EN

5.03.2025, 17:13 Wersja do druku

Lepszego jutra nie będzie

„Wiśniowy sad” wg scen. Łukasza Chotkowskiego i Pawła Sztarbowskiego na podstawie sztuki Antona Czechowa w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Paulina Sygnatowicz w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Magda Hueckel / mat. teatru

Paweł Łysak kończy swoją dyrekcję w warszawskim Teatrze Powszechnym wyjątkowo pesymistyczną wizją „Wiśniowego sadu” Czechowa. W tym mocnym i doskonale zrealizowanym spektaklu nie daje nadziei, że świat, który zmierza ku katastrofie, da się jeszcze ocalić.

To jedno z tych przedstawień, po zakończeniu których na widowni zapada martwa cisza. Niezręcznie bić brawo, gdy całkiem zasłużenie dostało się obuchem po głowie. Paweł Łysak, reżyser, próbuje nam powiedzieć, że gdy pod naszymi oknami (czytaj: „za wschodnią granicą”) wyżyna się nie tylko wiśniowy sad, my odwracamy wzrok w drugą stronę. Sumienie skutecznie zagłuszamy szampanem i głośną zabawą. Choć przerażająco brzmią komunikaty nakazujące zejście do schronu – te same, które można usłyszeć w ukraińskich teatrach – tak jak bohaterowie Czechowa, zdaje się, że nie słyszymy ich wcale.

Ucieczka z płonącego domu

Postacie Łysaka niemrawo kręcą się na obrotowej scenie w chocholim tańcu. Marazm nie wynika z niemocy, lecz z zupełnie innych priorytetów. Raniewska (świetna Ewa Skibińska) wraca do majątku nie tyle z tęsknoty za domem, co z potrzeby ucieczki od nieudanego życia w Paryżu. Przeciwstawia się jej Szarlotta (Aleksandra Konieczna, która robi mocne wejście do zespołu Powszechnego), dostrzegająca to, czego inni nie chcą widzieć, i próbująca konfrontować ich z niełatwą prawdą o upadającym świecie. Wydaje się, jakby obie bohaterki były dwiema twarzami tej samej postaci (Skibińska i Konieczna z wyczuciem potrafią sobie partnerować). Ostatecznie to zrezygnowanie i pogodzenie się z losem Raniewskiej, wciśniętej w ciężką, zapiętą pod szyję welwetową suknię, bierze górę.

Tym, który próbuje ratować upadający świat i ma na to pomysł, jest Jeromołaj (w tej inscenizacji przemianowany na Jeremiego). Mateusz Łasowski doskonale gra wbrew utartemu wizerunkowi Łopachina jako „tego złego”. Odrzucone przez Barbarę (u Czechowa – Waria, w tej roli Agnieszka Rajda) oświadczyny wydają się kaprysem młodej panienki, a nie formą buntu przeciwko kapitalizmowi i zmieniającemu się światu. U Łysaka, jak i u Czechowa, nadzieja jest w młodych – Ania (Klara Bielawka) i Piotr (Jan Sałasiński) to nowi Ewa i Adam, tylko że biblijny raj zamienił się w płonącą Ziemię. Wszyscy z niej uciekają, choć chyba nie bardzo jest dokąd. Zostaje tylko Firs. U Łysaka to nie schorowany, stary lokaj, ale młody chłopak ubrany w wojskową koszulę. Tę rolę reżyser powierzył ukraińskiemu aktorowi Artemowi Manuilovowi. Trudno o wymowniejszy symbol.

Teatr, który stał się utopią

„Wiśniowy sad” służy Łysakowi także do rozliczenia z budowaną przez lata ideą „teatru, który się wtrąca”. Od 2014 roku starał się budować miejsce „debaty publicznej”, oparte na demokratycznych zasadach społeczeństwa obywatelskiego. To, że teatr jest w stanie zmieniać rzeczywistość, jest utopią – zdaje się mówić reżyser, wkładając w ręce Raniewskiej książkę „Utopia” autorstwa Krystiana Lupy, wybitnego twórcy teatralnego. Wina nie leży po stronie sztuki, ale jej odbiorców – „inteligenci chodzą do teatru, ale nic z niego nie rozumieją” – pada dobitnie ze sceny. Chciałoby się wierzyć, że tym razem będzie inaczej.

Tytuł oryginalny

Lepszego jutra nie będzie

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Paulina Sygnatowicz

Data publikacji oryginału:

05.03.2025