Logo
Recenzje

Kleczewska o Polsce, która tańczy nad przepaścią

26.05.2025, 16:36 Wersja do druku

„Wesele” Stanisława Wyspiańskiego w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru Słowackiego w Krakowie na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Bartek Barczyk / mat. teatru

W swojej krakowskiej inscenizacji “Wesela” Stanisława Wyspiańskiego Maja Kleczewska rezygnuje z odwołań do romantycznego mitu narodowego na rzecz ujęcia dramatu przez pryzmat współczesnych lęków i społecznych napięć. Wraz z dramaturgiem Grzegorzem Niziołkiem tworzy spektakl, który nie jest jedynie adaptacją klasycznego tekstu, lecz diagnozą zbiorowego niepokoju i stagnacji. To opowieść o Polsce, która zamiast stawić czoła trudnej rzeczywistości, trwa w zawieszeniu między przeszłością a teraźniejszością, nie potrafiąc się obudzić z iluzji i strachu.

Od samego początku na scenie dominuje napięcie i dyskomfort. Przestrzeń jest rozległa i pozbawiona intymności, a muzyka narzuca rytm, który bardziej zagłusza niż jednoczy. Ten hałas zdaje się przesłaniać głos sumienia, który bohaterowie próbują zignorować. Niepokój nie jest tu abstrakcyjnym pojęciem, lecz odczuwalnym, wręcz fizycznym ciężarem, który rośnie z każdą kolejną sceną. Weselnicy nie znajdują wspólnego języka, ich dialogi zamieniają się w puste gesty, a radosny rytuał staje się dryfowaniem bez celu. Spektakl nie oferuje katharsis – wspólnota się rozpada, a postaci zamieniają się w bezgłośne widma, obrazujące społeczne wyobcowanie i lęk przed odpowiedzialnością.

Reżyserka odwraca uwagę od tradycyjnych narodowych symboli i skupia się na konkretnej rzeczywistości politycznej i społecznej. Wernyhora to już nie mityczny prorok, ale ukraińska kobieta w mundurze, która nie oczekuje cudu, lecz solidarności w obliczu wojny. Hetman nie jest dziedzicem szlacheckich przywilejów, lecz rosyjskim oligarchą pełnym pogardy wobec polskiej klasy średniej i jej złudzeń o wspólnocie. Stańczyk, niegdyś symbol narodowego sumienia, w tej inscenizacji staje się groteskowym błaznem mediów i politycznych widowisk – bezrefleksyjnie powtarza narodowe mity, odbierając im resztki znaczenia.

Symbolika spektaklu jest bogata i niejednoznaczna. Złoty róg, kluczowy element Wesela, traci znaczenie jako znak nadziei i przemiany – staje się artefaktem niezrozumianym, odrzuconym przez bohaterów i społeczeństwo. Chochoł zamiast uspokajać i usypiać nadzieję, jawi się jako wirująca śmierć, która zamyka pętlę bez możliwości przebudzenia. Pojawiająca się trójka słomianych upiorów zmienia wiejski rytuał w niemal apokaliptyczny czarny sabat.

Scenografia i wizualizacje podkreślają tę mroczną wizję Polski. Płonące pola, ziarno zamieniające się w ogień, rozmywanie granic między gościnnością a horrorem tworzą obraz kraju, który nie potrafi się obronić przed traumą historii, wojną i rozpadem społeczeństwa. Spektakl jawi się jako metafora państwa balansującego na krawędzi, tańczącego w transie, który nie prowadzi do wyzwolenia, lecz do zagłady.

Wesele według Kleczewskiej nie przynosi ulgi ani oczyszczenia. Zamiast katharsis oferuje duszny, nieprzerwany sen o wspólnocie, w którym mimo znajomości bolesnych prawd nic się nie zmienia. Taniec bez rytmu, muzyka bez przewodnika i ludzie bojący się wyjść z transu – bo na jawie czeka ciężar odpowiedzialności, którego nikt nie chce unieść. To gorzka konstatacja, że Wesele, które miało budzić, dziś jest snem o przebudzeniu, którego nikt nie chce przerwać.

Tytuł oryginalny

Kleczewska o Polsce, która tańczy nad przepaścią

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

26.05.2025

Sprawdź także