EN

13.02.2023, 21:23 Wersja do druku

Jak umiera Superman

„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” Mateusza Pakuły w reż. autora w koprodukcji Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Pisze Magdalena Rewerenda, członkini Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. Klaudyna Schubert / mat. teatru

Dwa lata po ukazaniu się książki Mateusza Pakuły Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję autor osobiście przenosi swoją historię na deski teatru w koprodukcji krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa i Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. W zarazem intymnym i efektownym spektaklu odtwarza ostatnie miesiące życia swojego ojca, Marka śmiertelnie chorego na nowotwór trzustki. Szczere i poruszające wyznanie reżysera prezentuje pełną skalę emocji: od rozpaczy i bluźnierczej wściekłości, przez spokój wynikający z codziennej rutyny życia toczącego się mimo choroby, aż po śmiech, który rozładowuje napięcie, ale i potęguje grozę sytuacji. Zarówno w książce, jak i spektaklu znajdują się fizjologiczne szczegóły dotyczące umierającego stanowczo zbyt powoli, cierpiącego ciała, charakterystyka rodzinnych relacji, a także nieco pretensjonalne wtrącenia o życiu zawodowym Pakuły, przeczytanych lekturach i kontaktach towarzyskich. Z jednej strony pokazują one równoległość różnych rzeczywistości, w których przez kilka miesięcy żył autor, ale z drugiej sprawiają wrażenie zbędnego popisu jego erudycji. Mimo nielicznych momentów budzących wątpliwości krakowsko-kieleckie przedstawienie jest niezwykłe: porusza na poziomie przeżywanych z bohaterami emocji i podejmuje ważny temat, wciąż pozostający społecznym tabu.

Spektakl Mateusza Pakuły jest oszczędny, pozornie prosty, a jego dynamika w przeważającej mierze opiera się na wypowiadanym gęstym tekście zawierającym przejmujące, bardzo intymne i realistyczne opisy zmagania z chorobą i umieraniem. To właśnie słowo, a nie działanie jest w tym przedstawieniu nośnikiem najsilniejszych emocji – w przeciwieństwie chociażby do spektaklu Jakuba Skrzywanka Śmierć Jana Pawła II z Teatru Polskiego w Poznaniu, gdzie naturalistyczna, często niema gra aktorska Michała Kalety odzwierciedlała cierpienie umierającego ciała wraz całym jego bólem i fizjologią. Pakuła silnie formalizuje aktorstwo: rezygnuje z tradycyjnego podziału na postaci, rozbija swoje sceniczne alter ego na kilku aktorów (w całkowicie męskiej obsadzie znaleźli się Andrzej Plata, Wojciech Niemczyk, Jan Jurkowski i Szymon Mysłakowski), którzy wymiennie przyjmują role różnych osób, Mateusza, członków jego rodziny czy lekarzy, udzielając im raczej głosu, niż faktycznie się w nich wcielając. Obok nich na scenie przebywa, milczący przez większość czasu i odpowiedzialny za muzykę, brat reżysera, Marcin. Taka strategia pozwala przez dwie godziny trwania spektaklu utrzymać napięcie powstałe w wyniku ciągłego balansowania na granicy perwersyjnego odsłonięcia tego, co prywatne. Granica ta nigdy nie zostaje przekroczona przez świadomie wykorzystaną dystansującą teatralizację.

Jednak oszczędność środków teatralnych w sposób zaskakujący łączy się u Pakuły z rozbudowaną, niejednoznaczną i wielopiętrową metaforyką każdego użytego w spektaklu elementu. Scenografia autorstwa Justyny Elminowskiej przypomina zawiniętą basenową zjeżdżalnię, która odwołuje się do projektowanych przez Marka Pakułę aquaparków, ale także zwiastuje jazdę bez trzymanki i niewiadomą czającą się za każdym zakrętem życia bohaterów. Jednocześnie, za sprawą gry świateł, konstrukcja zdaje się być ruchomą formą organiczną, jak przełyk czy jelito – monstrualny i dominujący nad całą teatralną rzeczywistością narząd, żyjący własnym życiem. Do opisywanej przez Pakułę choroby ojca odwołuje się także górująca nad sceną kolista struktura pełniąca funkcję ekranu dla wyświetlanych projekcji, kojarząca się z czołówką filmów o przywoływanym wielokrotnie w spektaklu Jamesie Bondzie i przypominająca zarazem gigantyczną komórkę rakową.

