EN

21.05.2024, 15:32 Wersja do druku

Krew, czosnek i musical. „Dracula” mieszka w Łodzi

„Dracula” Jakuba Lubowicza w reż. Jakuba Szydłowskiego w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Maciej Gogołkiewicz na stronie Musicalowe.Info Podcast.

fot. Michał Matuszak / mat. teatru

Veni, vidi, scripsi! "Dracula" w Teatrze Muzycznym w Łodzi to musical o pragnieniu nieśmiertelności, bo "wieczność jest za krótka, by żyć" oraz o... głodzie miłości, bo "wieczność jest za długa, by samotnie trwać". "Dracula" w reżyserii oraz z librettem Jakuba Szydłowskiego to niepowtarzalne musicalowe doświadczenie, którego w Polsce nie było od czasu "Tańca wampirów" i "Upiora w operze" w Teatrze Muzycznym ROMA. To doświadczenie monumentalności w orkiestrowej muzyce, majestatycznej scenografii i zmysłowych choreografiach. (Fot. Michał Matuszak)

Jest strasznie: nabici na pal, mroczne cmentarze, mordowane noworodki, samobójcze skoki w otchłań morza i zapewnienie krwiopijców: "będziemy mordować i ssać". Krew spożywana jest bez ograniczeń, a w jej smaku można wyczuć "szczepy sacrum i profanum". Wśród widzów przechadzają się nienasycone wampiry, duchy z przeszłości: Joanna D'Arc, Napoleon, żony Henryka VIII... Przerażają czerwonookie wilki. Grozę wywołują gotyckie wnętrza zamków i kaplic, górujące nad sceną posągi, mroczne krypty, misternie wykonane świeczniki i rozgrzany do czerwoności krucyfiks. Mimo to z ciekawością wszedłem do świata hrabiego Draculi, zachęcony jego zaproszeniem: "Proszę wejść z własnej nieprzymuszonej woli".

Muzyka Jakuba Lubowicza jest tym elementem spektaklu, który całkowicie absorbował moją uwagę! Zagrana przez muzyków Orkiestry Teatru Muzycznego w Łodzi brzmi filmowo, przestrzennie i dostojnie! Doskonale słychać bogate instrumentarium, w tym czasami zaskakujące dźwięki np. bałkańskich instrumentów. Muzyka nie jest jedynie elementem songów. Buduje napięcie i wzmacnia niektóre ze scen (np. gdy wilk atakuje kobietę) oraz wypełnia spektakl emocjami.

W muzyce jest bałkański folklor z cudowną wokalizą ("Panie, matki usłysz głos"), ale i porywający charleston ("Starość jest passe"). Jest pastisz opery ("O słodka chwilo"), jest cudownie zaaranżowana aria Almireny z "Rinaldo" - opery Georga Friedricha Händla oraz pomysłowo wykorzystane (i cudownie zapętlone) w finałowym songu Draculi ("Choć mijały dni") intro z "Lacrimossy" z "Requiem" W. A. Mozarta. Są szanty, ale i cudowne momenty ze śpiewającymi dziećmi, kojarzące się z solówkami małej Cossety i Gavrocha z "Les Miserables". I mój muzyczny numer jeden: Walc Lubowicza (określenie własne). Ustawiam się w kolejkę po płytę z muzyką z "Draculi" również taką w wersji jedynie instrumentalnej.

fot. Michał Matuszak / mat. teatru

Stworzenie choreograficznych arcydzieł powierzono duetowi Jarosław Staniek i Katarzyna Zielonka. Już same nazwiska są gwarancją niesamowitych doznań artystycznych. Zachwycająca praca tancerzy: Taniec wilków osadzony początkowo w parterze, podobnie jak ruch mrocznych postaci w maskach i płaszczach rodem z "Matrixa" (w "Wynaturzenie nie da zbawienia"). Wspaniale zaprojektowane choreografie: chorych z zakładu dla obłąkanych (z świetnym, "wymiatanym" zejściem ze sceny), taniec Wampirów ("Wszystko, co ludzkie, nie będzie nam obce"), oraz dający wytchnienie od mroku "Starość jest passe". A do tego zmysłowy ruch Wampirzyc: Kruczej, Ryżej i Jasnej.

