„Sędziowie" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Anny Augustynowicz z Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie na 48. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych. Pisze Ludwika Gołaszewska-Siwiak z Nowej Siły Krytycznej.
,,Sędziowie” to jedyny dramat, który Stanisław Wyspiański określił mianem tragedii, uznawany za jego ostatnie dzieło. Ta głęboko zanurzona w tradycji antycznej sztuka, to swoista spowiedź umierającego, wołanie o eschatologiczny ratunek, scena finałowa zdaje się przynosić ukojenie. Realizacja Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie, w reżyserii Anny Augustynowicz, nie daje jednoznacznej odpowiedzi.
Inspirację dla powstania ,,Sędziów” stanowiła galicyjska kronika kryminalna. W 1899 roku w niewielkiej wsi pod Stanisławowem doszło do morderstwa służącej w karczmie Jewdochy Abramczuk, będącej w siódmym miesiącu ciąży. Lokalna społeczność jednoznacznie wskazywała na syna karczmarza Samuela – Natana, młodego handlarza bydłem, który pozostawał z nią w bliskiej relacji. Makabryczna historia stała się dla Wyspiańskiego pretekstem do analizy źródła zła i odkupienia. I chociaż wydany w rok później werdykt sądu brzmiał „niewinny”, to pracujący nad dziełem pisarz zdecydował się pozostawić postać kochanka jednoznacznie złą.
Anna Augustynowicz wraca do ,,Sędziów” po prawie dwudziestu latach. Jak przy pracy nad lubelską realizacją do stworzenia scenografii zaprosiła Marka Brauna. Chociaż didaskalia dokładnie opisują wystrój karczmy, wygląd postaci (Wyspiański określa nawet ich tembr głosu), gnieźnieńska inscenizacja unika rodzajowości. Surową przestrzeń, zbudowana z drewna, wypełniają świdrujące dźwięki, potęgujące poczucie napięcia. Ubrani w cieliste kombinezony aktorzy poruszają się każdy w swoim, organicznym rytmie. Wszystkich jednak łączy puls wiersza. Za plecami aktorów migają senne wizualizacje. Szczególnie intensywne w scenach dwójkowych, nie pozostawiają niestety widzowi przestrzeni na samodzielną interpretację.
Bohaterowie praktycznie nie patrzą na siebie. Dialogują ze sobą poprzez widza – to on będzie sędzią. Towarzyszy im, snująca się w tle, nieistniejąca w dramacie postać Feige (Katarzyna Kalinowska). Antyczne fatum, nieszczęście, prawie niezauważalne, cicho obecne w codzienności, zwiastujące tragedię rodów. Dramaturgia spektaklu wydaje się być rozpięta między dwoma monologami. Jewdocha (Katarzyna Lis), niezmywalnie obciążona grzechem dzieciobójstwa, w ciągłym rozedrganiu, rojeniu, zdaje się szukać nie śmierci, a miłości. Z kolei monolog Samuela (Roland Nowak), zbudowany na kształt psalmu, z początku nieco oschły, mający coś z mowy obronnej, przechodzi w rozdzierającą modlitwę. Ojciec nie znajduje jednak ukojenia. Nie pojawia się deus ex machina – ksiądz z eucharystią. Uzdrowionemu z nienawiści nic nie zwróci ukochanego syna Joasa (Weronika Krystek) – ofiary przebłagalnej za grzech brata i ojca.
Karczma jest areną zmagań. Każdy z bohaterów chociaż na chwilę wdziewa czarne, niby kapłańskie szaty. Każdy niesie swój dogmat. Stanisław Wyspiański upatrywał odkupienia w odkryciu prawdy o sobie. To ona zmazuje wszelką winę. Przedłużeniem błagań Samuela jest żałobna pieśń Feige. Tu nadziei nie ma, jest nieuchronna samotność.
48. Opolskie Konfrontacje Teatralne, finał 9. Konkursu na Incenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”, 21–26 maja 2024
Ludwika Gołaszewska-Siwiak – studentka III roku filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Absolwentka szkoły muzycznej I stopnia w Opolu i krakowskiego Lart StudiO – Policealnego Studio Aktorskiego. Odbyła staż w Dzienniku Teatralnym.