EN

12.12.2023, 11:12 Wersja do druku

En face z Marią Pietruszą-Budzyńską

III Konferencja Ruchu Teatrów Amatorskich w Podlaskim Instytucie Kultury w Białymstoku przebiegła dla mnie pod znakiem kolejnego fascynującego spotkania z Marią Pietruszą-Budzyńską – twórczynią i pionierką terapii przez teatr, czyli Teatroterapii, dla ludzi wykluczonych i dyskryminowanych z powodu niepełnosprawności, w tym intelektualnej.  Pisze Jolanta Hinc-Mackiewicz w  „Teatrologii.info”.

Mam kilka osób, z którymi mogę się nie widzieć latami, a gdy się spotkamy – to jakby nie istniał upływ czasu. Rozumiemy się w jednej chwili. Taką osobą jest Maria Pietrusza-Budzyńska. Spotkałyśmy się po raz pierwszy w 1996 roku na Przystanku Olecko, organizowanym corocznie działaniu artystycznym obejmującym wiele dziedzin, ale głównie opartym na spotkaniu artystów teatralnych i muzyków. To niezwykłe przedsięwzięcie podobnie jak SZTAMA – Spotkania z Teatrem Amatorskim – było zainicjowane przez Marka Gałązkę – mojego pierwszego nauczyciela teatru, dzięki któremu dużo wcześniej poznałam między innymi twórców Teatru Adekwatnego – Magdę Teresę Wójcik i Henryka Boukołowskiego, na warsztatach latem niezwykłego roku 1980.

Podczas Przystanku Olecko, który w 1996 ściągał tłumy zwariowanych wielbicieli klimatów rodem ze słynnego serialu telewizyjnego Przystanek Alaska, poznałam też wspaniałych artystów, między innymi Mirosława Kocura i Janusza Stolarskiego. Obaj przyjechali do małego mazurskiego miasteczka na zaproszenie Gałązki, by zrealizować warsztaty teatralne zakończone pokazem na podstawie Don Kichota Cervantesa. Kocur reżyserował, a Stolarski prowadził warsztaty i grał rolę Don Kichota. Zapisałam się na te warsztaty i dojeżdżałam na nie codziennie z Suwałk. Miałam nadzieję, że nikt z mojego miasta nie wpadnie na pomysł, by przyjechać na prezentację, bo właśnie wygrałam konkurs na dyrektora Młodzieżowego Domu Kultury i to, co robiłam, wydawało mi się zupełnie niepoważne, ale nie mogłam się oprzeć. Gałązka nie informował, kto będzie uczestnikiem całego przedsięwzięcia. Było dla mnie dużym zaskoczeniem, że biorę udział w warsztatach nie tylko ze zwykłymi, nawiedzonymi jak ja, miłośnikami teatru, ale także z uczestnikami Warsztatów Terapii Zajęciowej z Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie i dużą grupą opiekunów niepełnosprawnych członków zespołu Teatroterapii.

Dość powiedzieć, że do dziś zapadł mi w pamięć niezwykły spektakl z udziałem Dulcynei, w której to roli wystąpiła Aleksandra Hładki – dziewczyna z zespołem Downa rzucająca różę z balkonu Don Kichotowi granemu przez zachwycającego urodą, wdziękiem i bezpretensjonalnością młodego Stolarskiego – wybitnego zawodowego aktora Teatru Polskiego w Poznaniu, dziś także animatora i reżysera poznańskich „Ósemek”.

Kocur usadził widzów przy ogromnym stole pośrodku sali teatralnej, a wykonawcom powierzył wypełnianie zadań w przestrzeni wokół odbiorców, ponad nimi i wśród nich. Multiplikacje sekwencji i inne zastosowane przez niego pomysły reżyserskie dopełniły wrażenia niezwykłości tego przedsięwzięcia. Później wielokrotnie widziałam podobne rozwiązania, choćby we wspomnianym już w którymś z poprzednich moich felietonów przedstawieniu bydgoskiego Studia Czyczkowy, a granie pośród widzów doskonale pamiętam z Adekwatnego przy ulicy Brzozowej w Warszawie. A jednak wspomnienie tego spektaklu i wzruszenie jest nadal świeże. Zdumienie, że wszyscy wykonawcy byli tak samo traktowani przez twórców tego przedstawienia, było udziałem nie tylko moim, ale i widzów. Zaskoczenie, że niepełnosprawni aktorzy nie zostali „użyci”, tylko że grają – na miarę swoich możliwości, na własnych prawach, znakomicie wkomponowani w strukturę pokazu.

