EN

7.10.2020, 11:07 Wersja do druku

Klaus Kinski Maćkowiaka błaga o miłość

fot. mat. organizatora

„Klaus. Obsesja miłości” w reż. Kamila Maćkowiaka Fundacji Kamila Maćkowiaka na Scenie Monopolis w Łodzi.  Pisze Magda Kuydowicz w Teatrze dla Wszystkich.

Maćkowiak ten spektakl  przygotowywał latami. Marzył o nim. Szukał sposobu na obronę swojego bohatera. Pisał  adaptację autobiografii Klausa Kinskiego „Ja chcę miłości”. Skandalisty, aktora i prawdziwego ludzkiego potwora w jednym.  Wreszcie trzeciego października stanął zdenerwowany przed publicznością. Zagrał. I to w jakim stylu!

Kamil Maćkowiak o Klausie Kinskim intensywnie myślał od dwóch lat. W pracy nad tekstem pomagały mu dwie osoby z Fundacji Kamila Maćkowiaka oraz Waldemar Zawodziński, reżyser światła i autor scenografii do tego niezwykłego spektaklu. Powstał monodram w formie stand-upu, będący niezwykłą rozmową aktora i producenta Maćkowiaka z publicznością. Dyskusją  na temat istoty dobra i zła, które tkwi w każdym z nas; na temat bycia człowiekiem na sprzedaż swoich szefów w wielkich korporacjach, bankach czy biurach, kimś, kto pracuje za pieniądze i dla nich. Byleby tylko zadzwonił telefon.

Jak mówi nam Klaus ze sceny – nieważne, co robimy. Ważne za ile. Potem tylko kupujemy, kupujemy, kupujemy. Gdy  mamy już wszystko,  orientujemy się nagle, jak bardzo w tej pogoni za pieniądzem staliśmy się samotni. Zadajemy sobie pytanie: czy i jak zawrócić z tej drogi? Okazuje się jednak, że jedynym ratunkiem dla nas  jest  miłość. Tylko czy jeszcze będziemy potrafili kogoś pokochać?

Ponieważ Maćkowiaka zawsze interesowały postaci trudne, postawione w ekstremalnie skrajnych życiowych sytuacjach („Diva”, „Niżyński”), Klaus Kinski wydał się naturalnie kolejnym scenicznym wyzwaniem. Ale ten akurat bohater przeczołgał aktora. I to zdrowo.

Rytm spektaklu jest trudny, nierówny. Wyznacza go muzyka i gra świateł. Postaci Kamila – Klausa, w tylnej części sceny zabawnie skomponowane poklatkowo w warholowskiej stylizacji, podświetlane są na czerwono, niebiesko i zielono. Muzyka nabija szalony rytm. Krótkie chwile wytchnienia przy lustrze, minigarderobie ustawionej z lewej strony sceny, to momenty na zwolnienie tempa. Ale i tam widzimy Klausa jak na dłoni – lustro na suficie odbija jego postać, pokazuje inną perspektywę bohatera. Podglądamy go więc bez przerwy. A intensywność tego spotkania rośnie z minuty na minutę.

Losy małego Klausa, żyjącego na skraju totalnego ubóstwa, powoli zmieniają się na naszych oczach w portret szalonego młodzieńca, który postanawia teraz kraść inaczej. Być aktorem. Złodziejem naszych emocji. Niszczącym wszystkich i wszystko w samotnej wędrówce na szczyt. Nienawidzącym siebie, widzów, reżyserów. Uciekającym od prostej prawdy, że życie w emocjonalnej izolacji zawsze prowadzi do samozagłady.

Forma stand-upu zakłada śmiech bez barier, szyderę, ale nie opowieść serio. Pomimo to pomysł Maćkowiaka  się broni. Aktor trzyma widza za twarz, chwilami może zbyt kurczowo, bo to, co ma do powiedzenia ze sceny, to trudny, a chwilami odrażający emocjonalny rollercoaster. Ale ta  walka z widzem ma także swój głębszy sens. Maćkowiak walczy o siebie. Swoją wizję teatru i sztuki. Teatru poszukującego, prawdziwego, otwartego na kontakt z widzem. Zadającego każdemu z nas bolesne pytania. Maćkowiak jest odważny. Gdy rzuca na koniec: „Czego wam brakowało dziś, czego wam nie dałem?”, to czujemy, że gotowy jest wziąć na klatę każdą naszą odpowiedź.

Na uwagę zasługują także świetne kostiumy (lalka – Maria Balcerek, kurtka – Konrad Zych) i genialna charakteryzacja (Karina Zienkiewcz). Całość spektaklu jest dziełem spójnym i przemyślanym artystycznie w każdym detalu. To owoc intensywnej i długiej pracy kilkunastu osób. I zwycięstwo Klausa, którego dzięki Maćkowiakowi świetnie rozumiemy, choć równocześnie nie potrafimy go znieść. „Klaus – obsesja miłości” to wydarzenie. Najlepsza obok Niżyńskiego kreacja tego aktora. I czego jestem pewna – nie ostatnia.



Tytuł oryginalny

Klaus Kinski Maćkowiaka błaga o miłość

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Magda Kuydowicz

Data publikacji oryginału:

07.10.2020