Anywhere" z Theatre de L'Entrouvert we Francji na 30. Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej. Pisze Marek Waszkiel na swoim blogu.
Nie miałem dotąd szczęścia spotkać się z francuskim Théâtre de L’Entrouvert Elise Vigneron. Właściwie nieustannie mijaliśmy się, choć teatr istnieje już półtorej dekady i od lat docierają do mnie informacje o jego atrakcyjności.
Dwa lata temu zobaczyłem w Bielsku-Białej Traversées, spektakl, który przed laty rozpoczynał karierę Vigneron, absolwentki szkoły lalkarskiej w Charleville-Mézières z początku XXI wieku. Była to nowa wersja widowiska z 2009 roku i akurat w Bielsku zagrana przez Kristinę Dementevą, która wówczas występowała naprzemiennie z Elise Vigneron. To bez wątpienia wydarzenie tamtejszej edycji bielskiego festiwalu, zresztą nagrodzone bodaj przez grono młodych krytyków nagrodą za najlepsze przedstawienie.
Dopiero tegoroczna trzydziesta edycja festiwalu w Bielsku-Białej przyniosła okazję do bezpośredniego spotkania z Théâtre de L’Entrouvert Elise Vigneron i jej znakomitym spektaklem Anywhere, którego wcześniejszy pokaz w Bielsku uniemożliwiły a to zbyt skomplikowane warunki techniczne spektaklu, a to pandemia. Zatem w osiem lat po premierze z 2016 roku i w nieco uproszczonej technicznie wersji (po amerykańskich sukcesach tego spektaklu) Gdziekolwiek Elise Vigneron zobaczyliśmy w Polsce. I nie mam najmniejszej wątpliwości, że odtąd organizatorzy polskich festiwali będą śledzić najnowsze prace Vigneron, zwłaszcza Les Vagues (prem. 2023) i Mizu (prem. maj 2025).
Anywhere to poetycki esej albo wizualny poemat. Trwa niespełna godzinę, a pozostanie w pamięci na bardzo długo. Zachwyca przede wszystkim swoim artystycznym kształtem. Oszołamia wprowadzeniem w przestrzeń sceniczną marionetki wykonanej z lodu. Lód ma tę właściwość, że zmienia swój stan skupienia. Jest ciałem stałym, lecz w wyniku ciepła zamienia się w wodę, wreszcie w parę. I te trzy stany jego istnienia możemy w spektaklu oglądać naocznie, a mają one kolosalne znaczenie dla intencji twórców i interpretacji całego przedstawienia.
Spektakl, luźno zainspirowany powieścią belgijskiego psychoterapeuty i poety Henry’ego Bauchau Edyp w drodze (1990), odnosi się do wędrówki Edypa z Teb do Kolonos (gdzie zmarł), która przynosi mu ukojenie i oczyszczenie z win: ojcobójstwa i kazirodztwa. Nie mogąc poradzić sobie z prawdą swoich czynów dokonuje samooślepienia i – wraz z towarzyszącą mu córką Antygoną – udaje się w miejsce osamotnienia.
Elise Vigneron, będąca sceniczną Antygoną, jest zarazem towarzyszką, przewodniczką, współanimatorką i opiekunką Edypa. Marionetka Edypa zawieszona jest na długich, wielometrowych linkach, biegnących od lalki poprzez nieruchomy blok w suficie scenicznym aż do lewej kieszeni sceny, gdzie końce linek trzyma i uruchamia niemal niewidoczny Mark Blashford. W istocie widzimy na scenie samodzielnie działającą marionetkę Edypa, której niewidoczna animacja jest wirtuozerska, i wchodzącą z nią w rozmaite relacje Antygonę-aktorkę.