Kostiumy zaprojektowane przez Annę Chadaj są prawdziwymi dziełami sztuki. Zawsze mam niepokój przed spektaklem, przy którym pracuje Chadaj, bo wiem, że będę musiał obejrzeć go ponownie by nacieszyć oczy detalami. Zachwyciła mnie złota suknia Lucy z lśniącymi aplikacjami, cudowna biała kreacja Elisabety z wyhaftowanym układem krwionośnym i absolutnie wyjątkowa kreacja Kruczej Wampirzycy, z hipnotyzującym roślinnym wzorem, "oplatającym" ciało artystki. Gradacja w poprzednim zdaniu nie była przypadkowa. Wspaniały jest również czerwony, szlachetny surdut Draculi. Stroje wampirów to... wampirzy pokaz mody! Stroje historyczne z różnych epok. Pięknie to wygląda w finale utworu "Wszystko, co ludzkie, niech będzie nam obce". Artyści ustawiają się wtedy w linii, tworząc przepiękny obraz tego musicalu, kojarzący się z dziełem... Leonarda da Vinci, mimo, że dla wampirów jest to niewątpliwie "Pierwsza Wieczerza".

POSŁUCHAJ PODCASTU O PRZYGOTOWANIACH DO PREMIERY

🎧SPOTIFY 🎧 YOUTUBE 🎧APPLE PODCAST

fot. Michał Matuszak / mat. teatru

Scenografia "Draculi" Grzegorza Policińskiego jest taka jak lubię: monumentalna, dostojna, posągowa (dosłownie), czerpiąca z mrocznego średniowiecza, z gotyckimi oknami z charakterystycznymi ostrymi łukami (kaplica w Carfax). Światło wyreżyserowali Grzegorz Policiński i Artur Wytrykus... Inaczej! Panowie wyreżyserowali światło i mrok. Ciemność ukrywa techniczne zmiany na scenie, ale chwilami odebrałem ją jako istotny element, równie ważny jak światło, bo przecież jak śpiewa Val Helsing "ciemność wzmaga strach".

Niektóre z obrazów zbudowanych scenografią i światłem dopełniają animacje stworzone przez Veranikę Siamionavą i Zachariasza Jędrzejczyka: to dzięki nim rejs do Withby "pachnie" morską bryzą, ogień płonie, a krew z poderżniętego gardła obryzguje ścianę. Piękna jest scena w bibliotece, z kartkami papieru unoszonymi przez wiatr.

Libretto napisane przez Jakuba Szydłowskiego jest proste i czytelne, bez zbędnych ozdobników czy np. nawiązań do współczesności. Opowiedziana w ten sposób historia jest łatwa do przyswojenia. Podobał mi się język Draculi, gdy mówił: "Jak pan znajduje mój zamek?"

W roli Draculi obejrzałem Janusza Krucińskiego (posłuchaj wywiadu z artystą). Twórcy musicalu zalecają zmierzenie się również z kreacją Pawła Erdmana. I na to przyjdzie czas. W grze Krucińskiego dostrzec można doświadczenia aktorskie z wcześniejszych ról w "Tańcu wampirów" czy "Jekyll&Hyde". Cudownie zagrana głosem, ciałem, a nawet oddechem przemiana ze starca będącego na hemoglobinowym głodzie, w dostojnego, władczego hrabiego korzystającego z "daru przeklętego". A z drugiej strony, mimo krwiopijnej natury, zbudowanej przez Krucińskiego postaci potrafiłem... współczuć, zwłaszcza gdy Dracula poddawał w wątpliwość to kim jest mówiąc: "skąd pewność, że stworzyło mnie zło". Pomimo całego okrucieństwa, za pozą przywódcy wampirów kryje się prosty facet, od stuleci zakochany w Elisabecie, który de facto sam odebrał sobie prawo do tej miłości. Krucińskiemu udało się pokazać tę "skalę uczuć". Wokalnie? Uwielbiam brzmienie głosu tego artysty, więc nie mam mowy o zawodzie: wzruszające "Koniec jest początkiem", melorecytowane "Transylwania to nie Anglia", podniosły "Czas panowania" i romantyczny duet "Wieczność cię wyzwoli". No i ogniste wykończenie na dziobie statku songu marynarzy "Ostatni rejs", chwilę przed przerwą.

Minę Murray zagrała (w oglądanej przeze mnie obsadzie) Anna Federowicz. Jedna z nielicznych w musicalu i najlepiej wykreowanych kobiecych postaci. Mina Anny Federowicz jest niesamowicie opanowana, pełna wdzięku i elegancji. Przepięknie wykonany duet "Przyrzeczenia" oraz poruszający song "Kiedy wiary brak". Oliwia Drożdżyk wystąpiła w roli Lucy. W mojej ocenie obsadowy strzał w dziesiątkę! Lucy Oliwii jest piękna, młoda, nieco zwariowana, a na dodatek świetnie tańczy charlestona! Duet z Januszem Krucińskim "Wieczność Cię wyzwoli" wzruszył mnie do łez i do łez również rozśmieszył mnie duet z Anną Federowicz "Panna na wydaniu".

Z męskiej części obsady szczególnie chcę wyróżnić Piotra Płuskę i podziękować za jego kreację postaci profesora Abrahama Van Helsinga. Płuska brawurowo wykonał "Wynaturzenie nie da zbawienia", a interpretacja tego songu wywołała we mnie przyjemny dreszcz i skojarzenie z Frollo, rolą Płuski w "Notre Dame de Paris" (choć tam było więcej przestrzeni na emocje). Na scenie dał się zauważyć również Filip Bieliński jako Jonathan Harker, który cudownie przeprowadził swoją postać przez mroczny świat Draculi (widać to szczególnie w kolejnych odsłonach songu "Transylwania to nie Anglia"). A wykonane wspólnie z Federowicz "Przyrzeczenia" są jedynym z lepszych musicalowych, miłosnych duetów.

Sporą niespodziankę wokalną sprawił mi Marek Prusisz jako Renfield, pacjent zakładu dla obłąkanych. Ciekawe kreacje stworzyli również Kamil Olczyk (Doktor Jack Seward), Kamil Kowalski (Quincey P. Morris) i Łukasz Lenart (Artur Holmwood).

Podkreślę jeszcze, że prawdziwymi królowymi damskiej obsady okazały się Wampirzyce: Justyna "Jasna" Kopiszka, której spektakularnemu pojawieniu się nad (!) sceną, towarzyszy przejmująca wokaliza. Kolejna pojawia się Justyna "Krucza" Cichomska - w niesamowitej kreacji - z bardzo zmysłowym songiem śpiewając "żadna nie da ci tego, co ja". Na koniec - kuszonemu Jonathanowi - objawiła się Martyna "Ryża" Henke. Utwór "W otchłani zmysłów" zaostrzył mój apetyt, więc bardzo mnie ucieszyło, że te świetne głosy - współbrzmiące z granymi postaciami - mogłem usłyszeć w II akcie w "Kołysance Lucy" i "Pójdź do nas siostro".

Dziecięce postaci zagrali Livia Ernest i Gustaw Włastowski.

Czy coś mi się nie spodobało? Moment, w którym Dracula pojawia się na scenie w magiczny sposób czyli wyłaniając się zza białego prześcieradła trzymanego przez tancerzy, chwilę wcześniej zdjętego z łózka. Po tej "iluzjonistycznej sztuczce" prześcieradło wraca na swoje miejsce. Element ten zupełnie nie pasuje mi do całości spektaklu.

To kolejny autorski musical Teatru Muzycznego w Łodzi. Przypomnę, że 9 lat temu wyreżyserowanie musicalu "Cyrano" powierzono Jakubowi Szydłowskiemu, reżyserowi i autorowi libretta tegorocznego "Draculi". Mroczny świat wampirów A.D. 2024 stworzony przez Szydłowskiego to musicalowe wydarzenie, na które warto było czekać i które trzeba zobaczyć!

Tytuł oryginalny

Krew, czosnek i musical. "Dracula" mieszka w Łodzi

Źródło:

Musicalowe.Info Podcast
Link do źródła

Autor:

Maciej Gogołkiewicz

Data publikacji oryginału:

20.05.2024