„Jednego serca - piosenki z repertuaru C. Niemena” w reż. Anny Sroki-Hryń w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
To piąte podejście to niewielkiej przecież formy literackiej, poprzednie rękopisy wędrowały w koszu uznane po przeczytaniu za niezdatne do publikacji z powodu egzaltacji. Zabrakło mi bowiem sensownych i odkrywczych przymiotników, żeby o tym spektaklu jakoś rzetelnie opowiedzieć, gdyż wszystkich użyłem pisząc o Maanamie, Demarczyk czy Myslovitz. Wówczas doszedłem do granicy zachwytu, no a teraz – ową krytyczną granicę przekroczyłem. Co i jak zatem napisać, żeby nie zemdliło? Ha.
Może - tak, po prostu... Nie wyobrażam sobie, że nie zobaczycie tego spektaklu. Nie ma takiej opcji. Niechaj idą i ci, którzy w Niemena wpatrzeni, i ci – którym jest obojętny. Niech idą kibice Legii i klubów pozostałych. Niechaj tłumnie obejrzy młodzież, bo się zdziwi, że jakby napisane wczoraj, a wcale nie; niech zobaczą i starsi – bo tym, co usłyszą będą zaskoczeni, wzruszeni, a kto wie, może nawet się nawet zdekompensują (gdyż i takie reakcje były zaobserwowane).
Na przykład - przy fenomenalnej, prywatkowej Płonącej Stodole, przy śpiewanym a capella Dziwnym Świecie, przy obłędnym zupełnie Wspomnieniu, czy – rozdzierającym wręcz duszę utworze tytułowym (wspaniałe aranżacje Mateusza Dębskiego). Formułka, że „spektakl jest wspaniale zagrany” niewiele mówi o tym, co dzieje się na scenie Jednego Serca, zobaczcie i posłuchajcie sami, jak bardzo młodzi aktorzy są i utalentowani i - piękni.
Dla takich właśnie spektakli się żyje.