EN

17.10.2023, 12:22 Wersja do druku

Janek Wysocki – aktor-lalkarz i szekspirowski Pierwszy Aktor. Pożegnanie

15 października 2023 rok odszedł od nas Jan Wysocki – wieloletni aktor-lalkarz Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze. Lubuski był jego pierwszym i jedynym teatrem, a sama Zielona Góra całym jego światem: tutaj się dla teatru urodził i tutaj dobiegło końca jego wypełnionego teatrem życie. Pisze Waldemar Matuszewski.

fot. graf. Arkadiusz Gacparski

Pierwszą rolą Janka, odnotowaną w biogramie zamieszczonym w Encyklopedii Teatru Polskiego, była postać Sędziego w spektaklu „Guignol w tarapatach” Leona Moszczyńskiego i Jana Wilkowskiego w reżyserii Wojciecha Wieczorkiewicza – premiera 12 listopada 1968 roku na Scenie Lalkowej „Cudaczek” przy Lubuskim Teatrze. Teatr zielonogórski prowadził działalność stacjonarną – służąc mieszkańcom miasta, i objazdową – odwiedzając liczne domy kultury Ziemi Lubuskiej. Ta działalność objazdowa, wymagająca wstawania o piątej rano, bo przecież spektakle dla dziecięcej widowni odbywały się rano (a trzeba było najpierw dojechać do często odległych miejscowości, trzeba było przygotować scenę, zainstalować dekorację i światła); niekiedy grano dwa razy – wyjazd zajmował wiele godzin, to była prawdziwa społeczna służba. Starsi lalkarze tego zespołu, do których dołączył młody Janek Wysocki, jak np. Krystyna Żylińska, Roman Garbowski czy Miłosz Roszkowski wciąż jeszcze pamiętali jazdę ze spektaklem na pace samochodu ciężarowego, na której zimą instalowano piecyk, tzw. „kozę”, aby nie zamarznąć. Nie było jeszcze choćby godziwych środków transportu, raczej było „głodno i chłodno”. Dla Janka była to twarda szkoła teatru. Na szczęście dopisywał lalkarzom humor. Drugim źródłem teatralnych anegdot był zielonogórski Dom Aktora przy ulicy Jedności Robotniczej, gdzie mieszkała „na kupie” większość aktorów i tam też było wesoło. 

Moja współpraca z Jankiem rozpoczęła się w roku 1991, kiedy stałem się jego dyrektorem i reżyserem, trwała ona 5 lat, zdążyliśmy się dobrze poznać i zaprzyjaźnić, także dzięki niemu pokochałem lalki. Janek należał wtedy – obok Dosi Trębacz, Jurka Lamenty i Ludwika Schillera – do „starszaków” zielonogórskiej sceny lalkowej, a „Ciotka” Żylińska, która go do teatru przyjmowała, była już na emeryturze (choć do Teatru wciąż zaglądała, a nawet reżyserowała Janka w kilku przedstawieniach). Kierowanie obydwoma zespołami – dramatycznym i lalkowym – było dla mnie zaskakującym doświadczeniem, ale szybko zrozumiałem, że lalkarze są bardzo często jednocześnie utalentowanymi aktorami dramatycznymi. I to jest najlepsza, najpełniejsza definicja aktora Jana Wysockiego. Janek grał nadal w spektaklach lalkowych (wiele ról w „Szopce krakowskiej” w reż. Bohdana Radkowskiego, Ochmistrza, Haneczkę i Narratora II w „Kopciuszku” w reż. Ewy Marcinkówny, kilka postaci w „Komedii Puncha” w reż. Luby Zarembińskiej, Knurka Florka w spektaklu „Były sobie świnki trzy” w reż. B. Radkowskiego i in.), ale coraz częściej był zapraszany do spektakli stricte aktorskich. Kto nie był za parawanem spektaklu lalkowego, ten nie wie, jakiej ekwilibrystyki muszą dokonywać aktorzy-lalkarze, jaki to trud i znój. Po premierze „Pana Twardowskiego” (reż. Jerzy Lamenta, prem. 24 kwietnia 1994 r.), w którym Janek grał Kusego, zwierzył się dziennikarce „Gazety Lubuskiej”: Z tym Kusym muszę latać jak wariat. Aż pot po krzyżu spływa!... Nie umiał i nie chciał markować, wkładał w spektakle całego siebie. 

