„Kim jest pan Schmitt?" Sébastiena Thiéry'ego w reż. Jana Hussakowskiego na Scenie Letniej Teatru Wybrzeże w Pruszczu Gdańskim. Pisze Monika Merkel w portalu Teatrologia.info.
Czy zdarzyło się kiedyś Państwu, że zostaliście pomyleni z kimś innym? A gdyby ten ktoś, kto Was pomylił, nie przyjmował do wiadomości, że to nieporozumienie? I gdyby wmawiał Wam, że to Wy nie macie racji? A gdyby zadzwonił telefon i ktoś po drugiej stronie upierał się, że dzwoni właśnie do Was, ale że Wy to nie Wy? Już brzmi zagmatwanie? Prościej nie będzie, bo taki właśnie pomysł miał dramatopisarz Sébastien Thiéry, konstruując swoją sztukę.
Kiedy telefon zadzwonił w porze kolacji z winem, pan Bélier (Piotr Łukawski), francuski okulista, szanowany obywatel, nie miał jeszcze pojęcia, że to początek problemów. Głos po drugiej stronie chciał rozmawiać z panem Schmittem. Mogłaby to być zwykłą pomyłka, tylko że w mieszkaniu państwa Bélier, zajmowanym przez nich od 6 lat, nigdy nie było telefonu. Nie było także portretu psa myśliwskiego nad kanapą, na półce stały inne książki, pod numerem 17 zgłaszała się komenda policji, ubrania w szafie miały właściwy rozmiar, a klucze z kieszeni płaszcza pasowały do drzwi. Ale zanim Nicole i Jean-Claude wpadli na jakiekolwiek rozwiązanie zagadki, do ich mieszkania wtargnął policjant i wziąwszy ich na muszkę, zmusił do przyznania się, że są państwem Schmitt.
Ta tragikomiczna sytuacja staje się punktem wyjścia do historii rodem z Procesu Franza Kafki. Przez ponad półtorej godziny umieszczony w domowym areszcie Jean-Claude Bélier będzie poddawany działaniom, które mają pomóc mu odnaleźć się w ciele pana Schmitta z Luksemburga. Jest badany wykrywaczem kłamstw i poddany testowi czerwonej piłeczki. Dowiaduje się, że ma zaburzenia osobowości i jest z nich leczony testem rozpoznawania obrazków, które także okazują się być czymś innym, niż widać na kartach. Będzie przesłuchiwany przez policję, podglądany przez dozorcę, badany przez psychiatrę. W jego mieszkaniu pojawi się syn, którego nigdy nie miał, wiec przy okazji dowie się także, że był beznadziejnym ojcem. Wszystko to doprowadzi do zaskakującego w skutkach finału, który w zasadzie nie zrobi wielkiego wrażenia.
Brawo dla Teatru Wybrzeże za sięgnięcie do współczesnej dramaturgii i w dodatku francuskiej, niezbyt na naszych scenach popularnej. Sébastien Thiéry, aktor (Taxi, Rrrr) i dramatopisarz, jest znany ze sztuk, w których bezlitośnie obnaża słabość mieszczańskiej kondycji pokolenia urodzonego w latach 60. Tematyka zależności pomiędzy jednostką a społeczeństwem, kwestionowanie rzeczywistości, uwikłanie w kłamstwa i relacje społeczne pojawiają się w jego wielu dramatach (na scenach polskich wystawiona została dotychczas Kasta la vista/Ściana). Thiéry sięga zarówno do tradycji europejskiego dramatu mieszczańskiego, jak i do teatru absurdu. Miesza czarny humor, obrazoburczy dowcip i tragedię. Ale Kim jest pan Schmitt? (2009) to dramat przeciętny i to nawet nie ze względu na nierówne, często toporne żarty czy słabości fabuły, przez które spektaklowi zabrakło tempa i dynamiki. Przede wszystkim nie ma tu pełnokrwistych, barwnych postaci, relacji miedzy nimi i emocji.
