„Tymoteusz Rymcimci” w reż. Jarosława Antoniuka w Teatrze Lalka w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
60 lat temu, w marcu 1960 roku, na scenie Teatru Lalka odbyła się prapremiera „Tymoteusza Rymcimci”, pierwszego przedstawienia z serii opowieści o przesympatycznym misiu, autorstwa genialnego Jana Wilkowskiego. Wilkowski to jeden z najwybitniejszych twórców polskiego teatru lalkowego, reżyser, autor scenariuszy teatralnych i telewizyjnych, aktor, wspaniały pedagog, wieloletni rektor białostockiego Wydziału Lalkarskiego PWST i długoletni kierownik artystyczny warszawskiego Teatru Lalka. „Ojciec” Rymcimcima był śmiałym eksperymentatorem, który z powodzeniem konfrontował na scenie aktora i lalkę, wprowadzając między nimi zupełnie nowe relacje. Małego widza traktował z szacunkiem i poważnie, rezygnując w swych spektaklach z nachalnego dydaktyzmu (obecnego dość powszechnie w dziecięcym teatrze), inicjując bogatą, sugestywną formę plastyczną. Dzięki niemu kukiełkowe widowiska stały się wydarzeniami artystycznymi o randze równej przedstawieniom dla dorosłych widzów.
Wilkowski napisał sześć krótkich sztuk o przygodach niesfornego misiaczka: „Tymoteusz Rymcimci”, „Tymoteusz wśród ptaków”, „Tymoteusz i łobuziaki”, „Jesienna przygoda Tymoteusza”, „Wiosenna przygoda Tymoteusza”, „Tymoteusz majsterklepka”, ale w teatrach najczęściej grywane są tylko dwie pierwsze. Jarosław Antoniuk, dyrektor Teatru Lalki w Łomży, kolejny raz sięga po tekst Wilkowskiego (zrealizował „Tymoteusza Rymcimci” w Łomży, a później w Bośni i Hercegowinie). Spektakl, który zainaugurował siedemdziesiąty szósty sezon w warszawskiej Lalce, znacząco różni się od pamiętnej inscenizacji wyreżyserowanej przez mistrza Wilkowskiego. „Tekst Jana Wilkowskiego został trochę zmieniony przeze mnie. Dodałem za zgodą spadkobierców autora prolog, żebyśmy mieli jakiś punkt wyjścia do zbudowania tego przedstawienia” – mówi Antoniuk. Ów narracyjny prolog jest w zasadzie powrotem do początków historii małego Misia – u Wilkowskiego Tymoteusz od początku jest misiem z obrazka i mieszka na łamach teatralnego pisemka. We wszystkich prologach pojawia się Pani Opowiadalska, która prezentuje widzom kolejne numery gazetki. Większość reżyserów rezygnuje z owego wstępu i dopiero najnowsza inscenizacja Antoniuka wyraźnie do niego nawiązuje (także poprzez scenografię). Na scenie, aktorzy w białych kostiumach wprowadzają małego widza w świat pisma, bawią się literami, ich brzmieniem i kształtem, o Misiu początkowo nie wspominając.
Niedźwiadek o imieniu Tymoteusz, tak bardzo podobny do wszystkich małych dzieci, mieszka w przytulnym, „literkowym” domku wraz z troskliwym tatą. Wesoły, zawsze skory do zabawy oraz drobnych psot Miś nie ma rodzeństwa, dlatego czuje się samotny („co to za zabawa – z tatą!” – stwierdza z rozbrajającą szczerością) i tęskni za towarzystwem. Od dawna marzy o kudłatym, czworonożnym przyjacielu, ale tata kategorycznie sprzeciwia się jego prośbom. Pewnego dnia ojciec wysyła go po jajko do Pani Kury. Maszerując przez las, Tymoteusz poznaje bardzo rezolutnego, bezpańskiego psiaka, który pomaga mu zrobić zakupy. To spotkanie staje się początkiem wielkiej przyjaźni. Problem w tym, że tata niedźwiedź nie daje się przebłagać – nie lubi psów, ponieważ w przeszłości bardzo mu dokuczyły. Dopiero wizyta lisa – psotnego złodziejaszka, zmieni jego nastawienie.
