"Planeta B" na motywach powieści "Szpital przemienienia" oraz "Głos Pana" Stanisława Lema w reż. Krzysztofa Popiołka w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Agnieszka Zając w portalu Teatrologia.pl.
W stulecie urodzin Stanisława Lema Krzysztof Popiołek podjął próbę dyskusji z myślą pisarza i zaprezentował swój sposób zrozumienia jego prozy. Na scenie Teatru Żydowskiego w Warszawie wystawił kolaż z trzech tekstów – ze Szpitala Przemienienia, Głosu Pana i fragmentu korespondencji Lema z poetką Ewą Lipską, formując nową planetę, Planetę B.
Planeta, na której lądujemy, jest mroczna, czarne wnętrze sali teatralnej – udrapowane tkaniną ściany – zacieśniają przestrzeń. Scenografia Krzysztofa Perzyny imituje kosmiczną próżnię, w której nie ma końca. Dlatego zawieszony w tej próżni głos z offu, wprowadzający nas w tragiczną historię życia Stanisława Lema, brzmi tak przejmująco. Przeprowadza nas krótko po jego wojennych doświadczeniach jako Żyda w czasie Zagłady w okupowanym przez hitlerowców Lwowie, pomaga zrozumieć, jak i dlaczego pomiędzy nadzieją a rozpaczą odnalazł Kosmos.
O autobiograficznej powieści Szpital Przemienienia, ukazującej dokonaną przez Niemców eksterminację chorych psychicznie pacjentów jako zapowiedź Zagłady Żydów, Lem pisał w 1983 w Moim życiu, że „jest realistyczna”, bo stworzył ją „po to, żeby pozbyć się ciążących doświadczeń wojny, aby wyrzucić je z siebie niczym ropę i pozbyć się ich ciśnienia i ciężaru”. Zaraz jednak dodał, że napisał „tę książkę także i dlatego, aby nie zapomnieć; jeden motyw mógł towarzyszyć drugiemu”.
W Głosie Pana narrator Piotr E. Hogarth mówi: „Umysł, stale zanurzony w materii humanistycznego doświadczenia, a przez to antropocentryczny, może się wreszcie pogodzić z wizją kreacji jako z lekka makabrycznego żartu”.
Na Planecie B porządku strzeże Nasza Solaris (Barbara Szeliga). Jest dyrygentką dla kuracjuszy (Marcin Błaszak, Joanna Przybyłowska, Henryk Rajfer, Dominik Rybiałek, Wanda Siemaszko), wyznacza czas ćwiczeń, przyjmowania leków i modlitwy. Kuracjusze, na początku nieco otępiali i posłuszni, z czasem nabierają wigoru, a akcja, dobrze rozegrana choreograficznie (Katarzyna Sikora), nabiera rozpędu.
Aktorzy, biesiadując przy długim stole, zamiast jedzenia raczą się lekarstwem, próbując przy okazji objaśnić sobie złożoność i pogmatwanie istnienia, dyskutują o odpowiedzialności jednostki wobec wydarzeń, na które nie mają wpływu, i nie dochodząc do żadnych konkretnych wniosków robią sobie przerwy na ćwiczenia fizyczne. Pomimo śmiechu i dobrej zabawy czuje się delikatną nerwowość. Chwilami czas zwalnia, a kuracjusze w przestrzeni pełnej gwiazd lunatycznie tańczą.
U Lema nawet najbardziej zabawne teksty, lekko wyśpiewane, a nawet zatańczone, są obciążone grozą, napięciem i oczekiwaniem na niezbyt miły koniec.
„Nazwałem kiedyś siebie >>optysemistą<<” – mówił Lem w rozmowach z Tomaszem Fiałkowskim spisanych w książce Świat na krawędzi. „Mam wrażenie, że dobrze będzie zestawić skrajnię poglądów optymistycznych na możliwości, jakie kryje w sobie przyszłość, ze skrajnią poglądów pesymistycznych.”
Reżyser spektaklu skupił się na wydobyciu z powieści Lema groteski i smaczków humorystycznych, dlatego często ma się wrażenie, że spektakl został zlepiony tylko z najbardziej nośnych i zrozumiałych cytatów „z Lema”. Nie ma znaczenia dla konstrukcji spektaklu, kiedy te cytaty wejdą, równie dobrze można byłoby zmienić ich kolejność. Taki zabieg jest dosyć ryzykowny, bo pomimo jasnego zamierzenia reżysera – że chodzi o oswajanie absurdów codzienności, pogodzenie się ze światem, z jego wszystkimi dziwactwami, bo świat się kręci tak czy siak, i nie przestanie – ma się wrażenie niewystarczalności i uproszczenia. Oczywiście przełożenie Szpitala Przemienienia i Głosu Pana na język teatru to wyzwanie i konieczne staje się dokonanie wyboru na czym się skupić, a co pominąć. Jednak w spektaklu Popiołka zabrakło pytań istotnych – o ludzką naturę, użyteczność człowieka na Ziemi i relacje społeczne, które są coraz bardziej skomplikowane. Jest za to loteria z cytatami, często wyrwanymi z tragicznego kontekstu tych dwóch powieści.
Czytelne jest jednak to, dlaczego reżyser wybrał właśnie taką formę przedstawienia trudnej prozy Lema. Ironia i poczucie humoru są tu mechanizmem obronnym, pozwalającym widzowi złapać dystans do coraz bardziej brutalnego świata, a wątpliwości dotyczące możliwości człowieka można potraktować z odrobiną szaleństwa. Właśnie po to, żeby nie zwariować.
Elektroniczna oprawa muzyczna (Bartosz Dziadosz) wchodzi w dialog z aktorami, syntetyczna forma koresponduje z wizualizacjami gwiazd, ilustruje szumy i sygnały głosowe astronautów, reaguje na działania aktorów, współgra ze scenografią, tworząc kosmiczną przestrzeń. Wyważony, nieprzytłaczający akustycznie dźwięk, jest naprawdę świetnym elementem spektaklu.
Planeta B to spektakl spójny inscenizacyjnie, zagrany sprawnie i dynamicznie. Krzysztof Popiołek, z perspektywy człowieka XXI wieku, szuka w literaturze recepty na postępującą martwicę intelektualną świata, tym razem w twórczości Lema: „Jego wybrane myśli mogą być skuteczną szczepionką na regresję intelektualną i ślepotę na postęp. I chyba najważniejsze – jego dystans i poczucie humoru mogą rozbroić i jedno, i drugie”.