Spotkanie w Olecku przyniosło rezultaty w postaci zaproszenia Mirosława Kocura do prowadzenia wykładu z historii teatru podczas realizowanego wówczas przeze mnie cyklu Edukacji Teatralnej „Ismena”. I zachwyceni niezwykle dynamicznym wykładowcą moi uczniowie – uczyłam wtedy w jednym z suwalskich liceów – z podejrzanymi uśmieszkami twierdzili, że przedstawiałam im niepełny obraz starożytnych Greków, zupełnie inny niż ten, który poznali podczas wykładu Kocura. Wielokrotnie zapraszałam także Stolarskiego do Suwałk ze spektaklami Ecce homo oraz Zemsta czerwonych bucików i warsztatami podczas „Ismeny” oraz w trakcie Suwalskich Eksploracji Teatralnych SET czy zwyczajnych warsztatów dla mojego zespołu. Ostatnio Janusz przyjął też zaproszenie do współtworzenia w Białymstoku czytania performatywnego, które dla naszego tygodnika wraz z Tomkiem Wójcikiem zrobiliśmy z jego udziałem oraz aktorów Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki (m.in. z Markiem Cichuckim i Arletą Godziszewską w rolach głównych). Pod tym linkiem można do tej realizacji powrócić: https://teatrologia.pl/autorzy/artur-grabowski/artur-grabowski-w-nocy-lepiej-widac-glosy-wideo-calosci/

Gdy przygotowywaliśmy kostiumy do wyjścia na scenę w Olecku, a aktorzy z WTZ byli charakteryzowani przez współpracowniczki Marii Pietruszy-Budzyńskiej – cały zespół pracujący na efekt sceniczny, wtedy, gdy zobaczyłam, że wszyscy mamy taką samą tremę, my sprawni – wtedy w pełni – i oni – sprawni inaczej – zrozumiałam, że mój lęk i opór, by nie być z nimi porównywaną na tej samej scenie wynika z niezrozumienia i moich uprzedzeń, z tej nieakceptacji lepkości – z jaką kojarzyła mi się nadmierna bliskość fizyczna w kontaktach ze współuczestnikami warsztatów. To było dla mnie zderzenie z Innym.

Dlatego na międzynarodowy festiwal teatrów alternatywnych SET w Suwałkach zaprosiłam tuż po spotkaniu w Olecku także Teatroterapię z Teatru im. Osterwy w Lublinie. Zaprosiłam do udziału w konkursie na równi z w pełni sprawnymi aktorami. I gościłam ten zespół jeszcze kilkukrotnie w Suwałkach.

Jedno z tych spotkań z Tadeuszem Nyczkiem, komisarzem festiwalu w 1998, dla Marii Pietruszy-Budzyńskiej było tak traumatyczne, że powtarza do dziś, co usłyszała od znanego krytyka. Umieszcza te słowa na stronie Fundacji Teatroterapia Lubelska i w swoich wydawnictwach: „Ludzie chorzy, dzieci i zwierzęta nie mają prawa wstępu na scenę”. Ale Budzyńska dodaje, że po obejrzeniu na tych samych Eksploracjach performansu aktorów z Zamościa, Nyczek napisał w recenzji na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej” zdanie odwołujące to stwierdzenie i akceptujące poszukiwania piękna w działaniach twórców z Teatroterapii w porównaniu z tym, co na scenie czynią farbami młodzi performerzy dezawuujący piękno swych nagich ciał.

