Logo
Recenzje

Grawitacja nie obejmie nas

6.08.2025, 17:34 Wersja do druku

„Wicked” wg powieści Gregory’ego Maguire’a w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Małgorzata Jęczmyk-Głodkowska na blogu zpierwszegorzedu.pl.

fot. Krzysztof Bieliński / mat. teatru

Wiosną tego roku bujną zieleń w stolicy można było podziwiać nie tylko w Łazienkach czy Parku Skaryszewskim. Wyjątkowo zielonym miejscem stał się Teatr Muzyczny ROMA – i pozostanie taki na dłużej, a to za sprawą musicalu „Wicked”. Zieleń przy okazji tego spektaklu odmienia się na wszystkie sposoby – trudno tego uniknąć, skoro główną bohaterką jest zielona czarownica (i nie jest to żadna przenośnia), a amerykańskie zielone zapełniają konta producentów z szybkością lotu miotły, począwszy od broadwayowskiej premiery przedstawienia 22 lata temu (i powodując, że inni zapewne zielenieją z zazdrości).

Musical wyreżyserował Stephen Schwartz według scenariusza Winnie Holzman na podstawie powieści „Wicked: Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu” Gregory’ego Maguire’a z 1995 roku. Ale nie byłoby ani jednego, ani drugiego bez o sto lat starszego „Czarnoksiężnika z krainy Oz” Lymana Franka Bauma (1900) i bez jego filmowej adaptacji w reżyserii Victora Fleminga (1939). Dzięki niej Oz na dobre stało się częścią amerykańskiej popkultury.
Wspomniana powieść Maguire’a jest intertekstualną grą z wcześniejszym utworem Bauma, renarracją stawiającą w centrum wydarzeń tytułową Złą Czarownicę. Pozwala to na dokonanie nowych interpretacji czynów bohaterów i okoliczności, w których ich działania zaistniały. Schwartz sięgnął do takiego właśnie, niejednoznacznego i znacznie bardziej mrocznego niż pierwowzór tekstu.
Musical „Wicked” okazał się kurą znoszącą złote jajka (chociaż w zasadzie powinny być zielone, prawda?): ponad osiem tysięcy przedstawień na Broadwayu, ponad sześć tysięcy na West Endzie (i za oceanem, i w Londynie spektakl nadal jest grany). Od 5 kwietnia wersję non replica w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego można oglądać w ROMIE.

W rodzinie gubernatora Manczkinlandii rodzi się córka – owoc romansu żony gubernatora i tajemniczego nieznajomego. Całkiem zielony owoc. Jej pojawienie się na świecie budzi reakcje dalekie od entuzjazmu. Wychowywana głównie przez nianię, jako mała dziewczynka obwiniana jest o przyczynienie się do śmierci matki i niepełnosprawności ruchowej młodszej siostry. Z czasem wcale nie jest łatwiej. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację nastolatki tak dalece różniącej się od innych, która trafia do elitarnej szkoły (zresztą głównie dlatego, że ojciec wyznaczył jej zadanie opiekowania się siostrą).

Budowanie poczucia winy, brak akceptacji, odrzucenie przez rodziców i rówieśników, a potem także nakręcanie spirali strachu przed innością, kreowanie wspólnego wroga, by dzięki temu umocnić swoją pozycję, manipulowanie ludźmi, pokusy władzy, konformizm kontra wierność sobie – katalog tematów, które porusza „Wicked”, jest obszerny oraz aktualny. I podany w bardzo atrakcyjnym opakowaniu.

Scenografia Mariusza Napierały, reżyseria światła Marca Heinza oraz projekcje Pagode Studio to trzy równorzędne elementy współtworzące świat przedstawiony krainy Oz. Tradycyjne dekoracje, np. wnętrza sal wykładowych, pokoje w Shiz, spektakularne schody, dopełniane są wizualizacjami na ledowych ekranach, które, dodając przestrzeni kolejnych warstw, pogłębiają ją. Część scenografii przypomina wielką przysłonę aparatu, co pozwala w ciekawy sposób wprowadzać poszczególne sceny, ale umieszcza też opowieść w cudzysłowie i wskazuje na jej umowność. Fantasmagoryczna atmosfera budowana jest przez natężenie i dynamikę światła, które nadaje rytm kolejnym rozdziałom historii.

