„I tak nikt mi nie uwierzy” Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Postać i ponura historia Barbary jest w gnieźnieńskim spektaklu pretekstem do snucia całkiem współczesnej opowieści o tym, że to zawsze silniejsi określają narrację, że ich opowieści są obowiązujące, a te pochodzące od słabszych - są ośmieszane, postponowane, niewiarygodne; także o tym, że przemoc ma naturalną skłonność do eskalacji, i że - cóż, to już komentarz wybitnie współczesny - kobietom od zawsze odmawiało w mniej lub bardziej zawoalowany sposób prawa do posiadania ciała czy życia według własnej moralności.
Historia Barbary Zdunk, ostatniej europejki spalonej na stosie, była na tyle okrutna, że – właśnie – trudna do uwierzenia. I istotnie – nie mówiła, co ją spotkało, bo i „tak nikt jej nie uwierzył”. Nie będę może pisał, przez jakie kaźnie przechodziła, bo trochę nie o to chodzi i trochę ową przemocą twórcy epatują, odniosłem wrażenie, że dosłowność w tym metaforycznym jednak spektaklu nie dodawała, ale zabierała.
Trudno się tego tekstu słuchało, był mocno pourywany, jakby specjalnie chciano zmęczyć widza, przed monitorem całą energię skupiałem na jakieś posklejanie tej historii, na jej zrozumienie, czytam jednak w recenzjach, że to atut. No nie wiem, mnie to nie poruszyło.