Powiedzieć, że Maria Budzyńska jest postacią niezwykłą – to truizm. Że kocha swoich ludzi, jak ich nazywa, opiekuje się nimi jak najbliższą rodziną – nie oddaje tego, jak ona walczy o nich. Jak lwica rzuci się na każdego, u kogo podejrzewałaby cień uprzedzenia. Walczy o prawo do uznania ludzi niepełnosprawnych, w tym intelektualnie, za równoprawnych członków społeczeństwa, któremu mają oni wiele do zaoferowania. Maria wraz z zespołem realizatorów i terapeutów zaangażowanych w proces twórczy i proces socjalizacji członków zespołu Teatroterapii tworzy niezwykłe, wzruszające i porywające metaforyką przedstawienia. Realizuje wystawy, pokazy mody, happeningi, akcje typu flash mob – np. w galeriach handlowych w Lublinie i Gdańsku. Prowadzi galerię sztuki ART. BRUT, której powstanie zainspirowała twórczość autystycznej mieszkanki Lublina Dominiki Mendel, komunikującej się z otoczeniem za pomocą rysunków i obrazów. Budzyńska niezwykle dba o jakość wydawnictw, tekstów i dokumentów poświęconych działalności Teatroterapii Lubelskiej, współpracując z wybitnymi fotografikami, jak Aleq Budzyński, Iwona Burdzanowska, Katarzyna Pałetko i choreografem Jackiem Tomasikiem, reżyserami takimi jak Łukasz Witt-Michałowski czy Jacek Kasprzak. O Teatroterapii Lubelskiej powstały filmy w reżyserii Nataszy Ziółkowskiej-Kurczuk (Był sobie klaun, 1996; Sześć postaci, 2011) i Magdaleny Piekorz (Labirynt, 2001). Aktorzy Teatroterapii wystąpili w serialu TVP Głęboka woda w odcinkach reżyserowanych przez Magdalenę Łazarkiewicz.

Maria Pietrusza-Budzyńska jest postacią wybitną i nie tylko Lublin docenia dokonania jej i zespołu. Szczególnie ceniona jest jako wykładowczyni arteterapii na uczelniach w Lublinie (Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej), Berlinie, Kijowie, Moskwie i Łodzi. A ostatnio zaproponował jej współpracę Uniwersytet Śląski w Katowicach, gdzie ma wykładać teatroterapię.

„Teatroterapia to uniwersalna strategia wykorzystująca teatr jako sprawcze narzędzie społeczne i kulturowe zapobiegające wykluczaniu/wykluczeniu ludzi (nie)pełnosprawnych. Teatroterapia to jeden z uniwersalnych sposobów nobilitacji osobistej i społecznej ludzi z upośledzeniem umysłowym, którzy nie posiadają specjalnych uzdolnień predyspozycji aktorskich, ale są gotowi do podjęcia aktywności twórczej ze względu na potrzebę współdziałania i współuczestniczenia w tworzeniu kultury i sztuki.” – tak o swojej koncepcji i idei pisze Maria w wydawnictwie (nie)śmiertelni.

I prowokacyjnie nawiązując do swoich aktorów, dodaje: „tylko teatr – konkretnie i namacalnie – może pokazywać walkę (nie)normalnych o własne, suwerenne pole ekspresji i ich poszukiwanie oddanych/rozumnych sprzymierzeńców w tejże sprawie.”

Maria Budzyńska działa w tej sferze od blisko trzydziestu lat – dokonała wiele, powstało kilkadziesiąt prac naukowych o fenomenie Teatroterapii Lubelskiej. Jest wiele miejsc w Polsce, w których niepełnosprawni intelektualnie i/lub fizycznie – nie są traktowani jak podopieczni, jak osoby z niepełnosprawnością, tylko po prostu jak ludzie.

O to walczy założycielka pierwszego, zinstytucjonalizowanego Teatru Ludzi Niepełnosprawnych – Ludzi Marii. Walczy nawet wbrew temu, co wydaje się oczywistością w środowisku pracujących z ludźmi naznaczonymi upośledzeniem, co jest normą w społeczeństwach zachodnich – by nie nazywać tych ludzi w specjalny sposób – person with a disability, by wymieniając wykonawców – wymieniać nazwiska niepełnosprawnych aktorów, a nie je pomijać.

