„Czarny Szekspir” Jacka Mikołajczyka w reż. autora w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.
Nietrudno zrozumieć fascynację Jacka Mikołajczyka karierą pierwszego światowej stawy czarnoskórego aktora szekspirowskiego. Ira Aldridge (1807-1867) niemało wysiłku włożył w to, by zaczęto w nim dostrzegać partnera scenicznego, zwłaszcza w sztukach Szekspira. Dopiął swego i kto wie, czego jeszcze by dokonał, gdyby nie przedwczesna śmierć w Łodzi podczas kolejnego tournée. Życiorys aktora aż się prosił o dramatyzację, zwłaszcza że pełno w nim luk.
Mikołajczyk wybrał opowieść niemal dokumentalną, choć wykorzystał elementy nie w pełni poświadczone - chodzi tu o współpracę Iry z ruchem wyzwolenia kobiet i anarchistami. Kto wie, jak było, ale motyw intrygujący. Powstał więc musical ciekawie skrojony, momentami nawet pasjonujący, lecz chyba przeładowany szczegółami i nie do końca dla widza czytelny. Może dla dramaturgii opowieści byłoby lepiej, gdyby autor zdecydował się na ekspozycję wybranego wątku, np. walki Iry o uznanie sceniczne.
Budzi też niedosyt główny bohater, czarnoskóry polski aktor Mikołaj Woubishet, bez wątpienia utalentowany, ale pozbawiony szekspirowskiej charyzmy. Ira - przynajmniej w zachowanych opisach - uznawany był za aktora o potężnej sile oddziaływania. Muzycznie spektakl nie porywa, ale jest solidnie zbudowany, choć zabrakło mocnego, wpadającego w ucho motywu przewodniego. Czy to źle, że Mikołajczyk podjął ryzyko sprawdzenia musicalu na scenie? Ależ nie. Nie ma innej drogi budowania polskiego repertuaru musicalowego niż tworzenie nowych, oryginalnych przedstawień.