W świecie małego, pluszowego niedźwiadka zwykłe, pozornie proste czynności zamieniają się w pełne niebezpieczeństw i humoru przygody. Dlatego dzieciom łatwo utożsamić się z Tymoteuszem. Przygotowanie jajecznicy czy zapamiętanie ilości jajek, które należy kupić, to doprawdy dramatyczne wyzwanie nie tylko dla Tymoteusza, ale także dla kilkuletniej dziewczynki czy chłopca!
Idąc za wskazaniami mistrza Wilkowskiego, twórcy spektaklu pokazują najmłodszym teatr lalek wyczarowany na oczach widza. Reżyser z powodzeniem miesza plan żywy z lalkowym, korzysta z różnorodności środków wyrazu, zachowując przy tym pewną surowość i skromność. Głównym i najważniejszym bohaterem widowiska nie jest aktor. Występując na scenie, nie może on budować takiej metafory jak nieśmiertelna lalka. Kukiełki i pacynki, sprawnie animowane przez ubranych w białe kostiumy aktorów, zyskują własne, niepowtarzalne charaktery. Obdarzone głosem i temperamentem artystów, wydają się dzieciom bardzo bliskie, pełne ciepła i przyjaznych uczuć. Obsługa lalek wymaga nie lada wprawy, której nie brakuje aktorom Teatru Lalka. W rękach Bartosza Budnego (Tymoteusz Rymcimci), Andrzeja Perzyny (Tata niedźwiedź) i Wojciecha Słupińskiego (Psiuńcio) główni bohaterowie ożywają, nabierają charakterystycznych cech, przykuwają uwagę i bawią dziecięca publiczność. Dynamiczna akcja, humor, pobłażliwy komizm, wpadające w ucho piosenki pozwalają uniknąć nudnego dydaktyzmu, a zamiast tego uwypuklają urok opowieści o przyjaźni i empatii. Rzecz jasna wielbiciele dawnego, kukiełkowego spektaklu w reżyserii samego mistrza, gdzie postać Tymoteusza brawurowo kreowała Zofia Tokarska, nie unikną porównań – czyż można wymyślić coś jeszcze lepszego? Antoniuk nie kopiuje dawnej estetyki, tworzy po prostu nową inscenizację, okraszając ją siedmioma autorskimi piosenkami, z muzyką Bogdana Szczepańskiego, ale zachowując swoistą poetyckość tekstu Wilkowskiego. Smakowicie brzmi śpiew uwodzicielskiej Kury, w którym z lekka pobrzmiewają nuty z piosenki „Seksapil – to nasza broń kobieca” (z filmu „Piętro wyżej”, do muzyki Henryka Warsa). Bartosz Budny jak Rymcimci i Andrzej Perzyna jako Tata tworzą znakomity duet. A pomaga im Wojciech Słupiński jako Psiuńcio. Ale nie byłoby przygód Tymoteusza bez przekomicznego, groteskowo-strasznego czarnego charakteru, czyli Lisa (tym razem nielalkowego). Wojciech Pałęcki nie pierwszy raz kreuje ciekawą, intrygującą postać. Jego Lis, choć zły, przez moment króluje na scenie (wybaczę mu nawet zamianę słów – „łóżeczko – do worka!” na „… do walizki”). Trzeba jeszcze wspomnieć o kostiumach i scenografii autorstwa Evy Farkasovej – nawiązującej do motywu dawnej książki czy gazetki, a mimo to nowoczesnej, utrzymanej w jasnych barwach z domieszką żywych kolorów.
Miś Tymoteusz, niezmiennie i od wielu lat porusza dziecięce serduszka, śmieszy oraz bawi, a dorosłym przynosi wzruszenia, pozwalając na chwilę powrócić do najpiękniejszych chwil z przeszłości. Żartobliwy utwór sceniczny, kochany przez kolejne pokolenia widzów, nie starzeje się. Spektakl Teatru Lalka, przykład interesującej, spójnej całości, w której wszystkie elementy precyzyjnie współpracują ze sobą dzięki reżyserowi i zespołowej grze aktorów, z pewnością spodoba się widzom od lat 0 do 100. Warto zaprzyjaźnić się z misiem Tymoteuszem – zapewniam!