Sąd Rejonowy dla Krakowa Krowodrzy na 1 marca br. wyznaczył datę rozpoczęcia procesu aktora Jerzego Suhra, którego prokuratura oskarża o prowadzenie auta w stanie nietrzeźwości. Do incydentu doszło 17 października ub. roku na al. Mickiewicza. Aktor miał 0,7 promila alkoholu we krwi.
Krakowska prokuratura 28 grudnia ub. roku skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko znanemu aktorowi. W październiku Stuhr potrącił motocyklistę i odjechał z miejsca zdarzenia. Został jednak zatrzymany przez poszkodowanego. Aktor tłumaczył później, ze nie zauważył, że kogoś zahaczył. Okazało się, że artysta był pod wpływem alkoholu.
Akt oskarżenia dotyczy tylko jazdy pod wpływem alkoholu. Śledczy nie postawili artyście zarzutu spowodowania kolizji i ucieczki z miejsca zdarzenia, ponieważ obrażenie poszkodowanego okazały się niegroźne.
Prokuratura z całej sprawy wyłączyła wątek ewentualnej kolizji. Tę sprawę ma dalej badać policja.
Aktor może na kilka lat stracić prawo jazdy. Stuhr chciał dobrowolnie poddać się karze, ale nie zgodzili się na to śledczy.
Potrącenie na al. Mickiewicza
Przypomnijmy. 17 października, 75-letni kierujący lexusem potrącił na al. Mickiewicza w Krakowie 44-letniego motocyklistę. Doszło do tego po tym, jak aktor, chcąc skręcić w lewo wjechał na pas, który zajmował już motocyklista. Uderzył go przy tym autem w łokieć, ale motocyklista utrzymał równowagę. Kierowca jednośladu zaczął gonić odjeżdżającego aktora. Próbował go zatrzymać. Ostatecznie 44-latek zszedł z motocykla i podszedł do kierowcy lexusa, który znów chciał odjechać.
Jerzy S. tłumaczył, że nie zauważył kolizji. Dzień po incydencie Stuhr wydał oświadczenie
Oświadczenie Jerzego Stuhra
"Bardzo żałuję i przepraszam, że wczoraj podjąłem tę najgorszą w moim życiu decyzję o prowadzeniu samochodu. Deklaruję pełną współpracę z organami powołanymi do wyjaśnienia wczorajszego incydentu. Jednocześnie chciałem zapewnić, że wbrew doniesieniom medialnym, nie zbiegłem z miejsca zdarzenia, lecz zatrzymałem się na życzenie jego uczestnika (motocyklisty - red.) i razem oczekiwaliśmy na przyjazd policji" – napisał S. w opublikowanym dzień później oświadczeniu.