"Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale" fot. Bartek Barczyk / mat. Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie
Uczucie ulgi i radość z ponownego spotkania z widzami deklarują dyrektorzy krakowskich instytucji kultury w reakcji na decyzję rządu o możliwym wznowieniu działalności tych miejsc.
Choć część instytucji przez cały okres zamknięcia spowodowanego pandemią starała się utrzymywać kontakt ze swoją publicznością w przestrzeni wirtualnej, na wieść o możliwości ponownego spotkania z widzami ich szefowie nie kryją radości.
Dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie Waldemar Raźniak zapowiedział w rozmowie z PAP, że platforma streamingowa, za pomocą której oglądać można także archiwalne spektakle, nie przestanie działać. "Natomiast moment zniesienia części tych obostrzeń - ku naszej radości - zbiegł się w czasie z dwiema premierami. Bardzo cieszymy się, że te dwa wydarzenia odbędą się przy częściowym udziale widowni. To nas napawa optymizmem i radością" - powiedział. Zaprasza widzów na 14 lutego na spektakl "Savannah Bay" w reżyserii Józefa Opalskiego, a także na "Tonącą dziewczynę" Karola Klugowskiego, którą oglądać będzie można od 17 lutego.
Raźniak podkreślił, że obecność publiczności w teatrze jest podstawą jego funkcjonowania. "Dialog, który nawiązuje się nie tylko między aktorami na scenie, ale też pomiędzy aktorami a żywą widownią, jest czymś esencjonalnym dla teatru" - wskazał. Jak dodał, aktorzy odczuwają to m.in. w czasie oklasków, które stanowią swoiste podziękowanie za ich trud. "Teraz będziemy się cieszyć, że możemy bezpośrednio kłaniać się tym, którzy są obecni. Aczkolwiek zawsze staram się podkreślać, że nieobecność widzów w teatrze nie oznacza naszej nieobecności w ich domach" - dodał dyrektor.
Na żywy kontakt artysty z widzem zwrócił również uwagę dyrektor naczelny i artystyczny teatru im. Słowackiego Krzysztof Głuchowski, który pokreślił, że ważne jest, iż miejsca na publiczności będą mogły być zajęte w 50, a nie tylko w 25 procentach. Zapewnił, że w teatrze będzie bezpiecznie.
"Nie chodzi nawet o odległości między widzami czy te procenty, tylko o kubaturę sali oraz sposób spędzania czasu - teatry są prawdopodobnie jednymi z bardziej bezpiecznych miejsc dla osób przebywających w jakimś zbiorowisku" - powiedział. "Bardzo się cieszymy, jesteśmy gotowi i startujemy od razu" - dodał.
Głuchowski zapewnił, że wciąż będą odbywały się streamingi spektakli, jednak artyści czekają przede wszystkim na żywy kontakt z publicznością. "Oczywiście naszym głównym celem nie jest streaming, tylko to, żeby widz przyszedł do teatru" - dodał. Na publiczność czeka już zespół, który zagra na początku spektakle "Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale" w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego i "Smok" w reżyserii Jakuba Roszkowskiego.
Na wagę osobistego kontaktu z widzami zwrócił uwagę również zastępca dyrektora ds. artystycznych Teatru Łaźnia Nowa Bartosz Szydłowski. "Miejsce i funkcja instytucji kultury - jako między innymi katalizatora emocji społecznych - zostanie przywrócone, a odebrane zostało w sposób nie do końca moim zdaniem uzasadniony; takie poczucie miało większość dyrektorów teatrów" - powiedział w rozmowie z PAP.
Jak zaznaczył Szydłowski, z możliwości ponownego otwarcia cieszy się bardzo, choć nie kryje obaw przed ewentualnym, ponownym zamknięciem w razie znacznego wzrostu zachorowań. "Rozpędzanie i zahamowanie maszyny teatralnej jest naprawdę bardzo skomplikowane. Mamy tu system sprzedaży, trzeba na nowo budować relację z publicznością, z widzem. Tego bardzo się boję - że +rozkręcimy+ się przez dwa tygodnie, wyznaczamy pracownikom bardzo określone cele, po czym znowu będziemy wyhamowywać" - przyznał. Dyrektor artystyczny Łaźni dodał, że teatr jest gotowy do działania i w najbliższym czasie zaprasza widzów na spektakle: "Lem vs. P.K. Dick" Mateusza Pakuły i "Autobiografia na wszelki wypadek" Michała Buszewicza.
Poza teatrami działalność wznowią także kina, opery i filharmonie. "Przyjęliśmy tę decyzję z radością, ale i w kontekście dużej odpowiedzialności" - powiedział PAP dyrektor Opery Krakowskiej Bogusław Nowak. "Nie można powiedzieć, że towarzyszą nam mieszane uczucia, bo my od pół roku czekaliśmy na taki moment, i w jakiś sposób jesteśmy nań przygotowani" - podkreślił.
Jak przyznał, kontakty z odbiorcami w okresie zamknięcia odbywały się "w zasadzie tylko w kontekście odwoływania lub przenoszenia spektakli do sieci". "Kończyły się one zwrotem +do zobaczenia+, a dzisiaj w rozmowie z naszą publicznością ten wyświechtany zwrot nabrał zupełnie innej wartości" - dodał. Opera już dziś zaprasza na swój koncert ostatkowy oraz pozostałe wydarzenia.
Nieco inaczej na wprowadzane i luzowane obostrzenia patrzą prowadzący mniejsze instytucje kultury. Jak opowiedziała PAP Justyna Adamczyk, która w krakowskim Kinie Mikro zajmuje się promocją, piątkowa decyzja była dla niej nieco zaskakująca. "Oczywiście bardzo się cieszymy, ale trochę jesteśmy w szoku" - przyznała.
Adamczyk zadeklarowała jednak, że Mikro zaprosi widzów na seanse już 12 lutego. "Będziemy pracować, szukamy filmów. Na razie ciężko jest powiedzieć, co będzie dalej, ale mamy nadzieję, że to nie będzie otwarcie tylko na dwa tygodnie - bo to nas nie uratuje - tylko na stałe" - dodała.
Pytana o to, czy w małym kinie limit osób mogących zasiadać na publiczności generuje więcej problemów niż w przypadku dużych instytucji, Adamczyk podkreśliła, że "50 procent jest lepsze niż 25 - bo w takim przypadku momentami bardziej opłacałoby się zamknąć". "Wszystko zależy teraz od widzów. Jeśli do nas wrócą, to będzie nam łatwiej, jeśli nie - to niekoniecznie. W przypadku 50 procent publiczności na widowni nie będzie tragicznie, bo na dużej sali będziemy mogli posadzić 60 widzów, a na małej - siedmiu, a nie trzech; więc perspektywa nam się poprawia" - wyjaśniła. "Oczywiście dobrze by było grać na 100 procent, bo wtedy mamy realny zysk, a inaczej przez cały czas będziemy próbować związać koniec z końcem. Okres zamknięcia był długi i nie mieliśmy wtedy możliwości zarabiania" - przypomniała Adamczyk.