„Pchła Szachrajka” Jana Brzechwy w reż. Maćko Prusaka w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Piotr Sobierski.
Brawurowa inscenizacja „Pchły Szachrajki” Jana Brzechwy w reżyserii Maćko Prusaka przywraca wiarę w moc słowa i edukacji u podstaw. Przedstawienie Teatru Wybrzeże w Gdańsku, dopracowane w szczegółach, pobudza wyobraźnię na wielu płaszczyznach i, bez sięgania po łatwe chwyty, angażuje uwagę nie tylko młodych widzów.
Prusak osadził akcję w czasach, kiedy tworzył Brzechwa, co pozwoliło na zabawę konwencją i wykorzystanie charakterystycznych elementów tamtej epoki. Scenografia Marty Śniosek-Masacz nie pozostawia wątpliwości, że znajdujemy się w wytwornej kawiarni, a piękne kostiumy nawiązują do kreacji międzywojnia, z wieczorowymi sukniami i garniturami na czele. Odpowiedzialny za muzykę Marcin Nenko przypomina dawne polskie szlagiery, chociaż nie brakuje również odniesień do światowych dokonań. Aktorzy śpiewają i tańczą fokstrota („Jak zabawa to zabawa” Adama Lewandowskiego), tango („Odrobina szczęścia w miłości” Jerzego Petersburskiego) czy rocka (podkład piosenki „Hair” Galta MacDermota). Z całością współgra stylowa choreografia oraz ruch sceniczny, nadający każdej postaci indywidualny rys.
Gdańska „Pchła”, pomimo że osadzona w określonej przestrzeni, zabiera widzów w podróż pełną przygód i kolorów. Tytułowa bohaterka (znakomita kreacja Marii Wróbel) sięga po szeroki wachlarz szachrajstw. Napotkani bohaterowie muszą zmierzyć się z kawałami (m.in. wyjadanie kremu z rurek czy udawanie operowej divy), ale też psotami większego kalibru, jak oszukanie księcia czy nauka zmyślonego, pchlego języka. Każdy z aktorów wciela się w kilka postaci, nie tylko z treści bajki, ale też w słynne osobistości epoki, bawiąc się przy tym swoim wizerunkiem i językowymi potyczkami. Obok wspomnianej Marii Wróbel na uwagę zasługują Katarzyna Borkowska, Joanna Kreft-Baka i Marek Tynda.
Akcja spektaklu rozgrywa się w przestrzeni klubu Menażeria i w domu Pchły, ale dzięki rekwizytom i zwierzęcym atrybutom, które przywdziewają aktorzy, nietrudno podążać za bohaterami, zarówno po ulicach Warszawy, Wrocławia, jak i po wytwornym zamku księcia. Zamorska podróż to jedna z najbardziej spektakularnych scen, w której odbija się wyobraźnia reżysera. O magii teatru niech świadczy zachwyt i śmiech, jaki równocześnie wzbudza mały, dmuchany zamek.
W każdym z odwiedzonych przez Pchłę miejsc dochodzi do oszustwa, jednak zła sława bohaterki nie utrudnia jej życia. Obdarzona ogromnym sprytem potrafi wyjść zwycięsko z każdej potyczki — nawet z sądu, gdzie grozi jej skazujący werdykt. Czy jest więc szansa, że ta lekcja życia skłoni ją do zmiany na lepsze?
„Jeśli ma kraj nasz trwać, trzeba Pchle szansę dać” — śpiewają bohaterowie. Brzechwa nie kończy swojej bajki klasycznym happy endem, ale pozostawia nadzieję, że możliwa jest poprawa. Bajka nie ma typowo moralizatorskiego charakteru. „Pchła Szachrajka” to bowiem przede wszystkim hołd złożony słowu, którego kunszt daje szansę na lepszą i bogatszą komunikację, a przy okazji eksplozję wyobraźni. W Teatrze Wybrzeże udało się to na szóstkę!
 
 
       
       
                                           
                                          