„Un-packing” Mikity Iłynczyka w reż. Katarzyny Kalwat w Teatrze Dramatycznym im. Gustawa Holoubka w Warszawie we współpracy z Wrocławskim Teatrem Współczesnym. Pisze Anna Kędziorek na stronie AICT Polska.
To budulce spektaklu Un-packing w reżyserii Katarzyny Kalwat. W przestrzeni sceny karton staje się metaforą tymczasowości, prowizoryczności, też nietrwałości pamięci. Obok niego ciało – kruche, krwawiące, podatne na upokorzenie – okazuje się jedynym miejscem, w którym zapisuje się historia.
Świat z kartonu – stół, łóżko, toaleta, ściany. Wszystko wygląda, jakby czekało na rozpakowanie lub wyrzucenie. Nawet kibel – zrobiony z tego samego materiału – przypomina, że życie toczy się między tym, co wzniosłe, ale też tym, co cielesne i wstydliwe.
Już na początku spektaklu Katarzyna Kalwat rozsadza granicę między sceną a widownią. Publiczność zasiada tam, gdzie zwykle grane są fikcje, a aktorzy – pośród pustych foteli – zaczynają od miejsca, które zazwyczaj należy do nas. Ten ruch dekonstruuje układ sił: od razu wiemy, że będziemy nie tylko oglądać, ale i uczestniczyć, a każda opowieść zostanie rozpakowana również kosztem nas.
Ciało widza, umieszczone na scenie, zostaje wystawione na bliskość z być może niechcianymi lub bolesnymi prawdami – zarówno ze wspomnień pogromów, jak i ze współczesnych realiów. Bywa obserwowane na scenie przez aktorów lub kamery. Bywa też, że pozostaje samotne ze swoimi wrażeniami i tym, co z nimi zrobi.
Ciało i karton spaja język, który momentami jest jak u Wojaczka – dosadny, bliski ciała i jego procesów. Szmata, wyjęta z gardła, nasiąknięta śluzem, rozpostarta na wolnym miejscu przy stole. To właśnie ciało, ze swoim krwistym życiem, przechodzi przez świat wspomnień i polityki, używa języka, buduje ideały i je niszczy.
Groteska błyskotliwie wpleciona w kanwę spektaklu przez autora dramatu
Mikitę Iłynczyka powoduje, że niechciana prawda staje się bardziej
strawna. To jedyna w tym spektaklu przestrzeń wytchnienia. Wszystko inne
buduje uciążliwą bliskość.
Bliskość z ciałami aktorów poprzez
jedność na scenie wzmacniana jest bliskością zbliżeń ujęć kamery: pory
skóry, pot Autora, dłoń Jana Marii, intymność spotkania Autora i Jana
Marii za murem z kartonu. Widz wybiera ile tej bliskości może przyjąć.
Wybiera
te elementy spektaklu, które chce widzieć. Nie jest w stanie dostrzec
wszystkiego ponieważ polifonia zdarzeń budowana jest jednocześnie
poprzez fizyczną grę aktorów w różnych zakamarkach scenografii, poprzez
ujęcia kamer prezentowane na dwóch dużych ekranach zawieszonych nad
sceną oraz w sferze językowej poprzez dwa ekrany po bokach sceny
prezentujące tłumaczenie tekstu na dwa języki. Zwykle białoruski i
angielski.
Słowa w języku białoruskim i angielskim również padają
z ust autorów, Dowiadujemy się ile różnych określeń na smutek występuje
w języku białoruskim. Widz naprawdę potrzebuje skupiać się i szybko
sobie radzić, by móc zrozumieć. Być może odrobinę poczuć się w skórze
osoby uchodźczej rzuconej w wir niezależnych od niej zdarzeń?
W
pozornej prowizoryczności scenerii aktorzy Teatru Dramatycznego i Teatru
Współczesnego z Wrocławia rysują swoich bohaterów z niezwykłą precyzją.
Każdy gest i ton głosu zyskuje tu dodatkową wagę, bo wszystko dzieje
się pod nieustannym okiem kamer.
Spektakl Un-packing gra też z
popkulturowym skojarzeniem unboxingu – zamiast produktów rozpakowuje
historię, pamięć i tożsamość. Katarzyna Kalwat odwraca znaczenie: nie
chodzi o to, co kupujemy, lecz o to, co wypieramy i co próbujemy
odpakować z przeszłości. Scena działa jak instalacja multimedialna: widz
ciągle wybiera, gdzie patrzeć – na aktorów, na wiwisekcję zbliżeń, na
napisy w różnych językach. Ten nadmiar jest celowy – bo właśnie tak
wygląda pamięć i polityka: nigdy nie da się ich „rozpakować” w jednym
języku, jednym obrazie, jednym porządku. Rozpakowywanie zawsze oznacza
brak całości, fragmentaryczność, ucieczkę znaczeń. Jaki Un-packing
przyjdzie nam w udziale i co zapakujemy i zabierzemy ze sobą ze
spektaklu?