Do utworzenia Teatroterapii dotarła poprzez wcześniej zainicjowany przez siebie eksperyment pedagogiczny, oparty m.in. na poszukiwaniu własnych metod pracy i sposobów działania przez zastosowanie technik teatralnych w rehabilitacji osób z upośledzeniem umysłowym. Jej teatr to eksperyment społeczny i teatralny, który był wydarzeniem artystycznym w 2005 roku. Po latach spowodował przełom mentalny i świadomościowy w społeczeństwie, ale i umożliwił emancypację tak niepełnosprawnym aktorom, jak i wielu wybitnym twórcom i teatrom, w których grają i pracują ludzie z niepełnosprawnościami, jak warszawski Teatr 21. W Białymstoku o jego doświadczeniach opowiadała Wiktoria Siedlecka-Dorosz. A o tańcu intuicyjnym, który łączy działania tancerzy i ludzi z niepełnosprawnością – na wózkach, niewidomych i niedowidzących lub Głuchych opowiedziała na konferencji Dorota Baranowska, choreografka działająca w Białymstoku.

Wykład Marii Pietruszy-Budzyńskiej w programie III Konferencji Ruchu Teatrów Amatorskich odbywał się w białostockich Spodkach, czyli Podlaskim Instytucie Kultury, który inicjuje na znakomitym poziomie szereg ważnych spotkań i warsztatów o zasięgu regionalnym. Program dwudniowej konferencji zachęcił mnie do zaprezentowania krótkiej historii prowadzonego przeze mnie przez blisko 30 lat Teatru Efemerycznego, choć go nie sytuuję wśród teatrów amatorskich, a raczej alternatywnych, posługujących się jednak zasadniczo innym językiem. Ale chciałam przypomnieć o dokonaniach moich aktorów i na historię moich zespołów, które nazywałam Efemerycznymi, spojrzeć pod kątem mojego oddziaływania na pracę amatorów – uczenie ich profesjonalizmu we wszystkim, czego się podejmują i odwagi, która im umożliwi odniesienie sukcesu w dowolnej dziedzinie. A poza tym z perspektywy miejsca, w którym obecnie jestem zatrudniona – Teatru Dramatycznego – nie da się zaprzeczyć, że pracowałam z amatorami, którym najtrudniej jest powtórzyć założony i osiągnięty efekt. Jednak moi aktorzy zawsze wiedzieli, czym jest prawda scenicznego wyrazu i co poszło nie tak – zupełnie jak profesjonalni aktorzy, którym się to zdarza, skoro reżyser wyjedzie. Dlatego zniechęcałam moich aktorów do pójścia drogą zawodowców. Niestety – albo na ich szczęście – nie wszyscy mnie posłuchali.

Te felietony mają dla mnie o tyle wartość, o ile przypominają ludzi ważnych i znaczących w teatralnych spotkaniach. Dzięki wolontariuszom i przyjaciołom z Teatru Efemerycznego mogłam zaprosić na Suwalskie Eksploracje Teatralne Marię Pietruszę-Budzyńską z jej Teatroterapią. Maria mówi, nobilitując mnie w ten sposób na białostockim podwórku, że byłam pierwszą, która się odważyła zrównać zdrowych z niepełnosprawnymi aktorami w konkursie. Ale Maria była i jest jak taran – gdyby nie Suwałki, dobiłaby się na inny festiwal i zainicjowała ten proces, który trwa i idzie bardzo powoli. Jest ekspertem w tej dziedzinie i niekwestionowanym autorytetem, zwracającym nam uwagę na drobiazgi, którymi dyskryminujemy ludzi niepełnosprawnych. Sprawdźcie, jak to jest u was? Czy toaleta w waszej instytucji dla ludzi niepełnoprawnych ma oznaczenie dla kobiet i mężczyzn? Czy wy też postrzegacie niepełnosprawnych jako ludzi poza płcią?

Znów się nauczyłam czegoś od Marii Pietruszy-Budzyńskiej. I jeszcze tego, że nieważne, czy jest na sali osoba Głucha – obecność tłumacza dla Głuchych na scenie zmienia nasze postrzeganie rzeczywistości, świata i spektaklu, którego tłumacz jest współtwórcą.

A propos – pierwszy do współpracy na wspólne warsztaty teatralne Teatroterapię i Marię Pietruszę-Budzyńską zaprosił do Olecka Marek Gałązka w 1997 roku.

Tytuł oryginalny

En face z Marią Pietruszą-Budzyńską

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Jolanta Hinc-Mackiewicz

Data publikacji oryginału:

07.12.2023

Wątki tematyczne