Wszyscy występujący w spektaklu aktorzy mają na sobie garnitury. Elegancki, formalny i dezindywidualizujący kostium silnie kontrastuje z opisywaną rzeczywistością – okrutną, brudną, biologiczną. Pozwala trzymać fason nawet w obliczu nieokiełznanych i nieprzewidywalnych sił, jakimi są choroba i śmierć. Garnitur przypomina również o nieuchronnie zbliżającym się rytuale pogrzebowym, mającym wkrótce zakończyć męki bohaterów w nierównej walce z bólem i cierpieniem. Jednocześnie odnosi do figury Jamesa Bonda, który w nieustannych nawiązaniach nawiedza spektakl. Muzyka z filmów o agencie 007 stanowi klamrę przedstawienia. Zamykająca je piosenka z filmu Żyj i pozwól umrzeć w kontekście dylematów Mateusza, Marcina i ich bliskich boleśnie przewartościowuje znaczenie „licencji na zabijanie”. Bond, współczesny Superman, wyznacza niemożliwy do zrealizowania i toksyczny wzorzec męskości wymuszający kamienną twarz niezależnie od okoliczności. Prawdziwy, bohaterski mężczyzna w spektaklu Pakuły okazuje się czuły i opiekuńczy, wyraża uczucia i nie wstydzi się łez. Chłopaki płaczą: ze smutku, bólu, miłości, bezradności względem niepomocnego systemu i niezdolności do radykalnego czynu. Pakuła pokazuje, że autentycznym bohaterem był jego cierpiący ojciec, ale również on sam, jego bliscy i wszyscy inni zmuszeni odnaleźć się w sytuacji choroby i umierania.

Emocjonalny i osobisty wydźwięk spektaklu nie pozbawia go wyraźnej wymowy politycznej. Po raz kolejny reżyserowi i autorowi tekstu udaje się zaskakująco dobrze zachować równowagę między konwencją osobistego, afektywnego wyznania a uniwersalnością zawartego w nim postulatu. Prywatna historia Mateusza Pakuły wpisuje się w dyskusje o legalizacji eutanazji i prawie do odchodzenia na własnych warunkach, które w tym sezonie teatralnym podjęte zostały chociażby w Prawie wyboru z Teatru Nowego w Poznaniu (reż. Piotr Kruszczyński) czy Cierpieniach młodego Wertera w Teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie (reż. Maria Spiss). Pakuła zdecydowanym głosem oskarża o niepotrzebne cierpienie osób takich jak jego ojciec w terminalnej fazie choroby państwową służbę zdrowia i inne instytucje rządowe, nie mając złudzeń, że jej patologie mają swoje źródło w systemowych i okrutnych absurdach, wynikających w znacznej mierze z niesłabnącego autorytetu kościoła katolickiego w Polsce. Wyraźnie terapeutyczny cel spektaklu przestaje dotyczyć tylko jednostkowego doświadczenia. Przedstawienie zmienia się w manifest w sprawie bardziej ogólnej niż przypadek ojca Pakuły: ból jego rodziny nabierze sensu w momencie, gdy naprawiony zostanie wadliwy system sterowany błędnie pojmowanym miłosierdziem i wypaczoną moralnością. Kościelne formułki nie wytrzymują ciężaru umierania w cierpieniu ani nie dają nadziei, więc Pakuła wymienia modlitwy na litanie gniewu, w których desperacko wylicza powody swojej wściekłości.

Mimo że spektakl Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję jest intymnym i autentycznym wyznaniem reżysera na temat najboleśniejszych chwil jego życia, przedstawienie okazuje się udaną teatralnie i uniwersalną wypowiedzią w ponadjednostkowej, społecznie ważkiej i politycznie uwikłanej sprawie. W niezwykły sposób zachowuje balans pomiędzy osobistą opowieścią a społecznym zaangażowaniem. Dekonstruuje szkodliwość patriarchalnych wzorców i dominacji kościoła w dyskursie publicznym, trzymając jednocześnie publiczność za gardło od pierwszych do ostatnich minut. Artystycznie znakomity, osobisty spektakl Pakuły jest ważnym głosem w dyskusji o legalizacji eutanazji – skracającej cierpienie i zmniejszającej presję superbohaterstwa.

***

Mateusz Pakuła JAK NIE ZABIŁEM SWOJEGO OJCA I JAK BARDZO TEGO ŻAŁUJĘ. Adaptacja i reżyseria: Mateusz Pakuła, scenografia i kostiumy: Justyna Elminowska, muzyka: Zuzanna Skolias-Pakuła, Antonis Skolias, Marcin Pakuła, reżyseria światła: Paulina Góral. Prapremiera koprodukcji Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach 20 stycznia 2023.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne