„Laguna” Anki Herbut w reż. Pawła Sakowicza w TR Warszawa. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
LAGUNA to spektakl TR Warszawa w reżyserii i z choreografią Pawła Sakowicza, który przenosi widzów w świat pozornego bezpieczeństwa, relaksu i odpoczynku, bo akcja toczy się w SPA. Tymczasem enigmatyczny tekst, jak i niejednoznaczna dramaturgia Anki Herbut otwiera widzów na najbardziej niewiarygodne asocjacje. Sterylna futurologiczna scenografia Izy Tarasewicz z dysfunkcyjnym, ograniczonym do niezbędnego minimum wyposażeniem drażni ich wyobraźnię, choć jest zrozumiała, gdy ma tworzyć maksymalną przestrzeń dla preferowanego w tym spektaklu ruchu scenicznego. Najważniejsi są oczywiście ludzie i to, co się z nimi dzieje. Bohaterowie korzystający z dobrodziejstw luksusu odosobnienia od zgiełku, mizerii i chaosu tego świata oraz komfortu rekreacji, mającemu wzmocnić i ducha i ciało, ulegają destrukcyjnej mocy. Dochodzi do rozpadu ich osobowości, co kończy się tajemniczym upadkiem - metamorfozą - przejściem ku nowemu status quo, a może nawet, brutalnie interpretując zjawiska zachodzące na scenie, zagładą. Świat nie może być naprawiony a ludzie sami podążają w amoku hipnotycznego impulsu w kierunku złowrogo brzmiącej mocy, która ich pochłonie.
Decydująca o zachowaniach ludzi anomalia (np. kosmologiczna, tu zaćmienie słońca) stała się impulsem do ujawnienia prawdy o ludziach, których ani ich umysły, ani ich natura nie są w stanie uratować. Człowiek jest słaby, uległy, bezwolny. Zdegenerowany. Sam dla sobie stanowi zagrożenie. Niestety potrafi przegapić znaki ostrzegawcze i nie umie uchronić się przed katastrofą, jakby stracił instynkt samozachowawczy. Funduje tym samym sobie i innym ludziom egzystencjalny horror. Każdy z bohaterów poddaje się zachowaniom grupy, ulega jej wpływom. Sam może by ocalał, ale sugestywna presja wspólnoty podporządkowuje go niebezpiecznym, bo zniewalającym rytuałom. Gdy logika rozumu umiera, rozpada się czy gnuśnieje, ciało przejmuje funkcje obronne, ostrzegawcze czy informacyjne. To ono ma wtedy najwięcej do wyrażenia. Tam gdzie zawodzą słowa, językiem komunikacji staje się ekspresja ciała. Dlatego choreografia w tym wypadku odgrywa tak ważną rolę.
Na początku akcja rozwija się powoli. Dominuje rozleniwienie, marazm, nuda. Z czasem niezwykłe zjawiska powodują dziwne zachowania, wykańczający transowy, psychodeliczny taniec doprowadza ludzi do paroksyzmów, do wycieńczenia. Umysł przestaje pracować, wyłącza się, stara się zresetować. Ciało przejmuje cały ciężar istnienia (strach, lęki, frustracje, zagubienie), proste ruchy w narastającym tempa napięciu wyrażają jego narastającą udrękę. Na koniec możliwe jest jedynie uporczywe pełzanie po ziemi jakby nie starczało już sił do zmiany postawy, pozycji, statusu quo. Szczególne miejsce (tu Laguna SPA - ekskluzywne odizolowane), rzadkie, niezwykłe zjawiska kosmologiczne oraz stan niemożności przeciwdziałania temu, co się dzieje, brak oporu bohaterów jednostki przed wpływem czynników zewnętrznych doprowadzają ich do szaleństwa, prowokują ich autodestrukcyjne zachowania, nad którymi nie mają żadnej kontroli. Można odnieść wrażenie, że ludzie, od których należałoby oczekiwać najwięcej, bo mają kreatywny potencjał oraz wszelkie możliwości, by go mogli wykorzystać-zdegenerowani zdezorientowani, wyczerpani - stają się podatni na złowrogi zew natury, a może działanie obcych czy własnej chorej wyobraźni wychodzą ze strefy komfortu. Na oślep, bezwolnie, w oparach mgły, w otępieniu, na kolanach opuszczają Lagunę i giną w złowrogich odmętach nieznanego. Ważne jest nie to, co wcześniej mówią, ale co później robią. Ważne jest, co komunikują ich ciała.
Dobromir Dymecki (Norman), Mateusz Górski (Roman), Natalia Kalita (Harper), Rafał Maćkowiak (Jjan), Sebastian Pawlak (XX), Agnieszka Żulewska (Debora) są tej grupy straceńców reprezentacją. Z niezwykłą kondycją, doskonałym aktorskim warsztatem uprawdopodobniają możliwy scenariusz procesu doprowadzającego człowieka do punktu granicznego, gdy rozum i jego sygnały ostrzegawcze zanikają. Wyczerpanie psychiczne, zużycie fizyczne, pustostan intelektualny prowadzi do otępienia, do sytuacji, gdy bohaterowie nie mogą już się zresetować, wzmocnić, zmienić, mimo że są w idealnym do tego miejscu, w SPA. Przy czym spektakl jest skomponowany na takim poziomie ogólności, że dopuszcza różne interpretacje. Jednak winien być odczytany jako silnie działająca plastyczno-choreograficzna impresja, w której równie ważne znaczenie odgrywa projekt przestrzeni Izy Tarasewicz, znaczące charakterystyki postaci kostiumy Mileny Liebe, sugestywna reżyseria światła Jacqueline Sobiszewski, niepokojące, mroczne efekty dźwiękowe Justyny Stasiowskiej. I moim zdaniem, komunikat reżysera i choreografa Pawła Sakowicza, że ludzkość jest w stanie ostrego kryzysu a wszystko na co ją stać to patologiczna, niezdrowa, uwłaczająca godności uległość, która do niczego dobrego nie doprowadzi. Koniec wybrzmiewa złowrogo. Złowieszczo.
Tak więc, proszę Państwa, przeżywamy horror. Na szczęście tylko w teatrze. A może nie tylko w teatrze?