O ile jeszcze pan Bélier (czyli Baran) ma szansę na stworzenie bohatera mającego jakiekolwiek cechy charakteru (a że w zasadzie nie wiadomo, czy ostatecznie jest panem Baranem, czy panem Schmittem, więc może pozwolić sobie na absolutnie niespójne zachowania), to już jego żona (Monika Chomicka) nie ma takiej okazji. Jej postać została niemal wyprana z emocji – ani nie widać szczególnego przerażenia, kiedy odkrywa zmiany w mieszkaniu, ani nie jest szczególnie zaangażowana, gdy jej mąż resztkami sił broni swojej tożsamości. Przytulając się do niego stwierdza wprawdzie w jednej chwili, że się boi, ale zaraz potem staje się już panią Schmitt. O panu Bélier wiemy niewiele, ale o jego żonie nie wiemy kompletnie nic, może poza tym, że tęskni za macierzyństwem i bez trudu wchodzi w rolę matki pojawiającego się na scenie Carla. Pomysł z odnajdującym się synem jest zresztą jednym z motywów, które pojawiają się w dramaturgii Thiérego i tu będący epizodem, został ograny w nieudanej komedii Momo (wersja filmowa 2017).
W roli Carla (a także Dozorcy, który w jednej ze scen wchodzi ze spuszczonymi do kostek spodniami, wzbudzając zachwyt publiczności) pojawia się Adam Turczyk. Syn Schmittów, przedstawiciel „Pokolenia Z”, ubrany jest w stylu gender. Pojawiając się po raz pierwszy sprawia wrażenie niezależnego nonkonformisty (a podczas ostatniej rodzinnej kolacji okazuje się być doradcą podatkowym), co nie przeszkadza mu wygłosić zaskakująco składnego, wyższościowego monologu na temat żałosnej kondycji własnego ojca.
Piotr Łukawski w roli pana Bélier przez całe przedstawienie próbuje wybrnąć z niekomfortowej sytuacji – najpierw za wszelką cenę udowodnić, że nie jest Schmittem, a potem, że nim jest, w zależności od koniunktury. Na przemian pewny siebie i pokorny, powie każdą okropność, żeby osiągnąć cel. Przy okazji Thiéry obśmieje kondycję społeczną klasy mieszczańskiej – rasizm, słabość do niemieckiej pornografii, niechęć do wszystkiego, co obce, prawicowość i religijność. Aplauz publiczności wzbudziła etiuda, w której Piotr Łukawski, tarzając się na kanapie opowiadał, dlaczego nie znosi być dermatologiem. Wzruszający i bezradny był natomiast w scenie, kiedy wciskał na siebie przyciasne na niego stroje pana Schmitta, z rezygnacją poddając się i przyjmując nową tożsamość.
Bohaterowie są mocno przerysowani. Osadzeni w bezosobowej, ikeowskiej scenografii Joanny Walisiak, utrzymanej w ostrych kolorach, ubrani w starannie skrojone kostiumy poruszają się i gestykulują nieco przesadnie, z rozmachem, chciałoby się powiedzieć – teatralnie. Policjant i Lekarz (podczas premiery w podwójnej roli Jan Hussakowski) mógłby być przeniesiony z komedii Monthy Pytona.
Świetnie brzmi muzyka Tymoteusza Witczaka, idealnie stapiająca się z nastrojem spektaklu, wyjątkowo mocno wybrzmiewająca w końcowej scenie, która zresztą sprawia wrażenie niepasującej do reszty, doklejonej, wyciętej z innego utworu. Do pewnego czasu mogliśmy mieć poczucie komediowego klimatu, lecz koniec jest zdecydowanie czarnym dramatem.
Dlatego, jeśli ktoś Was kiedyś pomyli z kimś innym, na wszelki wypadek uciekajcie. W starciu z absurdem rzeczywistości jesteście bez szans.
Premiera sztuki odbyła się na scenie letniej, w amfiteatrze Faktoria Kultury w Pruszczu Gdańskim. Od 14 lat, dzięki współpracy pomiędzy Teatrem Wybrzeże a władzami Pruszcza, spektakle ogląda publiczność, która w innych okolicznościach często do teatru nie trafiłaby. Mimo zimnego wieczoru na premierowej widowni zasiadło ponad pięciuset widzów, wiele osób stało. To dowód na to, że w plenerze niekoniecznie sprawdzają się tylko kabarety i koncerty, aczkolwiek sztuka Kim jest pan Schmitt? prawdopodobnie lepiej wybrzmi na kameralnej scenie w Starej Aptece, na którą została przygotowana.