Budowanie relacji pomiędzy aktorką i lalką stanowi wprawdzie istotę spektaklu (czułość, miłość, uważność, wrażliwość, opiekuńczość, troska Antygony wobec izolacji, samotności, bólu, rezygnacji, zwątpienia i klęski Edypa), ale jest w przedstawieniu także kilka obrazów równie silnych, poczynając od otwierającego, lodowego obrazu/ekranu umieszczonego w centrum sceny. Wędrujące po ekranie światło (doskonała reżyseria świateł Cyrila Monteil) wydobywa osadzoną w górnym prawym rogu wypukłą maskę twarzy Edypa z czarną wydzieliną spływającą z wyłupionego oka. A Antygona wypisuje czarnym tuszem na dole ekranu słowa rozpoczynające opowieść: „Rany oczu Edypa, które tak długo krwawiły, zaczynają się goić. Czarne łzy nie spływają już po jego policzkach, wywołując u innych przerażające uczucie, że to ich własne, krwawe łzy.” Te słowa niemal natychmiast spływają po lodowej tafli ekranu, aktorka wypisuje je coraz wyżej, ale procesu topnienia lodu nie sposób zatrzymać. Tafla zostaje rozbita przez Antygonę, a lodowe odpryski wypełnią magiczny krąg na podłodze sceny, będący odtąd główną przestrzenią gry, stopniowo wypełniającą się wodą, zanim w końcówce spektaklu woda przemieni się w parę wodną.
Przed pojawieniem się lodowej marionetki Edypa zobaczymy jeszcze jego wędrówkę po suchym lądzie. Będzie to klasyczna marionetka starego człowieka, potykającego się, szukającego oparcia w trzymanym w dłoni kiju, prowadzona przez przewodniczkę-Antygonę-aktorkę, będącą dosłownie animatorką lalki. Taki epizod, ale po roztrzaskaniu lodowego ekranu, przywodzi na myśl cierpienie, ból, gorycz, rezygnację i samotność starego człowieka.
I jednocześnie narasta w widzu zupełnie inna interpretacja przedstawienia, niemająca związku z losami Edypa i Antygony. Odnosząca się do każdego z nas, naszych doświadczeń, naszego przeżywania relacji córka-ojciec, dziecko-rodzic, nieuchronnego starzenia się, odchodzenia, przemijania, znikania… Ileż jest kruchości w tych relacjach zajmująco pokazanych w przedstawieniu, kiedy próba przytulenia lodowej postaci, wynikająca z miłości i troski, jest w rezultacie działaniem przybliżającym śmierć, bo ciepło ludzkiego ciała przyspiesza proces topnienia lodu!
Jakąż niezwykłą metaforą jest przemiana wody w parę wodną i mgły, które zakrywają wszelkie istnienie? Las Erynii, by odwołać się do Edypa, ale też skrzyżowanie światów, gdzie rozpływają się tożsamości, zwykłe ludzkie znikanie.
Elise Vigneron buduje w Anywhere znacznie więcej kontekstów i metafor. Wespół z Hélène Barreau, współreżyserką i konstruktorką lodowej marionetki, odwołuje się do żywiołów, wprowadza ogień, gra światłem i ciemnością, ciszą i rozwibrowanym dźwiękiem (saksofon, gitara, klawisze, perkusja). To zaiste lalkowo-plastyczno-wizualno-dźwiękowy poemat.
Twórczość współczesnych lalkarzy takimi poematami jest przepełniona, choć z reguły trudno je zestawiać obok siebie, jeszcze trudniej porównywać. Najczęściej docierają one do nas ze świata, jak w tegorocznej bielskiej edycji La Phazz hiszpańskiej grupy Zero en Conducta, czy kilkakrotnie już goszczący w Polsce Body Concert Kevina Augustine’a. O nich pisałem już na tym blogu. Polskie wybitne spektakle też się zdarzają, w tegorocznym programie bez wątpienia był to Syn Teatru Wolność Karola Smacznego oraz nie lalkowy wprawdzie, ale znakomity teatralnie Czarnoksiężnik Oz poznańskiego Teatru Animacji w reżyserii Konrada Dworakowskiego. Chciałoby się widzieć więcej takich spektakli, zwłaszcza na festiwalach, przynajmniej tych, które zachowały jeszcze środowiskowy charakter, a impreza bielsko-bialska od trzydziestu edycji nie traci na szczęście swojej wyjątkowej pozycji na mapie polskich festiwali.
Tak czy inaczej, przyglądajmy się w najbliższej przyszłości dokonaniom Elise Vigneron i jej Théâtre de L’Entrouvert z francuskiego Apt (gdzie swoją drogą przez lata święcił triumfy, a i dziś aktywnie działa bardziej jako centrum twórcze, Velo Théâtre Tani Castaing i Charlota Lemoine).