W kostiumach Martyny Kander, fryzurach Jagi Hupało i charakteryzacjach Sergiusza Osmańskiego można dostrzec rozmaite inspiracje. Różowe kreacje Galindy/ Glindy to błysk, przepych i kaskady tiulowej obfitości zdobionej perełkami i cekinami. Kroje, a także uczesania nawiązują do lat 60. Elfaba nosi ciemne szkolne mundurki, a potem sukienki – jedne i drugie podkręcone w stylu Wednesday Addams. Oryginalne kostiumy Fijera odzwierciedlają jego zmieniającą się rolę – najpierw majętnego, popularnego studenta, potem kapitana pałacowej straży. Suknie Madame Maskudnej, o wyrazistym charakterze, z przeskalowanymi ramionami, znamionują siłę właścicielki i jej atrakcyjność, a eleganckie fraki oraz płaszcze Czarodzieja dowodzą jego wyjątkowego statusu w Oz.

Ciekawie pomyślane zostały kostiumy dla bohaterów zbiorowych. Każda z grup ma jakiś wspólny mianownik, ale też elementy indywidualizujące postaci. Manczkinów łączą podobne fryzury. Uczennice i uczniowie Shiz noszą mundurki będące wypadkową ubiorów z amerykańskich high schools i elitarnych brytyjskich szkół, wyróżniające się a to innym krojem spódniczki, a to szerokością spodni, rodzajem rajstop czy butów. Stroje mieszkańców Szmaragdowego Miasta w odcieniach morskich, turkusach, butelkowych zieleniach różnią się fakturą, grubością materiałów, deseniami. Mat miesza się z błyskiem, a detale sięgające do science fiction z odniesieniami do mody wiktoriańskiej i steampunku.

Choreografka Agnieszka Brańska podkreślała, że muzyka o zmiennym metrum oraz nieoczywiste podziały rytmiczne były dużym wyzwaniem dla wszystkich podczas przygotowywania spektaklu. Trzeba przyznać, że zespół wykonał ogromną pracę. Tancerze w scenach zbiorowych („Życie to bal”, „Jeden dzień”) są zestrojeni ze sobą w punkt.
Zespół muzyczny pod kierownictwem Jakuba Lubowicza z łatwością steruje emocjami widowni, uwypuklając monumentalność lub liryczną ekspresję poszczególnych fragmentów partytury i numerów wokalnych.
Błyskotliwy przekład autorstwa Michała Wojnarowskiego pozwala zanurzyć się w opowieści także odbiorcom nieznającym literackich pierwowzorów.

Maruderzy mogą się zżymać, ale trudno temu zaprzeczyć – Teatr Muzyczny ROMA to prestiżowa i niewątpliwie najpopularniejsza scena musicalowa w Polsce. Jeśli dodać do tego fakt, że „Wicked” należy do czołówki tytułów gatunku, nie należy się dziwić, że na castingach stawił się prawie cały musicalowy świat.
W spektaklu można oglądać – w zależności od roli – dwie lub trzy różne obsady. Jestem przekonana, że którakolwiek pojawi się na scenie, zagwarantuje najwyższy poziom artystyczny.

Kreacja Marii Tyszkiewicz potwierdza, że postawienie na nią w roli Elfaby było trafną decyzją. Aktorka daje swej bohaterce dziewczęcy urok (bez usilnego zabiegania o sympatię widowni), skrywaną wrażliwość, ale też śmiałość, by wybrać własną drogę. Z czasem siła i samoświadomość młodej czarownicy rosną. Wie, że zbyt się wyróżnia, by móc wtopić się w tłum, i zdaje sobie sprawę, że inni jej tego nie wybaczą. Tyszkiewicz przekonująco pokazuje rozterki postaci i jej dojrzewanie.
Galinda jest zarozumiała, egotyczna i irytująca w swoim przeświadczeniu o byciu wyjątkową. Manipuluje innymi, przekonana, że robi to dla ich dobra. Zdarzają jej się na szczęście momenty refleksji nad swoim postępowaniem. Anna Federowicz doskonale oddaje jej cechy.
Obie artystki zachwycają swoimi interpretacjami solowych utworów i duetów, pokazując cały wachlarz wokalnych umiejętności.

Fijero Marcina Franca ma tyle niewymuszonego wdzięku i luzu, że trudno go nie lubić nawet w wersji: głupkowaty bogaty chłoptaś (a Czarodziej świadkiem, że do filmowego pałam wielką niechęcią). Aktor gra swobodnie, jakby od niechcenia, bawiąc się rolą.
Katarzyna Walczak tworzy na scenie portret pewnej siebie, apodyktycznej Madame Maskudnej, która bez zawahania i wyrzutów sumienia rozgrywa własne karty. Karol Jankiewicz wydobywa z Boqa jego pogodę ducha, nieco naiwną dobroduszność, a potem rozczarowanie oraz zranienie. Ciekawą, niejednoznaczną postać buduje Maria Juźwin jako Nessaroza. Nie sposób nie współczuć mądremu i przewidującemu Doktorowi Dillamondowi w interpretacji Przemysława Redkowskiego. Tomasz Steciuk wygrywa cyniczny urok Czarodzieja w każdym geście, nucie i słowie. „Sentymentalny pan” jest w rzeczywistości przebiegłym politycznym graczem, któremu nie można odmówić magnetyzmu.

Nie byłam (i chyba już nie zostanę) entuzjastką libretta „Wicked”. Motyw przyjaźni, o którym tyle się zawsze mówi przy okazji tego musicalu, jest mało wyrazisty. Owszem, początkowa niechęć Galindy i Elfaby wobec siebie stopniowo zmienia się w zrozumienie i szacunek, ale przyjaźń pozostaje bardziej w sferze deklaracji niż rzeczywistego zaistnienia. Deus ex machina objawiający się w postaci domku Dorotki porwanego przez tornado, by spaść na głowę postaci i ją unicestwić, to jedno z najgłupszych rozwiązań fabularnych, z jakimi miałam do czynienia (taaak, wiem, to z oryginalnego „Czarnoksiężnika…”,ale fakt ten wcale nie czyni go bardziej sensownym).
Dla tych wszakże, których, tak jak mnie, wymęczyła rozwlekła ponad miarę pierwsza część filmowej adaptacji musicalu, mam dobrą wiadomość: w wersji ROMY całość zamyka się w trzech godzinach (z przerwą). Dramaturgię przedstawienia utrzymuje w ryzach wielkie doświadczenie i reżyserska sprawność Wojciecha Kępczyńskiego, które sprawiają, że widz otrzymuje dobrze rozplanowane, spójne, świetnie zagrane i zaśpiewane, atrakcyjne wizualnie widowisko.

Finałowi daleko do baśniowego „żyli długo i szczęśliwie”. Strata dotyka każdego. Starożytna idea kalokagathii, wiążącej piękno z dobrem i etyką, zostaje zniekształcona w lustrze powierzchownego „celebrytyzmu”. Prawda nie jest atrakcyjna – lepiej więc niech pozostanie w ukryciu. Świętowanie jest dla ślicznych i popularnych. A jeżeli nawet trochę pustych – komu to przeszkadza?
I być może ta gorzka refleksja jest w „Wicked” najważniejsza.

Tytuł oryginalny

Grawitacja nie obejmie nas – „Wicked”

Źródło:

zpierwszegorzedu.pl
Link do źródła

Autor:

Małgorzata Jęczmyk-Głodkowska

Data publikacji oryginału:

05.08.2025

Sprawdź także