Przegląd „Kierunek Islandia” w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.
Pierwsza połowa października upłynęła w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim pod banderą Islandii. W ramach projektu „Kierunek: Islandia” można było zapoznać się ze współcześnie tworzoną kulturą tego odległego kraju. Co ciekawe nie była to podróż pośród mitów, elfów, czy wikingów, a całkiem aktualna wizja świata. Nierzadko towarzyszyło jej widmo katastrofy klimatycznej, innych skutków działań człowieka na ziemi, kondycji współczesnego człowieka. Okazało się, że nie jest to kraj sennych marzycieli żyjących pośród mgieł, ale kolorowych ludzi o dość ognistym temperamencie.
Gdy Friðgeir Einarsson postanowił w 2008 roku zwiedzić Królewskie Muzea Sztuk Pięknych w Brukseli, trafił na dzień, gdy instytucja była zamknięta. Na domiar złego działo się to w walentynki a on był sam na wyjeździe, udał się na pobliski pchli targ. Na jednym ze straganów jego uwagę skradły albumy ze zdjęciami sprzed czterdziestu lat. Tak rozpoczęła się historia powstania autorskiego spektaklu o przewrotnym tytule „Club Romantica”.
Zakupione fotografie towarzyszą Einarssonowi w kolejnych latach, związał się z nimi na tyle, że postanowił odnaleźć właścicielkę pieczołowicie przygotowanych albumów. Nie kieruje nim poczucie osamotnienia, z partnerką spodziewają się narodzin już drugiego dziecka. Historia niemal jak z filmu „Amelia”, w którym jeden z bohaterów pragnie odszyfrować tożsamość mężczyzny z podartych fotografii znajdywanych w budkach na paryskich dworcach. Einarsson niczym detektyw odszukał kompleks wypoczynkowy ze zdjęć, mimo upływu lat wciąż cieszy się sporym powodzeniem, udało mu się też znaleźć maleńką belgijską miejscowość, gdzie żyła właścicielka albumów. Okazało się, że przed paroma laty zmarła. Twórca przedstawienia nawiązał relację z jej siostrą, co pozwoliło jej na powrót przeżyć najszczęśliwsze chwile ze zmarłą. Friðgeir Einarsson i Snorri Helgason ubrani są w kwieciste kostiumy niczym z rajskich wysp. To przeniesienie w miejsce, gdzie właścicielka albumów przeżyła najszczęśliwsze chwile w nie najbardziej udanym życiu. Dzięki islandzkim twórcom żyje dalej. Ta historia jest mi szczególnie bliska, ponieważ zaledwie miesiąc temu przebywałem w Brukseli, eksplorowałem tamtejsze antykwariaty i z powodzeniem odwiedziłem Królewskie Muzea Sztuk Pięknych.
Kameralna opera „Człowiecza istota bezNADZIEJnA / Ekkert er sorglegra en manneskjan” to jeden z lepszych spektakli, jaki kiedykolwiek oglądałem. Adolf Smári Unnarsson wyreżyserował napisaną przez siebie poetycką opowieść o człowieku. Aktor ubrany niczym pasażer oczekujący na lot w tropiki błądzi po scenie z walizką. Dochodzi do niego trójka wykonawców oraz muzycy, którzy zajmują miejsca z boku sceny. Libretto opowiada o drobnych elementach wypełniających ludzką egzystencję: kieliszek wina, odpoczynek, satysfakcja z dobrze przeżytego dnia. Twórcy podczas pospektaklowej rozmowy wyjaśnili, że inspirowali się poradnikami na temat szczęśliwego życia. W scenografii Bryndís Ósk. Þ. Ingvarsdóttir nie zabrakło charakterystycznego elementu dla islandzkiego domu, czyli lampy emitującej promieniowanie słoneczne. Dekoracje wieńczy transparentny boks, wypełniony kolorowymi przedmiotami z plastiku, które można kojarzyć z tropikami. To symbol naszej egzystencji – nieustająco poszukujemy czegoś lepszego, a wciąż kręcimy się pośród badziewia, niczym ryby umieszczone w akwariach pełnych sztucznych roślin.
„The Valley” to dźwiękowo-taneczna wizja doliny niesamowitości. Termin stosowany w robotyce, odnosi się do tego, jak odbieramy maszyny o człowieczych cechach. Gdy stają się porównywalne z naturą, zaczynają wzbudzać w nas odrazę. Inga Huld Hákonardóttir i Rósa Ómarsdóttir przy użyciu pętli dźwiękowej i licznych przedmiotów budują oprawę muzyczną przedstawienia przypominająca odgłosy lasu. W tym sztucznie stworzonym, zabarwionym różnymi tonami środowisku, imitują tańcem ruchy zwierząt. Na podobnej zasadzie kreują picie kawy, bitwę, jednak trudno powiedzieć, czy wciąż jako ludzie, czy już jako roboty. Ilość tematów (bo mamy tu i profeministyczne hasła, i odniesienia do społeczności lesbijskiej) zawartych w „The Valley” zatarła przewodnią myśl przedstawienia.
Wielkie gratulacje dla Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego za przybliżenie kultury tak kraju leżącego na krańcu Europy. Poza częścią teatralną, organizatorzy zafundowali nam również przegląd kina i muzyki z Islandii.