EN

21.01.2022, 10:02 Wersja do druku

Emocjonalny klincz

„Kruk z Tower” Andreia Iwanowa w reż. Roberta Latuska w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Magda Kuydowicz w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Greg Noo-wak / mat. teatru

Tekst rosyjskiego dramaturga jest naprawdę świetny i do tego bardzo aktualny. Historia matki i syna, którzy po stracie męża i ojca nie potrafią się porozumieć i szukają ratunku w rozmowach na facebooku, to genialny punkt wyjścia do emocjonującej opowieści o relacjach w osieroconej rodzinie. Sami artyści Teatru Jaracza wybrali tekst  i stworzyli to przedstawienie z własnej inicjatywy, apetyt widza więc rośnie z każdą minutą ich obecności na scenie.

Ewa Audykowska-Wiśniewska jako Matka i Mateusz Czwartosz w roli Kostii  stopniowo wprowadzają nas w  nastrój napięcia i smutku. Matka opowiada ile robi dla syna, jak za nim tęskni, gdy tymczasem on zwierza się z nienawiści do najbliższej mu osoby, z którą nie ma ochoty rozmawiać, siadać przy jednym stole czy nawet przebywać w jednym pomieszczeniu. Zamknięcie w emocjonalnym klinczu dwóch osób, które nie potrafią mówić jasno czego od siebie oczekują, wydaje się być sytuacją bez wyjścia. Dlaczego porozumienie między matką a synem jest  takie trudne? Okazuje się, że po pierwsze dlatego, iż nie zadbali o komunikację przed laty, poza tym także z powodu tego, że są oboje bardzo do siebie podobni. Matka jest urzędniczką, ale ma artystyczną duszę i pisze wiersze. Syn, zbuntowany i zafascynowany darknetem, także jest poetą. Oboje nie znajdują spełnienia swoich artystycznych tęsknot i nie realizują aspiracji do bycia kimś więcej, niż tylko zwykłym zjadaczem chleba. Rodzicielka nie rozumie, że syn szczęśliwy to nie ten czysty i nakarmiony, ale ten, dla którego ma się czas i którego ma się ochotę wysłuchać, któremu daje się szansę na dokonywanie życiowych wyborów, czujący zaufanie i wsparcie najbliższych. Zaś szczęśliwa matka to kobieta spełniona, która wie czego chce od życia i jest otwarta na nowe związki po długiej żałobie. Taka, która ma prawo do samorealizacji. Tylko, że tego z kolei nie rozumie Kostia.

Matka wie jedno – nie wolno jej stracić kontaktu z synem. Podstępem zdobywa jego zaufanie i zaprzyjaźnia się z Kostią w sieci. Próbuje mówić jego językiem i jednocześnie wydobywać od jedynaka informacje o przyczynach jego buntu i alienacji. Te sceny są najlepsze zarówno aktorsko, jak i inscenizacyjnie. Widać autentyczne emocje rozzłoszczonej postawą syna matki, on zaś się przed nią odsłania, uśmierca ją w rozmowie na czacie, by swobodnie idealizować postać nieżyjącego ojca. Staje się też dobrym doradcą, gdy czatująca z nim matka pyta o to, co zrobić ze zbuntowanym młodszym bratem, którym się rzekomo opiekuje. Nagle Kostia zaczyna jej mówić o tym, czego młody mężczyzna potrzebuje, przed czym może się buntować, na czym mu zależy. Zwierza się ze źle zakończonej historii miłosnej, z braku zaufania do dziewczyn, z tęsknoty za bliskością z kobietą. Staje się wzruszający, ciepły i łagodny. Ładnie i prosto zostało to przez oboje aktorów zagrane.

Formuła mówienia wprost do widza, a nie do siebie (bohaterowie rozmawiają przecież w sieci), powoduje, że aktorom nie jest łatwo pokazać na scenie autentyczne  emocje. Zbyt zajęci formą, chwilami zapominają o treści. W tak kameralnej poetyce spektaklu, gdzie dwójka bohaterów jest zamknięta w małej przestrzeni, a jedyne rekwizyty to krzesło i klatka dla ptaków, artyści skazani są tylko na siebie. Fizycznie znakomicie dobrany do roli Kostii Mateusz Czwartosz nie potrafi do końca pokazać istoty złożonej i toksycznej relacji z matką. Dobrze natomiast czuje postać samotnika, który pragnie bliskości, przyjaźni i troski. Gdy siada na oparciu krzesła, i zasłania twarz kapturem, staje się tytułowym krukiem zamkniętym w samotnej wieży swojego pokoju.

Ewa Audykowska-Wiśniewska ma sporo scenicznego wdzięku oraz tak zwaną „aktorską gotowość”. I to pozwala jej na szybkie wejście w postać matki. Czujemy ból i samotność jej bohaterki, ale istoty jej relacji z synem już nie jesteśmy tacy pewni. Muszą oni oboje przejść poważną próbę charakterów. Zmierzyć się ze sobą.

Iwanow mówi nam w swoim dramacie o prostej prawdzie, o tym, że  zawsze, nawet po traumie spowodowanej żałobą, warto  zadbać o realizację choć części swoich pragnień, by życie uczynić znośniejszym. Ważne, że my, widzowie, byliśmy świadkami tej walki o lepszy los obojga samotników. A tylko czas pozwoli się im dotrzeć – zarówno aktorom na scenie, jak i samym bohaterom w życiu.

„Kruk z Tower” to ważny i wartościowy tekst. Zmuszający do myślenia. Dlatego  warto wybrać się do Teatru Jaracza, by jego sceniczną realizację zobaczyć.

Tytuł oryginalny

Emocjonalny klincz

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła