Poniższy felieton jest kolejnym głosem zainspirowanym tekstem Maryli Zielińskiej „O jedną szkatułkę więcej”. Pierwszym była publikacja „Czy krytyka może być przedwczesna?”. Oba teksty łączy nie tyle chęć odpowiedzi, ile potrzeba zadania pytań — o odpowiedzialność słowa, o język krytyki i o etykę w patrzeniu na sztukę oraz ludzi, którzy ją tworzą. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Nie jest to głos polemiczny ani rozstrzygający. To raczej zaproszenie do rozmowy — o tym, gdzie dziś przebiegają granice między oceną a przemocą symboliczną. O tym, czy możliwa jest krytyka uważna, wspierająca, nie tracąca przy tym przenikliwości. I wreszcie: o tym, co znaczy mówić o teatrze tak, by nie gubić w tym człowieka.
W poruszającym eseju Maryli Zielińskiej „O jedną szkatułkę więcej” nie chodzi tylko o Grzegorza Jarzynę. To tekst o twórcy przyłapanym na byciu legendą — o tym, jak bardzo ciąży przeszłość i jak łatwo jej ulec, oczekując, że każde nowe dzieło będzie kolejną „szkatułką” geniuszu. Zielińska w swoim tekście pokazuje, jak łatwo można utknąć między własnym mitem a spojrzeniem krytyki. A jednak równie mocno wybrzmiewa pytanie, którego w środowisku teatralnym często nie stawiamy: czy krytyka może być formą przemocy?
Między oglądem a ciosem
W przestrzeni publicznej panuje zgoda na brutalność: skoro artysta wychodzi na scenę, wystawia się na ocenę. Naturalne. Ale czy to znaczy, że wolno wszystko? Czy krytyka nie zbliża się dziś za często do stylu walki — gdzie wygrywa ten, kto mocniej uderzy, trafniej zadrwi, celniej podsumuje jednym zdaniem całą złożoność czyjegoś procesu twórczego? Jest też drugi model — głaskania wszystkiego i permanentnego chwalenia, często w egzaltacyjnym tonie, który równie mocno zaciera granice między rzetelną oceną a nieautentycznym zachwytem.
Zielińska pisze o Jarzynie z czułością i uważnością, ale zarazem nie unika ostrych pytań: co dziś znaczy być Grzegorzem Jarzyną w polskim teatrze? W domyśle: co znaczy nieustannie być ocenianym przez pryzmat dawnych sukcesów? I co z tym robi krytyka?
Krytyk jako uczestnik czy sędzia?
Wciąż funkcjonuje mit krytyka jako autorytetu — postaci, która z dystansu dostrzega więcej. Ale dystans może też być ucieczką od odpowiedzialności. Zamiast próbować zrozumieć, łatwiej wydać sąd. Krytyka bywa wtedy bardziej grą językową niż próbą dialogu.
Zamiast rozmowy — punktacja.
Zamiast współobecności — opresja.
Zamiast rzetelnej analizy — ironiczny tweet.
W tym kontekście Zielińska wydaje się przypominać: krytyka to nie tylko wiedza, to także empatia. A może przede wszystkim.
Gdy legenda przytłacza
Artyści tacy jak Jarzyna mierzą się nie tylko z oczekiwaniami publiczności i środowiska, ale także z własnym dorobkiem. Każdy nowy spektakl ma być wydarzeniem. Każdy krok — kontynuacją lub przekroczeniem. Krytyka często nie daje prawa do poszukiwań, do kroku w bok, do zwątpienia. Nie daje prawa do ciszy.
Ale teatr to nie matematyka. Nie działa według praw progresji. Bywa, że spektakl „mniejszy” znaczy więcej. Że nie każda premiera musi być rewolucją. A jednak krytyka często ocenia przez pryzmat „kiedyś było lepiej”. I nieświadomie wzmacnia ciśnienie, które w końcu może twórcę zmiażdżyć.
Etyka słowa: czy istnieje?
Czy krytyk ponosi odpowiedzialność za skutki swojego pisania? Czy jest świadomy wpływu swoich słów na środowisko, na kondycję psychiczną twórcy, na przyszłość jego pracy?
Jeśli nie, to być może czas zacząć o tym mówić głośniej.
To nie znaczy, że mamy krytykę uczynić łagodną i bezpieczną. Ale powinna być świadoma. Świadoma swojej siły. Świadoma, że czasem może dołożyć cegiełkę do procesu twórczego — a czasem go zatrzymać.
W stronę krytyki współodczuwającej
Może czas na nowy model krytyki: nie tej, która ocenia z góry, ale tej, która próbuje zrozumieć. Nie tej, która mierzy, ale tej, która rozmawia. Potrzebujemy refleksji nad etyką w zawodzie krytyka — tak samo jak refleksji nad etyką w teatrze, w reżyserii, w instytucjach kultury.
Potrzebujemy więcej myślenia o tym, jak pisać z szacunkiem, nawet wtedy, gdy się nie zgadzamy. Jak recenzować bez dehumanizacji. Jak czytać teatr, nie tracąc z oczu człowieka.
Na koniec: pytanie, nie wyrok
Nie chodzi o to, by krytykę uciszyć. Przeciwnie — chodzi o to, by ją uczynić głębszą. Mniej szybką, bardziej odpowiedzialną. Bo jeśli teatr ma być żywy, ryzykowny i prawdziwy — musi mieć wokół siebie krytykę, która nie tylko patrzy, ale też słucha.
Więc może zamiast pytać, czy Jarzyna „jeszcze potrafi”, warto zapytać:
czy my – jako środowisko – jeszcze potrafimy słuchać artysty nie przez pryzmat legendy, ale przez pryzmat jego aktualnego głosu?
I dalej: czy krytyk potrafi mówić tak, by nie tracić z pola widzenia człowieka, którego ocenia?
https://teatrdlawszystkich.pl/czy-krytyka-moze-byc-przedwczesna/
https://teatr-pismo.pl/o-jedna-szkatulke-wiecej/
 
 
      