Wszystko rozgrywa się zgodnie z przewidywaniami. Ledwo co umilkły brawa, ledwo obeschły łzy wzruszenia, ledwo prezes Kaczyński zmienił obowiązującą wersję hymnu "Boże, coś Polskę", a już rusza do boju kontrrewolucja kulturalna. Cwałuje pod biało-czerwonym sztandarem, świadoma tego, co słuszne i z ducha narodowe, a co obce, wstrętne, plugawe, nie nasze - pisze Michał Olszewski w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Celem numer jeden jest Jan Klata. To osobnik, którym kontrrewolucja straszy po nocach swoje dzieci. Z jakich przyczyn dokładnie? Nie wiadomo. Są poszlaki. Źle wygląda, ubiera się w te swoje perwersyjne ubrania. Bierze na warsztat polską klasykę i rozbiera ją do naga, a tak się przecież nie godzi. Zorganizował czytanie tekstu "Golgota Picnic". W samym tekście trudno co prawda znaleźć atak na chrześcijaństwo, ale ten obrazoburczy tytuł został zapamiętany przez wrażliwą na szarganie świętości część społeczeństwa. Segda wcześniej grała św. Faustynę. Prowokacja! Klata zatrudnił też Dorotę Segdę, żeby udawała kopulację na scenie, a wiadomo, Dorota Segda wcześniej grała św. Faustynę. To prowokacja niewybaczalna, to uderzenie w najświętsze rudymenty naszej kultury, to policzek i plwocina. A co, jeśli się owej sytuacji nie przetnie i Klata pójdzie jeszcze dalej w swoich chorych rojeniach, zatrudniając Piotra Adamczyka w roli Mefistofel