W październiku 2025 roku zmarła w Wałbrzychu Teresa Krzan. Mało kto zauważył tę śmierć. Nekrolog w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego SZA-NIAW-SKX w Wałbrzychu zawiesił ktoś nieznajomy, a większość osób pracujących w Teatrze nie wiedziała o czyjej śmieci on zawiadamia.
Jestem jednym z nielicznych, który poznał Teresę Krzan i rozmawiał z nią kilkukrotnie. Chciałbym upomnieć się o pamięć dla niej.
Teresa Krzan, Wałbrzyszanka, była absolwentką reżyserii krakowskiej szkoły teatralnej. Przy każdej rozmowie opowiadała o Krystianie Lupie, który studiował w tym samym czasie w Krakowie. Ale Teresa Krzan nie żyła w cieniu Lupy, nie wykorzystywała tej znajomości. Po prostu opowiadała. To był zawsze początek naszych rozmów: Proszę pozdrowić Krystiana.
A potem było trudniej. Teresa Krzan z ostrością dokumentalistki analizowała swój powrót do Wałbrzycha po studiach, uwikłanie w trudne relacje rodzinne, poświęcenie reżyserii dla „złego domu”, doświadczenie samobójstwa brata. Była zawsze okrutna wobec siebie. Trudno mi było zrozumieć jej samoagresję. Dlatego zaproponowałem jej reżyserię w naszym Teatrze. Chciała zrobić Witkacego i jego „W małym dworku”.
– Świetnie, niech Pani to robi.
I Teresa nie przyszła.
Takie spotkania zdarzyły nam się dwa, zawsze takie same. Witkacy, „W małym dworku” i… nic.
Częściej spotykałem Teresę Krzan na spektaklach i na mieście. Nie przychodziła na premiery. Lubiła teatr, ale obawiała się ludzi. Zaczepiana przez mnie analizowała obejrzane przedstawienia długo i szczegółowo. Ale nie złośliwie.
Po pandemii zniknęła z krajobrazu Wałbrzycha. Spotkałem ją jeszcze trzy razy. Kazała pozdrawiać Krystiana. Mówiła, że Witkacy jest coraz mniej aktualny. A Wałbrzych niewdzięczny. Żałuję, że nie dopytałem, dlaczego.
A w październiku Teresa Krzan zmarła.
Została tajemnicą.
Chciałbym, żeby te kilka zdań zostawiło jej osobę dla Wałbrzyszanek i Wałbrzyszan i było śladem o niej dla środowiska teatralnego.