Talent dramatyczny Janka rozpoznałem dość szybko i równolegle do spektakli lalkowych artysta Jan Wysocki dużo grał w dramacie. Zaczęło się od Szekspira – Janek przejmująco zagrał Capulettiego, kochającego swoją jedynaczkę ojca, w „Romeo i Julii” w mojej reżyserii (prem. 2 marca 1992 r.). Następna rola „w dramacie” to Ojciec Dziewczynki - w polskiej prapremierze „Roberto Zucco” Bernarda-Marie Koltèsa (reż. W. Matuszewski, prem. 6 czerwca 1992 r.). Spotkanie z Wojciechem Pokorą, który reżyserował w Lubuskim „Damy i huzary” (prem. 5 marca 1993) – jubileuszowy spektakl Sławy Kwaśniewskiej w roli Pani Orgonowej - zaowocowało postacią Grzegorza, a reżyser nie mógł się Janka nachwalić. Kolejnym ważnym aktorskim doświadczeniem Jana Wysockiego było spotkanie z Romanem Kłosowskim, który inscenizował w Lubuskim „Zabawę jak nigdy” Williama Saroyana (prem. 9 marca 1994), Janek zagrał Pijaka. Z tą rolą związane było zdarzenie opisane w miejscowej gazecie.

fot. Waldemar Szmidt

Otóż kostium Janka Wysockiego w „Zabawie” był tak prawdziwy w swojej biedzie, że po tym spektaklu ochrzczono aktora „Bidą”. Ponieważ spektakl grany był w teatralnej restauracji, gdzie mieściła się Scena Kabaretowa TL i aktorowi przypadło wejście z ulicy, zdarzyła się mu przygoda, którą zrelacjonowała „Snobka”, czyli dziennikarka „Gazety Lubuskiej” Eugenia Pawłowska: Pan Wysocki postać pijaka w „Zabawie jak nigdy” zagrał tak prawdziwie, że klubowa szatniarka zakrzyknęła: „O, nie! W tym ubraniu pan tam nie wejdzie!” – biorąc go za klienta sklepu nocnego.” (Snobka, „I ja tam byłam…”, [w:] „Gazeta Lubuska” nr 99, 28 kwietnia 1994) Nie pominął Janka również reżyser „Ślubu” Krzysztof Rościszewski – obsadzając w roli Dworzanina (premiera 11 marca 1995 r.). Do wymienionych do tej pory tytułów spektakli lalkowych należy dodać jeszcze wiele innych, bo jak się rzekło – Janek grał bardzo dużo, i w lalkach i w dramacie – wszystkie jego role znajdziemy w biogramie zamieszczonym na stronie Encyklopedii Teatru Polskiego. 

Wymienię jedynie „Miniatury” Tomasza Brzezińskiego (premiera 16 maja 1993 r.). Był to niezwykły spektakl zrobiony w materii Czarnego Teatru – tajemniczy, wzruszający i mądry, zarówno dla najmłodszej, jak i starszej widowni, Janek animował w nim kilka postaci: Żurawia III, Mężczyznę i Koguta I. Z tym spektaklem (i jeszcze czterema innymi tytułami) w listopadzie 1995 roku udaliśmy się na wielkie tourne Lubuskiego Teatru do Francji. Zaprezentowaliśmy ten poetycki spektakl bez słów nie tylko widowni polonijnej, ale i francuskiej w kilku miastach kraju Moliera. 

