Pierwsza po śmierci Krzysztofa Pendereckiego premiera operowa jego utworu pokazała, że muzyka mistrza żyje i wciąż wywiera na słuchaczach silne wrażenie. W Monachium zagrano „Diabły z Loudun”. Pisze Anna S. Dębowska w „Gazecie Wyborczej”.
Zmarły 29 marca 2020 r. Krzysztof Penderecki miał świetne wyczucie dramaturgii i teatru. Skomponował cztery znakomite opery, które ze względu na wymagania obsadowe i duże trudności wykonawcze nie są zbyt często grane.
Każda premiera jego opery jest więc dużym wydarzeniem, zwłaszcza „Diabłów z Loudun", które za sprawą swojej lucyferycznej, niesamowitej ekspresji zawsze gwarantują widzom silne przeżycia. W „Diabłach z Loudun" emocje sięgają zenitu, wszystko jest w tej operze: obłęd, opętanie, seks, intryga, a nawet egzorcyzmy, tortury i śmierć. Co więcej, libretto i partyturę napisał Penderecki z taką dokładnością i wyobraźnią, że reżyserowi nie pozostaje zwykle nic innego, tylko trzymać się ściśle wskazówek kompozytora, aby osiągnąć właściwy efekt.