Dla Janka najważniejszy był jednak Paryż, gdzie zagraliśmy „Miniatury” w sali widowiskowej gmachu UNESCO. W Paryżu zagraliśmy każdy z pięciu tytułów w ciągu czterech dni. Nie wszyscy byli zajęci we wszystkich przedstawieniach, więc niektórzy aktorzy mieli więcej czasu na zwiedzanie, należał do nich Janek. Jak dziecko dał się porwać temu czarodziejskiemu miastu, nie tracił ani chwili na siedzenie w hotelu – razem z Iwonką Kotzur i Jurkiem Lamentą włóczyli się po Paryżu dniami i wieczorami, chłonęli magię kulturalnej stolicy Europy. Te cztery dni utkwiły w sercu i pamięci Janka na zawsze – i bez ustanku, także po latach, do ostatnich dni, wciąż wracał do tej swojej „belle epoque”, do paryskiego zauroczenia – z zachwytem „podszytego dzieckiem” wrażliwca. 

Ukoronowaniem naszej współpracy była rola Pierwszego Aktora (sic!) w „Hamlecie” (tłum. Stanisława Barańczaka, premiera 1 czerwca 1996 r.). W scenie powitania aktorów, którzy zjechali do Elsynoru, Hamlet (Grzegorz Emanuel) domaga się od Pierwszego Aktora monologu o zabójstwie starego króla Priama przez okrutnego Pyrrusa. Pierwszy Aktor natychmiast go wygłasza zaczynając od słów: „Wreszcie go znajduje / W bezsilnej walce z Grekami. Miecz starca, / Już nieposłuszny wątłemu ramieniu, / Ciąży bezwładnie, wymyka się z dłoni. Nierówne starcie! Rozwścieczony Pyrrus / Naciera…”. Hamlet – tak jak i zielonogórska publiczność - jest zachwycony grą Pierwszego Aktora: „…oto aktor / W fikcyjnej scenie, w uczuciu na niby / Umiał tak duszę poddać reżyserii, / Że nam pokazał autentyczną bladość, / Oczy pełne łez, łamiący się głos, / Błędne spojrzenie – formy zachowania / Wyrażające zamierzone treści!”.

Ten monolog jeszcze przez wiele lat służył aktorowi, zwłaszcza w ostatnim okresie, kiedy w 2005 roku odszedł na emeryturę, choć aktorem nie przestał być, ale na scenie Lubuskiego już nie zagrał, bo - jak wiadomo - współczesnemu teatrowi nie są potrzebni starzy aktorzy, prawda? Monolog stał się wizytówką aktorstwa Jana Wysockiego, przepustką – także na prywatny użytek, poproszony potrafił go recytować w zwykłym pokoju będąc w gościnie u zaprzyjaźnionej osoby, bo przecież bardzo tęsknił za teatrem. Ten tekst uratował mu życie, a przynajmniej znacznie przedłużył. Zdarzyło się to w świebodzińskim szpitalu, gdzie Janek trafił po nieszczęśliwym zgnieceniu barku i był początkowo traktowany, jako „człowiek anonimowy i zaniedbany”, tak, jak to niekiedy w szpitalach się zdarza… Dopiero, kiedy dowiedziano się, że to aktor, sytuacja zmieniła się diametralnie – poproszony o autoprezentację, Janek wygłosił monolog Pierwszego Aktora. Wywołał wśród personelu i pacjentów piorunujące wrażenie, magia teatru zadziałała na szpitalnym korytarzu, gdzie skupili się słuchacze. Rekonwalescencja ruszyła z miejsca, a „Pierwszy Aktor” był proszony o kolejne korytarzowe występy, poszerzał swój repertuar o nowe teksty, także radosne, niekiedy frywolne – stał się „maskotką” oddziału. W końcu nawet przetrzymano o parę dni wracającego już do zdrowia tego niezwykłego pacjenta, bo szpitalnej społeczności żal było rozstać się z teatralnym wirtuozem.

Drogi Przyjacielu, Pierwszy Aktorze, naszą współpracę zaczynaliśmy Szekspirem i Szekspirem zakończyliśmy, wypada więc na koniec powiedzieć: „Wstrzymaj się chwilę przed bramami niebios / I wciągnij w płuca jeszcze parę razy / Ostre powietrze okrutnego świata - /(…)/ Dobranoc. Zaśnij przy śpiewie aniołów”.

Źródło:

Materiał nadesłany